Wszystko było zaplanowane. Ona – zgrabna szatynka po marketingu, 28 lat, On – wysoki i nawet przystojny, jak mawiała jej mama, biały kołnierzyk, o rok starszy. Klasa średnia z dobrze znanej Warszawki. Od rana do wieczora w Mordorze, z przerwą na lunch. Wieczorny fitness i wspólne oglądanie seriali. Wynajęte mieszkanie na szóstym piętrze nowego budownictwa na Ursynowie. Parę złotych na koncie i zaplanowany ślub.
A potem? No cóż, tak ze dwa lata na dotarcie się, jakiś awnas, kredyt pod hipotekę. Trochę imprez, a potem dziecko. Tak dokładnie miało być. Miłość? Czy była w tej historii? Oczywiście, wielka rozbuchana i pędząca dla każdego z nich w tę samą stronę – a o to naprawdę ciężko, nawet w bajkach z happy endem. I co było dalej? Jak to co, wszystko szło po kolei zgodnie z planem, aż do ostatniego punktu tej listy. Dziecko. Tu okazało się, że… ale po kolei.
Chcemy mieć dziecko
ONI: Ten moment. Dotarliśmy tam razem, w tym samym momencie. I od dziś postanawiamy, że dalej też idziemy razem, bo chcemy mieć rodzinę. Jesteśmy silni naszą bliskością, jesteśmy sobie wsparciem. Zaczynamy.
Trochę podekscytowani, a trochę przerażeni. Podczas pewnego niedzielnego obiadu obwieszczają, że to już, że zadecydowali, starają się o dziecko. Oklaski, wiwaty i w końcu westchnienia ulgi – części członków rodziny. A wraz z nimi trochę niewidzialna presja, którą za jakiś czas zaczną budować niezręczne pytania i telefony – czy już się udało.
Gdy mija pierwszy miesiąc – pojawia się rozczarowanie, ale z uśmiechem na ustach mówimy, że przecież wiedzieliśmy, że tak może być. Niestety mimo tej wiedzy, mimo całej siły woli jaką chcemy skupić na logicznym myśleniu, na faktach – wcale nie jest łatwo. Społeczna presja, poczucie porażki, wątpliwości – to wszystko zaczyna po cichutku wkradać się najpierw do waszego domu, potem do łóżka. Często moment decyzji o rozpoczęciu starań o dziecko jest dla wielu związków kluczowy – wtedy rozdają sobie karty i bardzo często determinują, jak dalej ich relacja będzie się rozwijać. Warto w takim momencie naprawdę skupić się na sobie, na związku, na waszych marzeniach – zamiast na rodzinie i odległym planowaniu. Bo oczekiwania, które sobie sami narzucamy – potrafią mocno „strzelić nas w twarz” i poróżnić.
Jeszcze bardziej chcemy mieć dziecko
ONI: Minęło trochę czasu, okrzepliśmy. Wiemy teraz, na czym powinniśmy się skupić. Staramy się już od 4 miesięcy – na razie bezskutecznie, ale przecież nie ma powodów do niepokoju, prawda? Gdyby się nadal nie udawało – opracowaliśmy już plan działania, listę najlepszych specjalistów, badania, które po kolei musimy wykonać, w jakim czasie. Wszystko mamy poukładane, teraz tylko do celu!
Trzy lub cztery cykle później, następuje zwrot. Zazwyczaj po kilku „nieudanych cyklach”, pary zaczynają działać w trybie sztabu kryzysowego, choć jeszcze nie ma powodów do niepokoju. W trakcie każdego cyklu ich szansa na udany „strzał” to 25 procent (pod warunkiem współżycia w dni płodne). Zaczynają rodzić się pierwsze konflikty, odreagowywanie stresu – jednak jeszcze nikt nie wiąże ich (lub nie chce tego głośno powiedzieć) ze staraniami o dziecko.
Jeśli poinformowali o swoich planach otoczenie – zaczyna wzrastać zewnętrzna presja, ludzie coraz częściej „przyjaźnie” pytają, radzą i znów pytają. Para traci coraz mocniej swoją intymność, a ich życie łóżkowe staje się tematem debaty przy niedzielnym rosole…
Właśnie tutaj zaczynają się kształtować pierwsze związkowe problemy – gdy para lub jeden z partnerów wkracza w tryb zadaniowy. Wtedy przestają traktować się jak ludzi, przestają szanować swoje własne emocje. Rodzi się „projekt ciąża”, zadania, które trzeba wypełnić, choćby nie wiem co.
