Coraz częściej słyszę: „Jakoś w ogóle tych Świąt nie czuję”. Smucą mnie te słowa. Bo przecież magię Świąt, ich wyjątkowość nosimy gdzieś głęboko w sobie. I nie, nie będę tu wartościowość na mniej i bardziej wierzących, czy tych, którzy nie wierzą. Nawet mój przyjaciel ateista wysyła mi zdjęcie jak z córkami targa ogromną choinkę do domu.
Bo Święta to tradycja
To spotkania przy stole, wzruszenia, emocje. Pamiętam, jak mój tata mówił: „Odkąd znowu przy stole siadają małe dzieci, to te Święta są inne”. Tak, wypełnione dziecięcym piskiem, radością, zniecierpliwieniem, podjadaniem ze stołu, wyglądaniem pierwszej gwiazdki i tym czekaniem na prezenty pod choinką.
A tymczasem z roku na rok coraz mniej tej wyjątkowości w nas. Mówimy: „To nie to samo co kiedyś”, „Pamiętasz, jak wtedy pachniały pomarańcze wyszarpane w jakimś sklepie spod lady”, „I te prezenty, człowiek cieszył się z każdej pierdoły”.
Były wyjątkowe, bo tak je zapamiętaliśmy
Biały obrus. W wannie pływał świąteczny karp. Choinka pachniała lasem. I tak się zastanawiam, skąd dzisiaj to uczucie pustki. Czy naprawdę z powodu tych pomarańczy? A może z braku czasu, z braku spokoju i ciszy, a przecież wtedy właśnie tego doświadczaliśmy. Wszyscy się zatrzymywali przy stole wigilijnym. Pachniało jeszcze umytą podłogą. Święta składały się ze szczegółów. Z ręcznie lepionych pierogów, mielonego samodzielnie maku, rozłupywanych orzechów. Zapachu barszczu, pieczonej czy smażonej ryby. Krochmalonego obrusu. Białych koszul i świątecznych sukienek.
Tymczasem znajoma mówi: „Nie wiem, kiedy zdążę wszystko ogarnąć”, ktoś inny: „Lepienie pierogów? Co ty, wszystko zamawiam, nie mam czasu gotować”. Traktujemy ten czas, jak kolejne zadanie do wypełnienia. Pojawiają się memy wyśmiewające świąteczne przygotowania. Bo rzeczywiście nie chodzi o to, żeby w Wigilię paść ze zmęczenia z poczuciem, że zadbaliśmy o wszystkich tylko nie o siebie. Tylko o co właściwie chodzi? Może o bycie razem. Nie tylko przez te dwa, trzy dni Świąt. Może warto być razem w świątecznych przygotowaniach. Oddać ściereczkę do mycia szafek córce czy synowi, mężowi płyn do mycia okien, podzielić się przygotowaniem ze wszystkimi. I nieważne, że okna będą pomazane, a szafki niedokładnie umyte. Ważne, że w tych przygotowaniach będziecie razem. A wieczorem można wyciągnąć piernikowy domek i wysmarować się czekoladą lukrem przy jego zdobieniu. Słyszycie ten śmiech?
Tak, tamte Święta były wyjątkowe, bo my byliśmy dziećmi
Bo wielu rzeczy nie mieliśmy, a nasze dzieciaki mają wszystko. Szukamy pomysłów na prezenty, bo czym zachwycić, zaskoczyć? Więc może pod choinkę włożyć rodzinny wyjazd na basen, do zoo, do kina czy teatru, a może na wakacje. Bo czego nam dzisiaj brakuje najbardziej? Czasu na bycie razem. Na zrobienie czegoś wspólnie, więc dlaczego tego czasu nie podarować sobie pod choinkę? Że wyjazd to prezent odłożony w czasie? I co z tego? To czekanie jest cudowne, ta odroczona radość podwójna, snucie planów. Nie dostajemy oczywistej rzeczy, uczmy się i nasze dzieci, że nie zawsze wszystko mają tu i teraz. Tylko czas wspólny im kradniemy – tabletem, grą komputerową, telefonem pod choinką
Właśnie, bo nasze dzieci mają wszystko, ale są takie, które nie mają
Nie bardzo chcemy te dzieci widzieć. Nie chcemy o nich rozmawiać. Wrzucamy żywność do koszyków w marketach, a kiedy dzieci pytają, co robimy, mówimy: „A tak zbierają” odwracając uwagę. Chowamy dzieci pod kloszem dając im złudne przekonanie, że wszystko jest im dane na zawsze. A przecież dobrze wiemy, że tak nie musi być. Skoro nasze dzieci mają wszystko, to może warto pokazać, że są ludzie, którzy nic nie mają. Nie mają domu, rodziny.
Przyszli do nas ostatnio bezdomni, z noclegowni. Wcześniej przygotowaliśmy dla nich trochę rzeczy, których nie używamy, choć wcześniej wydawały się nam niezbędne. Moi synowie pomagali pakować im wózki. Zadumali się: „Mamo, ale jak to nie mają domu”. I tłumaczyłam, że tak też bywa, że często to z ich błędów, wyborów wynika. Ale to nie znaczy, że mamy ich nie zauważać, nie pomagać.
Dzisiaj jadę z nimi do domu samotnej matki. Mamy worki rzeczy, ubrań, chłopcy przygotowali książki, które już przeczytali. „Mamo jestem taki szczęśliwy, że mamy siebie”, powiedział mi wczoraj mój młodszy syn, a starszy dorzucił jeszcze swoje ukochane maskotki do worków czekających na wywiezienie.
I wiecie, poczułam te Święta w sercu. Wiem, że nadchodzą. „Mamo, a zrobimy dla tych Panów bez domu barszcz na Wigilię?”, spytali chłopcy. Tak, zrobimy.
Święta mogą być wyjątkowe. Inaczej niż te z „wtedy”. Od nas zależy czy znowu zobaczymy ich magię i czy nauczymy nasze dzieci ją widzieć.
Rodzinnych przygotowań wam życzę! I Świąt w sercu.