Go to content

„Kazały przystawiać małego jak najczęściej, ale on nie chciał. A ja już chciałam po prostu, żeby moje dziecko było najedzone”

fot. Vasyl Dolmatov/iStock

Karmisz dziecko piersią? To pytanie, które najczęściej zadaje się młodej mamie. Jednak mleczna droga nie dla wszystkich kobiet jest oczywista i bezproblemowa, szczególnie na początku. Są sytuacje, które sprawiają, że kobiety muszą zawalczyć o laktację, zanim odnajdą w karmieniu wiele radości i satysfakcji. Przedstawiamy trzy różne historie mam, którym udało się utrzymać laktację z udziałem pomocnika – laktatora.

Agnieszka lat 27

Kiedy byłam już na końcówce ciąży, planowałam, że będę karmić synka piersią. Ponieważ rodziłam przez cesarskie cięcie – wiedziałam, że będę mieć trudniejszą drogę do pokonania – by zawalczyć o wywołanie laktacji. Stres, ból po cięciu – nie ułatwiały osiągnięcia sukcesu. Maluch denerwował się przy piersi – ponieważ mleko nie chciało z niej lecieć, a on płakał i był głodny. Bardzo mnie to frustrowało.

W szpitalu, w którym rodziłam – niemile widziane było dokarmianie dziecka butelką. Położne mówiły, że jak dam mu zasmakować picia z butelki – to już nie będzie chciał piersi. Jednocześnie jednak nie bardzo potrafiły mi pomóc, bym osiągnęła sukces w karmieniu piersią. Kazały jedynie przystawiać małego jak najczęściej, ale on nie chciał ssać dłużej, tylko płakał zdenerwowany i głodny. A ja już chciałam po prostu, żeby moje dziecko było najedzone. I faktycznie prawie się poddałam – już dzwoniłam do męża, żeby kupił butelki i mleko i przywiózł je do szpitala.

Wtedy zadzwoniła koleżanka i poradziła mi, żebym spróbowała rozkręcić sobie laktację laktatorem. Stwierdziłam, że warto spróbować – i traktowałam to jako ostatnią deskę ratunku przed podaniem dziecku mleka modyfikowanego. I to była świetna decyzja! Faktycznie po kilkukrotnym, regularnym odciąganiu mleka – laktacja ruszyła. To wystarczyło, żeby zachęcić synka do ssania – i dalej już on sam regulował moją laktację. A ja byłam szczęśliwa, że jednak będę mogła karmić synka piersią.

Magda lat 28

Moje doświadczenia z karmieniem piersią były trudne, już w ciąży zastanawiałam się jak to będzie i czy będę miała pokarm. Miałam spore obawy, głównie dlatego, że przez wiele miesięcy źle się czułam, dokuczały mi mdłości, później złe wyniki badań, anemia, totalny brak sił. Mimo wszystko wierzyłam, że pokarm wytworzy się instynktownie jak maleństwo będzie już na świecie.

Niestety trudny, wielogodzinny poród, utrata dużej ilości krwi, stres a w konsekwencji depresja poporodowa spowodowały, że jeszcze w szpitalu musiałam maleństwo dokarmiać mlekiem modyfikowanym. Walka o laktację trwała – konsultacje z doradcą laktacyjnym, częste przystawianie maleństwa do piersi, a w międzyczasie w każdej wolnej chwili praca na wyczekiwanym szpitalnym laktatorze i odciąganie pokarmu. Po wyjściu ze szpitala walka trwała jeszcze kilka miesięcy, w pewnym momencie nie miałam już siły i odpuściłam. Bardzo to przeżyłam.

Cały ten temat musiałam poukładać w swojej głowie, a dokładnie dwa lata później spróbować zawalczyć ponownie z drugą córeczką. Byłam pozytywnie nastawiona, przygotowana psychicznie i fizycznie. Idealnie spakowałam torbę do szpitala, wzięłam ze sobą laktator i wszystkie najpotrzebniejsze akcesoria. Wiedziałam, że tym razem nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć i mamy duże szanse na to, aby tym razem wszystko się udało.

Joanna lat 32

Kiedy na świecie pojawił się mój pierwszy syn, wszystko przebiegało książkowo. Od razu po urodzeniu przystawiłam małego do piersi, a on nie miał żadnych problemów z jedzeniem. Nie miałam stresu, który spotyka wiele mam na początku ich drogi z karmieniem.

