„Nastolatka uprawiała seks analny z dwoma chłopcami, doszło do perforacji odbytu”.
„12-latka zaszła w ciążę z własnym ojcem”.
„Co roku w Polsce 15 tysięcy dziewczyn poniżej 15 roku życia zachodzi w ciążę”.
„Czy cztery godziny po tym jak się masturbowałem (umyłem ręce) moja dziewczyna mogła zajść w ciążę, gdy dotykałem ją TAM palcami”.
„Mam 15 lat, moi rodzice pobili mnie, gdy się dowiedzieli, że uprawiam seks”.
„Mam 14 lat, uprawiam seks z moim chłopakiem, on ma 31 lat. Czy grozi mu za to jakaś kara?”.
„Nie chcę uprawiać seksu analnego, jak odmówić mojemu chłopakowi”.
„Nie mam okresu od trzech tygodni, nie uprawiałam seksu, czy mogę być w ciąży”.
„Mam problem, oglądam pornosy i czy to normalne, że mam 12 lat i mnie to wciąga”.
To część przykładów pojawiających się przy dyskusji wokół edukacji seksualnej dzieci i młodzieży. Niektóre z nich to odebrane w minione wakacje przez dyżurujących przy „Wakacyjnym Telefonie Zaufania Grupy Ponton” telefony, SMS-y.
Ilu z nas rozmawia z dziećmi o seksie? Ale nie ograniczając się do rozmowy z dziewczynkami co to jest okres, a z chłopcami, że podczas seksu dziewczyna może zajść w ciążę, ewentualnie, żeby się nie masturbował, bo to nic dobrego. Ilu z nas rozmawia z dziećmi o seksie szczerze, bez ogródek? Mówi o tym, że pornografia wypacza obraz seksu. Że jeśli dziewczyna mówi „nie” to znaczy, że „nie”. A ilu z nas mówi dziewczynkom, że ZAWSZE mają prawo to „nie” powiedzieć.
Ilu z nas mówi, że seks to przyjemność, że masturbacja to naturalny etap rozwoju i poznawania swojego ciała. Ilu odpowiada na pytanie: „Mamo, a co znaczy seksowny?”. Ilu mówi o antykoncepcji, ile idzie córkami do ginekologa?
Ilu z nas nie mówi: „Jesteś na to za młoda”, „W twoim wieku powinnaś się uczyć”, „Będziesz starszy to pogadamy”?
Później już dzieci nie pytają, a nam się wydaje, że jak nie pytają, to albo wszystko wiedzą, albo nic złego się nie dzieje.
I nie musi się zdarzyć żadna tragedia. Twój syn nie musi bawić się w gimnazjalne „słoneczko”, a twoja córka nie musi iść do łóżka ze swoim chłopakiem wbrew sobie, ale chcąc mu dać „dowód swojej miłości”. Nie musisz dowiedzieć się, że twoje dziecko jest gejem lub lesbijką, kiedy będzie mieć 25 lub więcej lat i kiedy wykrzyczy ci to w twarz nie mogąc znieść presji przyprowadzenia partnera – tego na całe życie.
Twoja córka nie musi uprawiać seksu tylko po ciemku, bez orgazmu, a twój syn nie musi traktować każdej kobiety przedmiotowo, a seksu tylko dla zaspokojenia własnych potrzeb. Związki twoich dzieci nie muszą się rozpadać z powodu braku namiętności w łóżku i kiepskiego życia intymnego. Bo ona nagle w wieku 40 lat dowie się, czym jest prawdziwy orgazm, kiedy ulegnie koledze na wyjeździe integracyjnym, a on pozna kobietę, która będzie otwarcie mówić o tym, co jej sprawia przyjemność i czego oczekuje w łóżku.
Oczywiście, że tak być nie musi. Bo może jakimś cudem wasze dzieci trafią na mądrych dorosłych, którzy zamiast was z nimi porozmawiają, wytłumaczą. Opowiedzą. Nie będą się czerwienić i wstydzić, może otwarcie przyznają, z czegoś nie wiedzą i muszą to sprawdzić. Nie będą mówić, że „takimi” rzeczami nie powinni się interesować. I tak jak z seksem, tak z rozmową o seksie muszą jeszcze poczekać.
