Mówi głośno, że jest nieperfekcyjną mamą. I wcale nie chce być ideałem. Odczarowuje cukierkowe macierzyństwo, choć bywają kobiety, które twierdzą, że po przeczytaniu wpisów na jej blogu na pewno nie będą miały dzieci.
Dlaczego? Bo dzieci też płaczą, chorują, miewają kolki, ząbkują. A ty czasami masz ochotę wyjść po chleb i nie wrócić przez tydzień.
Ania Dydzik, autorka bloga „Nieperfekcyjna mama” – mama trzech córek, która wie, że idealne macierzyństwo nie istnieje.
Łamanie stereotypów
Nr 1 – Poradniki kłamią
Kiedy moja mama i moje trzy siostry dowiedziały się, że jestem w ciąży, były przerażone. Nidy nie przepadałam za dziećmi. Bałam się ich. Ale przyszedł czas, kiedy chciałam zostać mamą. Będąc w ciąży zaczęłam szukać informacji w internecie. Trafiałam na strony i blogi, gdzie mamusie były zawsze zadbane, ładnie wyglądające na co dzień, świetnie gotowały, a ich domy lśniły czystością na zdjęciach.
Tymczasem ja – z jednym dzieckiem pod pachą, biegałam z językiem wywalonym i myślałam: „Boże albo ja jestem jakaś nienormalna, albo one”. I im dłużej byłam mamą, tym bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, że to niemożliwe, by macierzyństwo z poradników i blogów wyglądało tak na co dzień. Że to lukrowanie, robione na pokaz, do zdjęć, do bloga, pod artykuł.
Oczywiście, nim to do mnie dotarło, byłam załamana. Myślałam, że jestem do niczego i że nie nadaję się na mamę.
Idealne, perfekcyjnie ułożone matki przekonują, że macierzyństwo nic nie zmienia. Że wystarczy dobra organizacja czasu i można żyć tak samo jak przed porodem. Za każdym razem, gdy to czytam śmieję się w duchu. Nie wystarczy, że obiad jest na czas, życie towarzyskie nadal się toczy a my mamy jedynie jednego człowieka więcej w rodzinie.
Nr 2 – Karmienie piersią
Obecne wszędzie idealne macierzyństwo od samego początku stawia cię na przegranej pozycji. Jeśli wyłamiesz się z poradnikowego szablonu spotykasz się z własnymi wyrzutami sumienia.
Byłam wpatrzona w te wszystkie poradniki i rozsnutą wizję macierzyństwa. A już na samym początku zetknęłam się z trudną do przyjęcia dla mnie rzeczywistością, bo karmienie piersią było w moim przypadku nieudane. Poczucie winy, że nie daję dziecku co najlepsze dobijało mnie. I koleżanki, które dopytywały: „To ty już nie karmisz? Przecież mała ma dopiero trzy miesiące”. Nikt nie widział, jak siedziałam w kącie i odciągałam każdą kroplę… I te poradniki, które patrzyły na mnie z półek i zdawały się mówić: że musisz, że to dla dziecka, jaką jesteś matką.
Po mleko pojechał mój mąż, kupił butelki, wszystko przygotował. Dał mi do ręki butlę i powiedział: „Nakarm ją”. Karmiłam i płakałam… Martynka najadła się i przespała pięć godzin. Wtedy coś we mnie pękło. „Po co ja się tak męczę, przecież teraz jesteśmy szczęśliwsze”. Wizja idealnego macierzyństwa pękła. Karmiąc ją mlekiem modyfikowanym postąpiłam wbrew sobie i przede wszystkim wbrew wszystkim znanym mi poradnikom, a jednak poczułam się spokojniejsza niż wtedy, gdy walczyłam o każdą kroplę.
Różnią się nie tylko wyglądem, ale i poglądami na życie i wychowywanie dzieci. Dzielą je opinie na temat karmienia, szczepienia i sześciolatków w szkole, ale łączy zdecydowanie więcej. Dobro i szczęście ich dzieci. Emocje, które towarzyszą im wszystkim każdego dnia. Te same, takie same, zawsze.
Nr 3 – Wszyscy wiedzą lepiej
Słuchasz innych, bo nie masz doświadczenia. Przy pierwszym dziecku tylko wiedza z internetu i poradników, a jednak życie szykuje nam niespodzianki, a co robić, gdy dziecko płacze przez trzy godziny non stop nikt ci wcześniej nie powiedział.