Ona chce mieć dziecko
ONA: Zaczynam się niepokoić, nie spodziewałam się, że tyle to potrwa. Może naprawdę coś jest nie tak. Nie możemy pozwolić sobie na jakieś przeoczenie, czas ciągle nam ucieka. Staramy się od 7 miesięcy. Bardzo zaczęłam się angażować, śledzę fora i strony na temat niepłodności. Spróbujemy z pierwszymi badaniami, dietą, ruchem. Musimy zmienić całkowicie nasze życie, przeorganizować się, coś najwyraźniej robimy źle.
Gdy zaczyna się panika – często dobrze maskowana, nienazwana i nieoswojona, zaczynamy działać w popłochu. Na wielu płaszczyznach równocześnie. Inne rzeczy, uczucia, ludzie – stają się czymś w rodzaju „niższego priorytetu”. Zaniedbujemy związek, seks staje się narzędziem. I niestety z czasem przestaje zbliżać, a jedynie oddala od siebie partnerów.
ON: Nie wiem, czy w tym szaleństwie jest metoda. Czuję, że tracę kontrolę nad moim życiem, że nie mam do niego już prawa. Jest tylko dziecko. Ale nie mogę jej odmówić, widzę jak tego pragnie, jak cierpi. Ja mógłbym jeszcze zaczekać, ale nie chcę, dla niej.
Cykl owulacyjny kobiety zaczyna oplatać każda dziedzinę życia, seks na telefon czy pretensje o nieobecność w dniu owulacji – zmieniają status z „absurdalne” na „oczywiste”. A racjonalne podejście i ułatwianie sobie tego trudnego w życiu partnerów momentu, stają się odległe. Wiele par dopiero na tym etapie sięga np. po testy owulacyjne czy też zaczyna odwiedzać ginekologa.
Tatiana Ostaszewska-Mosak
„(Mężczyźni – przyp. red.) bardzo rzadko pozwalają sobie na okazywanie słabości. To, z czym sobie najczęściej nie radzą, to emocje kobiety. Dla niego to, czy ona jest szczęśliwa, czy nieszczęśliwa, jest wyznacznikiem tego, czy on jest dla niej dobrym mężem, czy się sprawdza jako mężczyzna”.**
[WO]
Nie jestem maszyną
ON: Nie mogę tak. Nawet już nie mam ochoty na seks. Czuje się jak w fabryce, albo na obdukcji – a nie w sypialni z żoną. Może nie jestem jeszcze na to gotowy?
Niestety wszystkie działania zaczynają nabierać bardzo negatywnego dla związku dwojga ludzi wydźwięku – każda czynność, z natury dobra, jak zdrowszy tryb życia, ruch, nie jest wartością samą w sobie. Jest koniecznością, pojawia się wojskowy dryl. Często to właśnie mężczyźni nie wytrzymują presji wywieranej przez kobiety. Zupełnie inaczej podchodzą do emocji, jakie towarzyszą trudnościom w zajściu w ciążę. Szczególnie w momencie, gdy stają się reproduktorem, niezbędnym instrumentem do zajścia w ciążę.
I choć zazwyczaj partnerki wcale ich tak nie chcą traktować, wcale nie myślą o swoich ukochanych przedmiotowo – są oni bez wątpienia „odstawieni”, emocjonalnie porzuceni. Bez prawa do równego przeżywania z nimi stresu czy smutku.
