Nie chcę się nad tobą znęcać. Nie chcę żyć cały czas przeszłością. Nie chcę wciąż mieć przed oczami twoich najgorszych cech i najgorszych rzeczy, które od ciebie usłyszałam przez te lata. Nie chcę, ale muszę. Bo nie dajesz o tym zapomnieć. Nie dajesz mi pójść do przodu. Tkwię w przeszłości, bo choć od rozwodu mija właśnie 10 lat, mamy wspólne dzieci. Choć tak naprawdę te 10 lat temu rozwiodłeś się też z nimi.
Od razu zbijam twój żelazny argument, czyli pieniądze. Mam pieniądze. Zarabiam, dostaję regularne podwyżki. Mam 500 plus. Ty płacisz alimenty – po 500 zł na każdego z nich. I na tym kończy się twoje ojcostwo. Nie masz z nimi praktycznie żadnego kontaktu. Oni latami zabiegali, teraz to już prawie dorośli ludzie – przestali. Choć na pewno ojca im brak. Komu by nie było?
Grają w piłkę. Z kolegami i trenerami.
Kamil uczy się grać na gitarze, chce mieć zespół, szuka swojej muzycznej drogi. Ty zawsze kochałeś muzykę. Mógłbyś go poprowadzić tą ścieżką, to mogłoby być coś, co was łączy, co jest wspólne. Ale nie, ty jesteś po rozwodzie. I „dajesz” mu 500 zł miesięcznie, bo tyle zasądził dawno temu sąd.
Szymon ma dziewczynę. Wiedziałeś o tym? Przede mną była pierwsza trudna decyzja – puścić ich razem na wakacje? Pozwolić, by poszli razem na wesele w jej rodzinie? Zgodzić się, żeby jej rodzice zabierali go ze sobą na różne wycieczki? Nie miałam z kim o tym pogadać. Jak mam mu mówić o dziewczynach? Tylko moja perspektywa – to chyba jednak nie wystarczy.
Całe życie jestem sama z chłopcami.
Tak, dobrze słyszysz, całe życie – nie te 10 lat. Ty zawsze miałeś tylko siebie i swoje sprawy. Swoje pieniądze – moje też były nasze, ale twoje były twoje. Swoją siłownię. Swój komputer. Swój kalkulator i swoje skąpstwo i idiotyczną oszczędność w miejscach, w których była ona niepotrzebna.
Nie powiedziałam tego nigdy, ale nie wiem, jak by to było, gdyby twoi rodzice nie pomogli nam na początkowym etapie. Kiedy urodziły się dzieci, kiedy trzeba było pracować, spłacać kredyt na mieszkanie, na samochód. Twoja mama za darmo codziennie przez pięć lat zajmowała się naszymi dziećmi. Nie podziękowałam jej. Ale ty też nie.
Żałuję, że na początku znajomości nie byłam bardziej czujna, że nie przyglądałam się baczniej temu, jak traktujesz ludzi. Jakim jesteś w relacjach „prezesem”. Jak trzeba cię chwalić i podziwiać. Jak ci przyklaskiwać. Jak nie prosisz o przysługę, tylko wydajesz polecenie.
Dzieci były ci potrzebne, by stwarzać pozory na zewnątrz. Byś mógł chodzić z wypiętą piersią: „Mam dwóch synów i zgrabną żonę. Mieszkanie, samochód, jestem kierownikiem. Rodzinie mogę opowiadać jakim jestem asem, mam kasę”. Choć to wszystko dzieje się dawno temu i ta kasa to 3 tys. zł. Ale nieważne. Ważna jest fasada. Ważne jest wrażenie.
Rozwód był koszmarem. I ja zachowałam się źle, i ty nie odpuszczałeś. Trudno, nikt nie mówił, że to łatwa sprawa.
Najgorsze, że tego dnia wziąłeś rozwód i ze mną, i z nimi.
Dlaczego? Co tobą powodowało? Urażona duma? To, że nie chciałam do ciebie wrócić? To, że zdałeś sobie sprawę, jaki byłeś? Zrozumiałeś? Nie, to ostatnie na pewno nie. Wciąż jesteś taki sam. Wiem to od ludzi. No i z doświadczenia…
Jak można odciąć się od własnych dzieci? Jak można nie zabiegać o kontakty? Jak można przez 10 lat obwiniać o to byłą żonę? Myślisz, że nie wiem, że rozpowiadałeś i rozpowiadasz nadal, że to oni nie chcą? Że to moi rodzice ich nastawili przeciwko tobie? Że ja źle o tobie mówiłam? Jak możesz?
Łudzę się, że kiedyś tego pożałujesz. Że przyjdzie czas takiej samotności, że będzie ci żal, że nie masz synów. Bo, uwierz, już ich nie masz. Tego się nie da nadrobić, zamazać, zapomnieć. Inaczej – ty nie będziesz w stanie. Bo nie przeskoczysz własnego ego. Nie przyznasz się do błędu, nie przeprosisz. Będziesz czekał na błaganie z ich strony. I się nie doczekasz. Straciłeś ich, tak jak straciłeś przyjaciół i znajomych, jak tracisz kolejne kobiety.
Niczego nie nauczył cię rozwód, to i tak zawsze będzie moja wina, to ja wszystko zawaliłam. Ja jest odpowiedzialna za to, że twoje życie jest do dupy.