Go to content

Oszczędzając czas najłatwiej go stracić… O niecierpliwości „tu i teraz”

Fot. iStock / debibishop

– Mamo, ja już zawsze chcę być taka jak teraz – mówi moje dziecko obejmując mnie czule ciepłymi rękami. – I żebyś ty też była zawsze taka jak teraz. – Ale ludzie się starzeją, rosną, dorastają – tłumaczę. – I w tym też jest dużo dobrego. – E tam – siedmiolatka wie takie rzeczy lepiej. – To nie może być dobre, że człowiek się marszczy i nie ma już siły. A najbardziej, że jest taki strasznie niecierpliwy. Dorośli ciągle mówią, żeby poczekać. A sami nie potrafią.

I tu się muszę zgodzić.

Na ulicy potrąciła mnie ostatnio jedna bardzo młoda dziewczyna. Lubię patrzeć jak młodzi ludzie biegną gdzieś zajęci swoimi strasznie ważnymi sprawami. Nie zwracają uwagi na innych, nieuważnie zdążają w swoich kierunkach… No więc w taki właśnie sposób wpadła na mnie ta dziewczyna biegnąc szybko stuk-stuk, na lemonkowych szpileczkach. – Jej przepraszam – zawołała widząc, że tracę równowagę, a do mojego końcu przyczepiony jest jeszcze oporny dwulatek. – Nic się nie stało – powiedziałam uprzejmie, a dziewczyna popłynęła na lemonkowym obcasisku w dal po nierównym chodniku. – Bam! – skomentował bezlitośnie jej upadek mój syn. – No cholera jasna, no – pisnęła ona. – Obcas złamany, teraz to już na pewno się spóźnię. – Przykro mi – powiedziałam współczująco i szczerze. A ona kontynuowała.

– Nienawidzę takich beznadziejnych dni. Jak się spóźnię, to nie dostanę na pewno tej roli. A o byle co nie będę się zabijać. – Ale może warto jeszcze spróbować? – wypaliłam i zaraz ugryzłam się w język. Mina dziewczyny zdradziła, że ona z tych, które chcą mieć tylko to, co najlepsze, tu i teraz. – O, nie, ja nie będę tracić czasu na bieganie za byle czym. Nie będę kręcić durnych reklam do 30-tki, a potem się okaże, że jestem za stara na pierwszą obsadę w teatrze. Myślałam potem w domu, o tej dziewczynie, która chciała mieć od razu wszystko tu i teraz i dlatego nie poszła walczyć o drugoplanową rolę. Ta jej niecierpliwość nie dawała mi spokoju.

W zeszłym tygodniu odwiedziła mnie koleżanka. W biegu, z rozwianą burzą rudych loków. – Muszę jak najszybciej dopiąć wszystko na ostatni guzik – oznajmiła między jednym wdechem a drugim. – Zegar tyka, pierwsze zmarszczki już są. Nic tylko legalizować zanim on zorientuje się, jaki zołzowaty mam charakter. W ten właśnie sposób dowiedziałam się, że moja znajoma bierze ślub, że w ogóle ma kogoś, na poważnie. – Zaraz – powiedziałam w oszołomieniu ciężkim zalewając wrzątkiem herbatę (z torebki, żeby było szybciej). – Kiedy widziałyśmy się pół roku temu nie mówiłaś, że jesteś w jakimś związku? – Nie wiedziałam wtedy jeszcze to to coś poważnego. Gadanie o kimś „niepewnym” to strata czasu. – Nie chcesz najpierw upewnić się, że to ten właściwy facet? – spytałam niepotrzebnie i naiwnie.

– W moim wieku (to znaczy w moim też!) nie ma na co czekać. Prawdopodobieństwo, że to seryjny morderca jest na tyle niskie, że nie ma co dłużej zwlekać. Chcę już mieć dzieci, tak jak ty.
Nie powiedziałam na głos tego, o czym pomyślałam mimo woli. Chybiona, pospieszna inwestycja w uczucia do kogoś, kto jest ciągle znakiem zapytania to dopiero strata czasu… Czasem nawet kilkuletnia. A jakie koszty emocjonalne…

Tata mojego dziecka zadzwonił rano by umówić się na spotkanie z naszą wspólną córką. – Ale wiesz – zastrzegł od razu – nie na żaden plac zabaw, szkoda mi na to czasu. – Słucham? – nie zrozumiałam. – No, ja wtedy w ogóle nie mogę z nią porozmawiać. Ona jest zajęta tymi drabinkami i zjeżdżalniami i w ogóle na mnie nie zwraca uwagi. A czas się dłuży. – poskarżył się tata. – A, to jak ty chcesz spędzić z Nią ten czas? Tak, żeby leciał jak najszybciej? – spytałam zdumiona. – No, nie wiem. W sumie obojętne. Tylko, że musisz po nią podjechać, bo się potem spieszę. Zabierzesz ją z powrotem do domu?

Wieczorem rozmawiam z córką o dniu (a raczej kilku godzinach) spędzonym z tatą. Fajnie było. Poszli na ten wielki plac zabaw koło babci. Tylko nie porozmawiali, bo tata musiał pracować. Z laptopem na kolanach i kawą w tekturowym kubku. Na szczęście były inne dzieci.

Czas. Tak bardzo boimy się go utracić, zmarnować, a gdy już dostajemy go trochę, zupełnie nie potrafimy wykorzystać. Ciągle czekamy aż będzie go więcej, a on mija, dzieci rosną, okazje przemykają nam koło nosa. Okazje na zmiany na lepsze, na poprawę relacji z najbliższymi, na to, by zajrzeć w głąb siebie. Do diabła z tą całą niecierpliwością!