Jak urodziłam bliźniaczki, usłyszałam: „Tylko nie kładź ich razem, razem nie zasną, będą budzić siebie nawzajem”. I jeśli mówi to ktoś, kto ma kilkoro dzieci i doświadczenie to mu wierzysz. Więc ja usypiałam jedną córkę, podczas gdy druga darła się w niebogłosy ze zmęczenia. Jak jedna zasnęła, zaczynała się walka z drugą. Byłam wykończona. W końcu położyłam je dwie razem. Obok siebie. Powariowały, porzucały smoczkami i… zasnęły. To kolejny dowód na to, że nie ufamy naszej własnej intuicji. Przecież każde dziecko jest inne.
Przy każdym moim dziecku słyszałam setki różnych opinii: „Jeszcze nie mówi?’”, „11 miesięcy i nie ma zębów” – i takie uwagi, mimo, że wydaje ci się, że cię nie dotykają to jednak zostają w głowie i potem siedzisz i drążysz, i się zastanawiasz, jakbyś to ty matka miała wpływ na to, kiedy twojemu dziecku pokaże się pierwszy ząb.
Bliźniaczkom czapki zakładałam dla świętego spokoju i ściągałam za rogiem, bo były zupełnie niepotrzebne. A jak Martyna poszła do przedszkola, to usłyszałam, że w końcu pozbyłam się problemu z domu i jaka wyrodna matka ze mnie. A to była jedna z najlepszych decyzji – dla Martyny i dla mnie.
Szlag trafił twardą kobietę. Jestem miękka jak gąbka, gdy patrzę w oczy swoich dzieci. Rozpływam się, gdy są radosne. Biegam za nimi na czworaka udając psa, kopię piłkę, układam pluszaki w wózku, leżę na podłodze, podczas gdy ci mali ludzie skaczą po mnie, prawie płacząc ze śmiechu.
Nr 4 – Cukierkowe macierzyństwo
Zewsząd wciskany jest nam kit o cudownym, słodkim macierzyństwie. Myślę, że największą krzywdę robią nam media. Pokazują nam idealne mamy, które wszystko ogarniają, a nawet jak trafiają im się jakieś małe upadki, to zawsze wychodzą z tego z uśmiechniętą twarzą. Filmy, seriale, prasa wpędzają nas nieustannie w poczucie winy, że nie jesteśmy wystarczająco dobre.
Pamiętam jak w telewizji pojawiła się Super Niania. Oglądałam wszystkie odcinki choć mamą wtedy nie byłam i myślałam: „O rety, co oni robią z tymi dziećmi”. A później okazuje się, że może nie w takim stopniu, ale jednak podobne problemy się pojawiają i w twoim domu, bo dziecko ma swoje humory i kaprysy.
Myślę, że wina leży także po stronie naszych partnerów, którym wydaje się, że bycie mamą to szczyt naszych marzeń, że to nasza pasja i życiowy cel. A przecież tak nie jest. Bycie mamą jest cudowne, ale my potrzebujemy też czegoś dla siebie, czegoś swojego, w oderwaniu od dzieci. Musimy o to walczyć i to pokazywać. Odrzucić myślenie – jestem mamą i teraz muszę zająć się dzieckiem i tylko tym. Nieważne czy chodzi o pracę, pisanie bloga czy nowe hobby, jeśli nie mamy nic poza dziećmi w końcu wariujemy.
W macierzyństwo wpisana jest nauka na własnych błędach, poleganie na swojej intuicji. Każda z nas na początku chce, by było idealnie. Ale im szybciej zrozumiemy, że idealne macierzyństwo to ślepy zaułek, tym lepiej dla nas.
Dlaczego mam nie mówić, gdy jest mi źle? Gdy jestem zmęczona? Dlaczego mam udawać? Komu imponować? Mówię o tym, co dobre, ale czasami też pomarudzę, ale z dystansem do tego, co mnie spotyka.
Fajnie jest być nieperfekcyjną mamą, jeśli się to w sobie akceptuje. Dla mnie blog na początku był samobiczowaniem się, a teraz jestem dumna, że nie jestem perfekcyjną mamą.
Na szczęście jednak uczę się na błędach a macierzyństwo nauczyło mnie tego, o czym w podręcznikach nie pisano. Nauczyło mnie bezwarunkowej miłości, nie przejmowania się drobiazgami, puszczania mimo uszu obcych komentarzy, asertywności i odwagi. Niczym lwica potrafię walczyć o dobro swoich dzieci. Macierzyństwo nauczyło mnie bycia dumną z córek nawet wtedy (albo zwłaszcza wtedy), gdy nie są idealne.
I w końcu, nauczyło mnie najważniejszego, że będąc nieperfekcyjną, też można być szczęśliwą.
Blog „Nieperfekcyjna mama” znalazł się w pierwszej dziesiątce Gali Twórców i bierze udział w drugim etapie konkursu o najlepszy blog minionego roku.