Kiedy po kilku latach starań dowiedziałam się, że jestem w drugiej ciąży, nie obawiałam się, że może pójść coś nie tak. Niestety już pod koniec trzeciego miesiąca ciąży okazało się, że jej utrzymanie może być problemem. Leżałam kilka miesięcy, uważałam na siebie i czekałam na pomyślne rozwiązanie. Antoś urodził się siłami natury dwa tygodnie po terminie. Kiedy wzięłam go na ręce, byłam bardzo szczęśliwa, że jest z nami, że wszystko skończyło się dobrze… Minęło kilka godzin od porodu i przy pierwszym obchodzie pediatry, usłyszałam słowa, które do dziś sprawiają, że łzy same płyną mi po policzkach: „Pani Asiu, niestety wyniki badań krwi Pani synka są złe, nie możemy jeszcze dać jednoznacznej diagnozy. Musimy zrobić mu szereg badań”. To był wielki szok dla mnie! Ale jak to, przecież syn urodził się zdrowy i dostał 10 punktów?

Kiedy otrzymałam dokumenty i informacje jak wiele badań mały musi przejść – byłam przerażona. Na dodatek synek został mi zabrany i trafił na oddział neonatologii. I wtedy pojawiło się wiele obaw o jego życie oraz o laktację. Zastanawiałam się, jak będę go karmić… Położna powiedziała mi, że mały przez kilka pierwszych dni może być karmiony tylko butelką. Wiedziałam, że to, co mogę dać mu najlepszego, to będzie podawanie mojego mleka, bałam się jednak, że kiedy nie mogę go karmić sama, może okazać się, że stracę pokarm. Musiałam coś zrobić, aby utrzymać laktację. I wtedy przypominałam sobie, że w szkole rodzenia położna polecała nam, aby do szpitala spakować laktator. Wbiegłam do swojej sali, otworzyłam torbę wyciągnęłam laktator i zaczęłam odciągać pokarm. Potem w butelce zaniosłam go położnej, aby nakarmiła Antosia. Mały był jednak tak słaby, że bardzo mało jadł.

Ale ja się nie poddawałam, odciągałam mleko laktatorem co 3-4 godziny i stosowałam metodę 7 5 3. Metoda ta polega na naprzemiennym odciąganiu mleka w systemie 7 minut jedna pierś, następnie 7 minut druga, następnie wracamy do pierwszej i przez 5 minut odciągamy ponownie z niej mleko, i z drugiej znowu 5 minut. Wracamy znowu do pierwszej i przez 3 minuty odciągamy, i znowu druga przez 3 minuty.

Kiedy kończyłam – biegłam na oddział neonatologii, oddawałam mleko położnej, a ona podawała je maleństwu. Po kilku dniach, gdy synek mógł już być ze mną i kiedy przystawiałam go do piersi, a on ssał – wiedziałam, że moja determinacja i pomoc laktatora pomogły mi utrzymać laktację. Mogłam już cieszyć się bliskością z małym. Czułam dumę i wielkie szczęście, że wszystko skończyło się dobrze! Dziś mały jest zdrowy i radosny, a chwile, kiedy przystawiałam go do piersi zapamiętam na zawsze.

***

Ile kobiet, tyle historii związanych z laktacją. Dlatego wybierając się do szpitala warto, aby w torbie każdej mamy znalazł się laktator, który pomoże jej w chwilach kryzysu. Jednak, aby osiągnąć dobre rezultaty, najlepiej do odciągania pokarmu używać dobrego i sprawdzonego laktatora elektrycznego. Easy & Natural firmy Canpol został stworzony z myślą o maksymalnym komforcie odciągania mleka. Doskonale sprawdza się po porodzie fizjologicznym, jak i po cesarskim cięciu. Dzięki silikonowej nakładce masującej zapewnia wysoki komfort, także podczas długotrwałego odciągania. Jest intuicyjny i łatwy w obsłudze – posiada aż 18 ustawień siły i rytmu ssania, dzięki czemu można dopasować jego pracę do potrzeb i preferencji kobiety karmiącej.

Są sytuacje w życiu, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć – ale możemy zrobić wiele, żeby się na różne ewentualności odpowiednio przygotować. Planując karmić piersią, warto mieć pod ręką odpowiednie wsparcie, które pomoże uratować laktację, jeśli będzie zagrożona. Pakując torbę do szpitala, nie powinno zabraknąć w niej laktatora, który pozwoli mieć spokój w głowie w wielu kryzysowych sytuacjach.