Go to content

Nowa reforma, stare metody. Czy doczekamy się kiedyś edukacji na miarę XXI wieku?

Fot. iStock / Imgorthand

Nowa podstawa programowa podpisana. Reforma idzie w ruch, koniec z gimnazjami, witaj ośmioletnia podstawówko, witajcie tematy znane od pokoleń. Bo jeśli myślicie, że reforma objęła także i zagadnienia, które dzieci poznają w szkole, to jesteście w wielkim błędzie. Od lat przecież uczymy się w szkołach rzeczy, które dziś pamiętamy jedynie z tego, że… na nic nam się nie przydały!

Edukacja na miarę naszych czasów

Tymczasem równolegle z reformą w naszym kraju, zmiany w systemie edukacji planuje także Finlandia – państwo, które od lat uważane jest za pioniera i którego edukacja uznawana jest za jedną z najlepszych (jeśli nie najlepszą nawet) na świecie.  Skoro ich system jest najlepszy, to po co zmieniają? Szefowa tamtejszego Departamentu Edukacji tłumaczy to tym, że istnieją szkoły, które przekazują wiedzę w staromodny sposób, taki, który był korzystny kiedyś, ale zupełnie nie nadaje się w XXI wieku. Finowie postanowili, że zamiast pojedynczych, ściśle określonych przedmiotów, uczniowie będą uczyć się interdyscyplinarnie, czyli np. poznając zagadnienie II Wojny Światowej będą robić to z perspektywy historycznej, geograficznej i matematycznej, a jeśli zdecydują, że interesuje ich np. praca w kawiarni, nauka obejmie język angielski, podstawy ekonomii i umiejętności komunikacyjne – czyli te zagadnienia, które faktycznie przydadzą im się podczas takiej pracy.

Zmiany te zostaną wprowadzone dla starszych uczniów, od 16 roku życia. Idea jest taka, by młodzież samodzielnie wybierała tematy, zjawiska, wydarzenia, o których chce się uczyć mając na uwadze swoje plany na przyszłość, ambicje i możliwości. Dzięki temu nie będą musieli „wkuwać” obszernych zagadnień z każdej dziedziny nauki, a skupić się na tym, co ich interesuje i co kiedyś będzie im potrzebne. Finowie stawiają także na zmiany w zakresie komunikacji – będą zachęcać do pracy zbiorowej, łączyć dzieci w małe grupy, w których będą dyskutować nad wybranym zagadnieniem i uczyć się współpracy, a nauczyciele zostaną doszkolenie w zakresie nowych metod przekazywania informacji dzieciom i technik nauczania.

Tymczasem u nas…

…zmiany nie oznaczają postępu, a reformy nie są wcale krokiem naprzód – bez względu na to, co twierdzą twórcy ustaw i rozporządzeń. Choć zagadnienia są obszerne, z pewnością ważne i istotne, to brakuje najważniejszych rzeczy – dopasowania ich do współczesności i połączenia ich w całość. Tak, by czytając „Pana Tadeusza” szóstoklasista wiedział, dlaczego w inwokacji Polak mówi „Litwo, ojczyzno moja”. By zdawał sobie sprawę, że historia to nie tylko bitwy, wojny, konflikty i martyrologia, ale także kultura, sztuka, tradycje, zwyczaje i obyczaje – a na nadmierne akcentowanie historii militarnej i brak codzienności wskazują eksperci po lekturze nowej podstawy programowej. Uczniowie śpią na lekcjach słuchając o defenestracji praskiej czy przebiegu wojny stuletniej, wykuwają „na blachę” daty pamiętnych bitew, po czym zapominają o nich szybko po opuszczeniu szkolnych murów, za to mają problem z określeniem czy barok był przed gotykiem i czy Piłsudski mógł znać Chopina.

Nie lepiej jest z przyrodą, którą jako jedną z pierwszych wymieniają wszyscy, których pytam o koszmary i źródła udręki szkolnej. Wykuwanie na pamięć wszystkich parków krajobrazowych i dopływów Wisły i Odry to trochę strata czasu – lepiej nauczyć korzystania z mapy, poświęcić czas na praktyczne umiejętności, dzięki których takie informacje bez problemu (i bez Internetu nawet) dzieciaki będą potrafiły znaleźć. Nie wiem też , po co było mi poznawanie szczegółowej budowy raka – o wiele bardziej przydałaby się wiedza na temat profilaktyki choroby o tej nazwie, zdrowego żywienia, czy antykoncepcji. Nie szukajcie jednak tej ostatniej w nowej podstawie, bo tematu tego nie ma – widocznie uznano go za mało ważny.

Zagadnienia z fizyki i chemii także nie są przyjęte przez ekspertów z radością. Zarzucają oni  bowiem brak odniesień do życia codziennego, brak informacji o odkryciach Marii Skłodowskiej- Curie, kosmonautyce, budowie Wszechświata i teorii Mikołaja Kopernika, czy też pominięcie tematu alternatywnych źródeł energii na rzecz przeróbki węgla kamiennego. Znajoma mama trzecioklasistki przyznaje, że od trzech lat słucha czytanek o górnikach, węglu na Śląsku, rolnikach i bronach. W podręcznikach do fizyki używa się archaicznych sformułowań typu drobiny, które znaczyć mogą zarówno atomy jak i cząsteczki, i o których sami nauczyciele każą uczniom zapomnieć i pominąć. Niby XXI wiek, technologia i technika pędzi do przodu, a my edukacyjnie nadal jesteśmy w prehistorii.

Ludzie renesansu zamiast ludzi współczesnych

Bez wątpienia szkoły mają program bogaty i wszechstronny, taki, który wyposaża nas w wiedzę z rożnych dziedzin – pytanie tylko czy jest nam to potrzebne i czy uczniowie są w stanie wszystkie treści zapamiętać i przyswoić? Idea zrobienia z Polaków ludzi renesansu, znających się na wszystkich i wszechstronnie wykształconych jest piękna, ale niemożliwa – człowiekiem renesansu można było być jedynie w tamtych czasach, gdy dookoła było o wiele mniej „do ogarnięcia” i nauczenia. Dziś powinniśmy się skupić na tym, by czynić z uczniów ludzi współczesnych – świadomych swoich możliwości, umiejętności i zainteresowań, specjalistów w swojej dziedzinie. Czyż nie lepiej byłoby dać każdemu podstawy i pozwolić, po ich opanowaniu, na decydowanie o tym, w jakim kierunki chcą iść? Tak jak zamierza to zrobić Finlandia – szesnastolatek raczej już wie, czy bliżej mu do Pitagorasa, czy do Mickiewicza. Po cóż te wszystkie całki, różniczki, przebieg funkcji trygonometrycznej komuś, kto nie planuje związać się z matematyką na dłużej niż to konieczne?

Nie chodzi jednak tylko o treści nauczane w szkole, ale także sposób, w jaki są one przekazywane. Czas wyjść zza biurka i zamiast nudnych monologów przekazujących wiedzę, pokazać dzieciom sposoby i zmotywować do dochodzenia do wiedzy. Dać im swobodę działania, eksperymentowania i doświadczania. Wyrzucić klucz odpowiedzi i nie kształtować postawy typu „myśl jak wszyscy albo nie myśl wcale”, ale dostrzegać i doceniać indywidualny potencjał. Tak, by w rozmowie z rodzicami dzieci z zerówki po zdaniu „nie może się doczekać szkoły” nie padało „szybko mu przejdzie” albo „jeszcze nie wie, co go czeka”, które słyszę niemal codziennie.


Źródła: www.wiadomosci.gazeta.pl,    www.brightside.me

Zapisz