Napisałam w ostatnim poście, że wartość jest w nas.
Myślę, że niejeden z nas, dorosłych ma z tym nie mały problem. Nie mam tu na myśli oczywiście skrajnych przypadków narcyzmu i przekonania do wielkości własnego ego. Nie piszę też o przemądrzałości. Owszem takich ludzi spotykam i to nierzadko wcale. Myślę raczej o przeciętnym, statystycznym Polaku. Nie dość, że wciąż narzekamy. Jakby nam się płyta zacięła. Na dodatek na utworze, który w ogóle nie powinien się pojawić na płycie pt. „życie”. To dodatkowo nie wierzymy we własne siły. No dobrze, jeżeli już odrobinę zaczynamy wierzyć, to jakimś cudem tak łatwo znajduje się ktoś, kto nam te skrzydła bez najmniejszego kłopotu podcina. Nawet nie musi się zbytnio starać. Wystarczy jedno słowo, żeby zasiał w nas ziarenko niepewności… a ono już pociąga całą lawinę. Niejednokrotnie, pomimo wykształcenia, kolejnych sukcesów w pracy, w życiu osobistym. Dlaczego?…
Powodów jest wiele. Uwarunkowań psychicznych również. Wiele zależy od osobowości. Ale skąd się to bierze? Czy jesteśmy w stanie zmienić myślenie? Myślę, że nam dorosłym jest trudniej – ale warto nad tym codziennie pracować i nie szukać potwierdzenia własnej wartości w drugim człowieku. Człowieku, który często zna tylko naszą powierzchowność.
Na pewno warto się pochylić pod tym względem nad dzieckiem… swoim, czyimś. Pewność siebie, poczucie własnej wartości to bardzo potrzebna cecha. Kształtuje się właśnie już w dzieciństwie. W okresie, którego nie pamiętamy, a który warunkuje nasze widzenie siebie. Myślimy o sobie to, co myśleli o nas nasi rodzice, najbliżsi. Tak też na siebie patrzymy. Dlatego my rodzice mamy na to tak wielki wpływ. Czasem niestety nie jesteśmy tego świadomi.
Staram się na to zwracać codziennie uwagę. Przyznam jednak szczerze, że wcale nie jest to takie proste, jakim mogłoby się wydawać.
Dziś zacznę od MĄDRYCH POCHWAŁ
Mówię „pięknie wyglądasz” kiedy zakłada sukienkę – Ann zaczyna zwracać zbyt wielką uwagę na ubiór.
Mówię, że jest mądra, to myśli, że wie wszystko (nawet lepiej ode mnie).
I wtedy się zastanawiam co, kiedy i jak ująć. Tak, żeby 4 latek zrozumiał wszystkie słowa, a jednocześnie ich przekaz. We wszystkim trzeba szukać równowagi. Od jakiegoś czasu (dłuższego) mówię jej szczerze, co myślę. Kiedy wiem, jestem przekonana, że stać ją na więcej, że mogłaby lepiej, to jej to po prostu spokojnie mówię. Nie chwalę, bo tak powinnam. Ona to wyczuwa. Dzieci bardzo szybko wyczuwają fałsz. Czasem wolę powiedzieć, że obrazek, który narysowała jest ładny, ale mogła się bardziej przyłożyć. Wiem, co jest dla niej osiągnięciem, na co ją stać. Ona też to wie.
Na co dzień jest mnóstwo okazji, by mądrze i szczerze pochwalić swoje dziecko. Jest to szczególnie ważne, żeby chciało podjąć kolejną próbę, żeby się nie poddawało.
Spotykam różne dzieci. Jedne z góry zakładają własną porażkę. Nawet nie zamierzają podjąć próby, żeby się nie zbłaźnić przed pozostałymi. Stawiają przed sobą mur, który bardzo ciężko ominąć. A szkoda. Bo zazwyczaj to wspaniałe dzieci, którym po prostu podcina się skrzydła.
KRYTYKA
Jest to też bezpośrednio związane z krytyką… oj tak ta nam o wiele łatwiej przychodzi niż pochwały. Zresztą nie tylko względem dzieci. Skąd się to bierze, że zamiast wyciągać mocne strony, tropimy błędy i potknięcia? Po co? Jeżeli dziecko wraca do szkoły z ocenami to rodzic zamiast skupić się na czterech piątkach, zwróci uwagę na jedną, jedyną jedynkę… Nie wzmacniamy poczucia wartości. Wzmacniamy poczucie słabości. Dziecko nie musi być ze wszystkiego najlepsze. Nie musi!
Pamiętajmy, że dziecko to żywy człowiek. Odrębna jednostka, którą musimy we właściwy sposób pokierować. A przede wszystkim nie jest jakąś tam naszą wizytówką.
Dzieci z niską samooceną są bardzo wrażliwe na krytykę. Przysparza to im i ludziom z ich otoczenia wielu kłopotów. Tym bardziej to smutne, że słyszą krytykę nawet tam, gdzie jej nie ma. Zamykają się na świat. Wolą milczeć. Oddalają się.