Kiedy zawiłe, życiowe okoliczności oprócz Matki Polki robią z ciebie jeszcze singielkę, sprawy się komplikują, doba skraca niemiłosiernie, a dzieci jakby przybywa. Nie tam zaraz, że w niepokalany sposób i że fizycznie. Tak to już się wtedy dzieje, że mimo, że jeden plus jeden daje dwa, odczuwalny wynik to cztery. No i w sumie ta matematyka się zgadza. W końcu i was było dwoje. A teraz jesteś jedna.
Ustalmy to od razu i bez fałszywej dumy: nie mam pani do sprzątania, ani niani do opieki nad dziećmi. Nie uważam też broń Boże, że to obciach i zbędny luksus. Kiedy jednak domowy budżet planujesz drogą eliminacji i cięcia zbędnych kosztów, sprawa jest prosta: o niani możesz tylko posłuchać.
Z zapartym tchem słucham więc opowieści znajomych o tym, jak korzystają z pomocy opiekunki, zwanej czasem „ciocią”, a czasem po prostu Halinką. Niektóre nianie to wręcz członkowie rodziny, bez których domowa logistyka po prostu nie działa, a w sytuacjach kryzysowych (gdy niania jest chora) dochodzi prawie do rozwodów, rzezi niewiniątek i załamań na tle nerwowym. No bo „co my teraz zrobimy!?”…
– A nie możesz przełożyć tego egzaminu? – usłyszała moja znajoma, studiująca jeszcze niania, kiedy oznajmiła „swojej” rodzinie (w slangu niań tak miło mówi się o pracodawcach), że w tę sobotę nie może, bo zaczęła się sesja.
– Zaraz, zaraz to w soboty też pracujesz? – zapytałam zdziwiona – Przecież ONI mają chyba wolne weekendy? – No tak – oświeciła mnie ich Ostatnia Deska Wiecie Czego – ale przecież jak jest sobota, to ONI muszą odpocząć. ON ma bardzo odpowiedzialną pracę, więc musi się wyspać. A ONA wieczorem lubi wyjść do kina, czy do teatru. Więc w zasadzie muszę być pod ręką.
Rozmawiamy chwilę i okazuje się zaraz, że (przynajmniej w tym wypadku) pod słowem „niania” kryje się pełnoetatowa wielofunkcyjna pomoc domowa (zostaje z dziećmi nawet grubo po godzinach, jeśli IM „coś wypadnie”, wzywa hydraulika i elektryka), kulinarne pogotowie (bez jej gara zupy na weekend i pulpecików w sosie koperkowym nie przeżyją), kurier sklepowy (codzienne sprawunki taszczy popychając jedną nogą wózek z bliźniakami, gdy odbiera ich z przedszkola), a nawet pielęgniarka (nie pytajcie). Jest idealnym rozwiązaniem na każdy problem. A z tym gotowaniem na weekend, to naprawdę o wiele oszczędniej niż we czwórkę co sobotę do knajpy. Poza tym, kto im w tej restauracji dzieci przypilnuje, kiedy będą jedli?
Ten (nie oszukujmy się, że tak to wygląda zawsze) skrajny przypadek, skłonił mnie do refleksji na temat mojej tak zwanej matczynej zaradności. Odpowiedzialna praca, logistyka, opieka na dziećmi, odpoczynek i oszczędność… ONI mają to tylko w teamie z nianią. A ja dzięki jakieś nadprzyrodzonej supermocy matek-singielek.
Odpowiedzialna praca
Mam, bo jak zawalę, to zawiodę innych: jestem elementem codziennej układanki. A poza tym, jak nie nazwać jej inaczej niż odpowiedzialną, skoro to nasze jedyne pewne źródło utrzymania? To zawodowo, bo osobiście najbardziej odpowiedzialną pracą na świecie jest wychowanie samotnie dwojga nieletnich ”na ludzi”. Spróbujmy tego nie schrzanić.
Organizacja
Poziom wzorowy. Kto nie gotował zupy na następne dwa dni z niedzieli na poniedziałek w godzinach zawansowanej ciszy nocnej, robiąc jednocześnie notatki (alb inną niezbędną zawodowo rzecz) do pracy, ten doszedł jedynie do poziomu „zadowalający”. Przypadki nagłe? Stymulują jedynie mózg matki-singielki do natychmiastowego poszukiwania efektywnych rozwiązań. Młody chory, starsze do szkoły? Acha: pierwszy telefon do mamy koleżanki z „naszej” klasy: Pomożesz? Zabierzesz na pokład moje dziecko i podrzucisz ? Odhaczamy. Drugi telefon do przychodni: Nie ma numerków?! Proszę pani, ja pani zaraz udowodnię, że są. Tak, poczekam. Dziękuję. Odhaczamy. Trzeci do pracy: Mam mały poślizg, dzieciak chory. Nadrobię, obiecuję, potrzebuję dwie godziny na przeorganizowanie. Odhaczamy. Kurtyna.
Zakupy? Z wywieszonym językiem, w drodze z: pracy, szkoły, przedszkola, zebrania w szkole, zajęć z angielskiego. Przemyślane (budżet!) i zdrowe (dzieci!). Przebijcie to.
Opieka nad dziećmi
Najlepsza, jaką tylko można sobie wymarzyć. Miłość na wyciągniecie ręki, bliskość, której nie da nikt inny.
Odpoczynek
Po pierwsze, kto powiedział, że liczy się tylko solo…? Teatr? W przedszkolu dają świetne przedstawienia. Kino? Domowe genialnie się sprawdza. Co z tego, że Disney. Disney jest w porządku. Relaks? Czasem dosłownie „wyrwany” codzienności, często okupiony poczuciem winy („Matko Boska, siedzę tu już trzy minuty i nic nie robię”). Małe, krótkie chwile, kiedy ośmielasz się zamarzyć o czymś dla siebie. Czy ONI (tamci) w ogóle marzą, skoro mają już wszystko? 😉
Oszczędność
Podstawa naszego planowania. Matki- singielki oszczędzają wszystko: pieniądze, czas, a sobie – wspomnień, które doprowadziłyby je do niepotrzebnych łez… Nie, przepraszam, jedno dajemy bez opamiętania: miłość.
Kochane matki- singielki, opiekunki, praczki, sprzątaczki, kucharki! Jako „nianie” byłybyśmy bezkonkurencyjne. Jako mamy jesteśmy bohaterkami. Niech sobie inni gadają. Ściskam.