Paulina Gdańska, psycholog, terapeuta w Centrum Wspierania Płodności
„Badania i szereg procedur medycznych niszczy spontaniczność co może odbić się na sferze życia seksualnego. Warto dopilnować, żeby nie było ono obowiązkiem podporządkowanym całkowicie owulacji, ponieważ w skrajnych przypadkach może to powodować zmniejszenie satysfakcji oraz pojawienie się zaburzeń seksualnych, co z kolei może przynieść odwrotny skutek”.*
[ovufriend]
To jego/jej wina. To nie ma sensu, jesteśmy pomyłką
ONI: Gdybyśmy w pewnym momencie oboje nie powiedzieli: „dosyć, tak nie można żyć”, nie byłoby nas tutaj, nie razem. Musieliśmy się zmierzyć z tym, że życie nijak się ma do planów na kartce papieru. Najtrudniejsze było oddanie kontroli w ręce Pawła – dodaje Ona. – Gdy zaczynam wpadać w panikę, że zegar biologiczny tyka, On przypomina mi o tym, co ustaliśmy. Byliśmy u lekarza, na razie po pierwszych badaniach, nie ma powodu do niepokoju. Teraz skupiamy się na tym, żeby wrócić do sypialni nie stojąc na baczność. Następna wizyta za pięć miesięcy. Ale może uda się wcześniej, już we trójkę.
Kryzys. Potężny kryzys, który uwalnia duszone miesiącami lecz niewypowiedziane myśli. Kiedy pęka ta bańka, wcale nie musi oznaczać końca związku. To właśnie konfrontacja, pierwsza odważna, bez udawania, z całą maskowaną w sobie złością, rozczarowaniem, smutkiem – pozwala się na chwilę zatrzymać, zapytać: „co my właściwie robimy?”. I zacząć szukać siebie na nowo, gdzieś pogubionych między pikiem LH, a nieodgadnionymi oczekiwaniami drugiej strony. Coraz więcej par decyduje się na terapię. Zaczynają od nowa tę podróż, z zupełnie innym nastawieniem i bagażem. Ale też i ze wsparciem i własnymi niedoskonałościami, na które wcześniej nie było miejsca.
Tatiana Ostaszewska-Mosak
„(…) To są zwykle dobre związki, kochający się ludzie, tylko czasami nie znają swoich różnic. Nie wiedzą, jak na siebie reagować. Czasami facet chce pomóc swojej partnerce, ale nie wie jak, a kobieta chciałaby pomocy, ale nie wie, jak o nią poprosić. I w takim momencie zaczynają uważać, że związek im się wali, że są niedopasowani, a to zwykle nie o to chodzi, tylko o umiejętność komunikowania swoich potrzeb”.**
[WO]
Staranie o dziecko bez stresu – wspiera Domowe Laboratorium
Pozwól sobie pomóc. Zestaw „Chcę być mamą”, zawiera:
Test LH – czyli test owulacyjny, pomagający ustalić dni płodne kobiety
LH Test jest szybkim testem paskowym służącym do wykrywania ludzkiego hormonu LH o stężeniu równym lub wyższym niż 30 mIU/ml. Wykorzystuje zjawisko nagłego wzrostu poziomu hormonu LH w moczu kobiety. W opakowaniu LH Testu znajduje się aż 7 testów pasków, przy pomocy których można wyznaczyć najbardziej płodne dni w cyklu miesięcznym.
Pink Test Super Czuły — test ciążowy o podwyższonej czułości
Pink Test Super Czuły to Nowość w ofercie Domowego Laboratorium. Dzięki podwyższonej czułość 10 mlU/ml test wykrywa nawet niewielkie ilości hormonu ciążowego hCG w moczu. Test wykrywa wczesną ciążę i można go stosować nawet na kilka dni przed spodziewanym terminem miesiączki.
Pink Test Express — klasyczny test ciążowy, potwierdzający z ciążę po terminie spodziewanej miesiączki.
Strumieniowy test ciążowy jest najwygodniejszym i najprostszym testem w użyciu. Sama możesz wybrać sposób jego aplikacji – końcówkę testu można skierować bezpośrednio pod strumień moczu albo też, jak w przypadku testu paskowego, zanurzyć ją na około 10 sekund w moczu zebranym uprzednio do suchego i czystego naczynia.
Dzięki domowemu laboratorium i dostępności zestawu „Chcę być mamą” umożliwisz dobre rozpoznanie dni płodnych, a dzięki temu zwiększysz szanse na szczęśliwe zajście w ciążę. Warto oszczędzić sobie niepotrzebnego stresu i działać świadomie, przygotowując się do najważniejszej roli w życiu — bycia mamą.
Tylko teraz w drogeriach Rossmann kupisz zestaw w super cenie! Promocja trwa do 16.10.2016 lub do wyczerpania zapasów.
*ovufriend.pl,
** WO