Kiedy zdamy sobie sprawę, że seks jest częścią naszego życia, także życia naszych dzieci, że seks je interesuje, interesuje je ich ciało i ciało koleżanek czy kolegów. Kiedy zrozumiemy, że nie warto czekać, gdy same zaczną pytać, tylko przygotować się do takiej rozmowy. Powiedzieć, że to bardzo dla was ważne, by wasze dziecko było świadome wszystkich konsekwencji związanych z seksualnym rozwojem. I nie chodzi mi tylko o ciążę, ale o mówienie „nie”, o szanowanie kobiet, o przyjemność jaką z seksu można czerpać. Kto uczył, albo ma zamiar nauczyć syna, jak prawidłowo założyć prezerwatywę, kto powiedział córce: „Chcesz współżyć, chodźmy do lekarza, niech cię zabezpieczy”. Nie mówienie o seksie nie sprawi, że w życiu naszych dzieci on się nie pojawi, albo, że się pojawi w odpowiednim czasie. To stanie się szybciej, niż pewnie byśmy chcieli.
I kiedy czytam, że edukacja seksualna rozdmucha niepotrzebnie seksualność dzieci, to łapię się za głowę? W jakim świecie my żyjemy. Dyskutujemy o aborcji, o antykoncepcji, a przecież powinniśmy zacząć u podstaw. Uczyć młodzież, czym seks jest, a co jest jego wypaczaniem, co dewiacją. Dzieciom mówić, że penis, fiut, wacek, k*tas i ch*j to określenia tego, co popularnie i grzecznie nazywane jest siusiakiem. Dziewczynki między nogami niekoniecznie mają kwiatuszek czy pączuszek, ale też zwykłą cipkę i łechtaczkę. I o tej łechtaczce powinni wiedzieć też chłopcy.
Koleżanka nauczycielka zapytana o to, jak w jej szkole wyglądają WDŻ-ety (zajęcia z „Wychowanie do życia w rodzinie”), powiedziała: „Organizowane są tak, że dzieciakom nie chce się na nie czekać, bo mają dwa okienka”. Inna: „U nas uczy katechetka, gdy spytałam, jak chce dzieciom mówić o antykoncepcji powiedziała, że już w tym jej głowa, żeby nie powiedzieć zbyt wiele”.
Przecież to brak szacunku dla młodego człowieka, lekceważenie wszystkiego tego, co napawa go ciekawością, ale też masą wątpliwości. Jak można powiedzieć, że zgwałcona nastolatka, której odmówi się aborcji może oddać dziecko do adopcji? Trzeba być pełnym pogardy wobec drugiego człowieka mówiąc takie słowa. Trzeba gardzić kobietami i kobiecością. Trzeba nie mieć sumienia zabierając kobietom prawo wyboru.
Czy ktoś się zastanowił, dlaczego my w ogóle publicznie rozmawiamy o aborcji, antykoncepcji, gwałtach? Dlaczego zamiast bić pianę, słuchać i pozwalać słuchać naszym dzieciom o tych wszystkich absurdach, które dalekie są od kiepskiego żartu, nie usiądziemy i nie powiemy: „Kochanie, seks jest jedną z najlepszych rzeczy, która cię w życiu spotka. Ale, żeby był najlepszą, chciałabym, żebyś o czymś wiedziała/wiedział…”.
Boicie się? Wstydzicie? Nie wiecie, jak zacząć?
Trafiłam jakiś czas temu na film edukacyjny dla norweskich uczniów. Film o tym, jak wygląda penis. I nie jest to jakieś fiubździu na rysunkach. Tylko realnie pokazane – jak wygląda, jak się różni, jak reaguje na zimno, co to jest erekcja. Ja sama – z wielką chęcią, pokażę ten film moim synom. Penisa nie mam i też nie wszystko o nim wiem. Co nie znaczy, że oni nie mogą wiedzieć więcej niż ja. Wręcz przeciwnie.
Można i tak spróbować. Pokazać film, a tu już blisko do szczerej i myślę, że jeden z najważniejszych dla naszych dzieci rozmowy. Każda kolejna będzie łatwiejsza. Obiecuję.
[*Film edukacyjny zawiera zdjęcia i ujęcia męskich narządów płciowych]