Go to content

„O jaka piękna dziewczynka, mamusia pewnie jest dumna” i wtedy zapada cisza… Nikt nie wierzył, że mogę być ojcem dla moich córek

Mogę być ojcem dla moich córek
Fot. Unsplash/Danielle McInnes / CCO

Facet jest najgorszy. To on rani, zdradza odchodzi, zostawia. I najczęściej jeszcze dzieci ma gdzieś. Krótko i dosadnie oceniamy mężczyzn, którzy tłumacząc się kryzysem wieku średniego, albo ładniejszą kochanką porzucają rodziny, a co więcej – często o nich zapominają. Niestety. – Taka opinia znajduje poparcie wśród kobiet, które zostały zranione i zostawione z dziećmi. Ja mam takie zdanie o kobietach, bo przez jedną z nich zostałem w ten sposób potraktowany, sam wychowuję dwie córki – mówi Marek. W jego przypadku nawet jego znajomi nie wierzyli, że udźwignie ciężar bycia samotnym ojcem.

„Radź sobie sam”

Hedonista i lekkoduch, tak właściwie najprościej można by go określić. Tak mógłby nazwać Marka ktoś, kto nie poznał go bliżej. – Zawsze mówiłem, że pierwsze 50 lat mojego dzieciństwa będę jeździł na deskorolce, a dopiero okres dojrzewania mogę spędzić na kanapie. Jak wytatuowanego, o wyglądzie nastolatka faceta, traktować poważnie. No jak? Zwłaszcza, gdy sam o sobie mówi, że właściwie jest wariatem, zrównoważonym, ale jednak wariatem. I jemu pod opiekę oddać dwoje dzieci?

Marka właściwie porzuciła matka, gdy miał 16 lat. Wyjechała za granicę w poszukiwaniu bogatszego męża. Markowi zostawiła mieszkanie i schorowanego ojca. – Usłyszałem: „Radź sobie sam”. Rzuciłem szkołę, poszedłem do pracy, żeby się utrzymać. Upomniało się o mnie wojsko. A że ja zawsze lubiłem zabawy w wojnę i żołnierzy specjalnie się nie migałem – wspomina Marek. Czas służby wojskowej okazał się być jedną wielką niekończącą się imprezą. – Rozpiłem się. Kiedy wyszedłem z wojska taki „rozchachany”, miałem konflikt z prawem. Mógłbym się usprawiedliwiać młodym wiekiem, ale po co.

„Miałem 22 lata, gdy zostałem ojcem”

Gdy Ola, starsza córka Marka, raz w ciągu niemal całego roku szkolnego zapomniała zabrać śniadania do szkoły, on został natychmiast wezwany na spotkanie z pracownikami MOPS-u, dyrektor szkoły, pedagogiem i psychologiem. Podobnie, gdy nie odrobiła zadania domowego. – Nikt nie wierzył, że mogę być ojcem dla moich córek. Ten brak zaufania, to traktowanie mnie z pobłażliwością, z której dało się wyczytać: „Jak ty chłopie chcesz dać sobie radę?” – wkurzało mnie to.

Z matką dziewczynek poznali się jakiś czas po tym, jak Marek wyszedł z wojska. Ona spokojna, stroniąca od używek, od imprez. Zamieszkali razem. Niedługo później na świat przyszła Ola. A o Marka upomniała się inna państwowa instytucja. Za posiadanie marihuany musiał odsiedzieć niecały rok. – Unikałem tej kary, bo nie chciałem dziewczyn zostawić samych, ale cóż, konsekwencje musiałem ponieść. Miałem 22 lata, gdy zostałem ojcem.

„Jak kobieta zdradzi raz, to zdradzi też drugi i trzeci”

Jedna konsekwencja pociągnęła następne. Matka Oli związała się z przyjacielem Marka. – O niczym nie wiedziałem. Do końca mówiła, że mnie kocha, że tęskni… Jak wyszedłem okazało się, że nic się nie ułoży… Ale wróciła do mnie, to znaczy – tylko tak myślałem, że wróciła. Dzisiaj, z mojego doświadczenia wiem, że jak kobieta zdradzi raz, to zdradzi też drugi i trzeci. I nawet jak po pierwszym razie wraca, to już nigdy nie jest tą samą kobietą.

Jednak ponownie ze sobą zamieszkali. To wtedy urodziła się Sandra, cztery lata młodsza od swojej siostry Oli. – Kiedy Sandra miała pół roku zaczęło mnie zastanawiać, że nie jest podobna ani do mnie, ani za bardzo do swojej matki. My oboje mamy ciemne włosy, ciemne oczy, a Sandra to typowa blondynka z niebieskimi oczami, o jasnej karnacji. Kiedy zacząłem drążyć temat usłyszałem, że Sandra nie jest moim dzieckiem. Wtedy rozstaliśmy się definitywnie.

Dziewczynki z mamą zamieszkały u biologicznego ojca Sandry, który, jak mówi Marek, okazał się bardzo złym człowiekiem. To pod jego wpływem matka Oli i Sandry uzależniła się od heroiny. – Nie miałem z nimi kontaktu, nie wiedziałem, gdzie są, jak się z nimi skontaktować. W wyniku interwencji policji po jakieś aferze w tym mieszkaniu, dziewczynki trafiły do domu dziecka. Procedury są takie, że musiały zostać tam umieszczone. Marek odwiedzał córki codziennie przez cały rok starając się w tym czasie o opiekę nad nimi. „Tato, dlaczego mama nas zostawiła” – spytała Ola, gdy w końcu, po trzeciej sprawie sądowej, Marek mógł zabrać dziewczynki z domu dziecka. – Powiedziałem jej prawdę, że mama uzależniła się od narkotyków. „Wiesz, co to są narkotyki?” – spytałem, a Ola powiedziała, że tak, że widziała jak mama to brała. Widziała też, jak cięła się nożem… Siostry trafiły do domu dziecka mając pięć lat i rok, wyszły rok starsze.

„Brali mnie za jakiegoś skrajnie nieodpowiedzialnego faceta”

– Myślałem, że po przeprawie z sądem już wszystko będzie spokojnie. Ale zjawił się MOPS. Ja nie wyglądałam na poważnego człowieka, co nie znaczy, że nim nie jestem. Pracownicy MOPS chcieli mi przydzielić asystenta rodziny. To osoba, która pomaga rodzicom podnieść ich rodzicielskie kompetencje.  Kiedy spytałem, po co mi ktoś taki, usłyszałem, że nauczy mnie gotować i sprzątać. A czy mi sąd przyznałby dzieci, gdybym tego nie potrafił? Brali mnie za jakiegoś skrajnie nieodpowiedzialnego faceta… W trakcie całej procedury przyznawania mi opieki nad dziewczynkami i odbierania praw rodzicielskich ich matce, prokurator spytał tylko raz, czy obie dziewczynki są moimi córkami. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zaprzeczyć. Zresztą każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo. Sandrę od chwili jej narodzin pokochałem na maksa. Poza tym dziewczynki są siostrami, przez rok w domu dziecka miały tylko siebie. Każdy na moim miejscu zrobiły tak samo. Zresztą, nie ma w ogóle o czym mówić.

W domu dziecka dziewczynek nigdy mama nie odwiedziła. Marek z córkami spotkał ją kiedyś przypadkiem na basenie. – Mówiła, że jest czysta od dwóch tygodni i że przyjdzie do dziewczynek. Nie przyszła.

Ola chodzi do szkoły, jest drugą w klasie najlepszą uczennicą, ale to Marek został wezwany ponownie do szkoły, gdy raz nie odrobiła zadania domowego. – Zastanawiam się, czy inni rodzice też są tak wzywani. Szkoda, że nie dzwonią powiedzieć, że Ola świetnie sobie radzi.

– Wiem, jak wyglądam, wiem jak mnie ludzie postrzegają i jak się dziwią, kiedy mówię, co robię (jest sztukatorem, zajmuje się renowacją zabytków – przypis red.) i że mam dwie córki, które sam wychowuję. Pracownicy MOPS-u na początku bardzo lekceważąco podchodzili do mnie i do mojej rodziny. Ale napisałem kilka pism i w końcu wszyscy się od nas odczepili. Samotny facet wychowujący dziecko nie jest czymś normalnym, zwłaszcza gdy do pomocy ma tylko schorowanego, 70-letniego, ojca.

„Czasami doprowadzają mnie do szału”

Dziadek czasami zabiera dziewczynki na noc. – Nie ukrywam, że czasami tak mnie doprowadzają do szału, że musimy od siebie odpocząć. Taka jedna nocka bez dziewczynek raz na jakiś czas jest dla mnie świętością. Nieważne czy dzieci czy dorosły – człowiek musi raz na jakiś czas odpoczywać od ludzi z którymi mieszka.

Najtrudniejszy był pierwszy wspólny miesiąc. – Ola zachowywała się dziwnie. Była aż do przesady grzeczna, cały czas próbowała mnie rozśmieszać, jakby się bała, że jak nie spełni jakiś moich oczekiwań, jak nie będzie idealnym dzieckiem, to ją zostawię Sandra z kolei miała napady paniki. Dwuletnie dziecko potrafiło płakać całą noc, caluteńką. Przez miesiąc czasu. Ale powoli udało nam się wszystkie nasze emocje wyprowadzić na prostą i okiełznać wspomnienia.

Co jeszcze jest trudne? – Nie przewidziałem jednego, że pasja mojego życia, czyli deskorolka, może mi sprawić trochę problemów. Bo ja regularnie raz w roku coś łamię. I nie przewidziałem, że złamana noga to dość spory problem przy odprowadzaniu dzieci do szkoły i przedszkola.

Ola mogłaby dziś zeznawać przeciwko matce, która ma sprawę w sądzie. Marek się nie zgadza. – Ona i tak za nią tęskni, bo tęskni na pewno i teraz miałaby jeszcze zeznawać przeciwko własnej matce, przypominać sobie to wszystko, co tam widziała. Nie ma mowy.

Dziewczynki nie pytają o mamę poza tym jednym razem tuż po wyjściu z domu dziecka. – Dla mnie ona nie żyje, czasami ktoś wspomni, że gdzieś ją widział, ale ja nawet nie chcę tego słyszeć i nie chcę, żeby dziewczynki słyszały, nie chcę, żeby ktoś rozdrapywał im rany. Wiem, że dziewczynom potrzebna jest kobieta, mama. Ale ja nie mogę kogoś szukać, być z kimś ot tak, przyprowadzić do domu kobietę, do której dziewczynki się przyzwyczają, a okaże się: „Sorry to się nie uda”. Nie chcę żeby cierpiały, znowu płakały i tęskniły. Czasami próbuję się wczuć w rolę mamy, zacząć myśleć jak kobieta, ale to nie udaje mi się za bardzo. Najgorzej jest na placu zabaw, czy w sklepie, gdy ktoś mówi: „O jaka piękna dziewczynka, mamusia pewnie jest dumna” i wtedy zapada cisza…