Dziecko. Dla ciebie jest na nie jeszcze „trochę za wcześnie”. Nie czujesz się gotowy. Boisz się, że nie podołasz tej odpowiedzialności. Nie mówisz „nie” definitywnie. Uważasz tylko, że jeszcze nie teraz. Że przecież mamy czas, że coś się w tobie zmieni i naprawdę tego zechcesz. Zmienisz zdanie, zapragniesz być ojcem. Ale to nie jest ten moment. „Przepraszam” – mówisz. Przełykam to. Oddycham. Mamy czas. Chcę w to wierzyć.
Jasne, takie decyzje podejmuje się wspólnie. Tylko czasem, w kilku przypadkach na tysiąc, decyduje za nas los. Coś nie zadziała jak trzeba, po prostu. Co wtedy? Boję się pomyśleć. Wiem, że tu, w naszym kraju nie mam wyboru. Jeśli zajdę w ciążę teraz, nie będzie już odwrotu. A ty przecież nie chcesz teraz. Co powinnam robić? Jesteśmy w tym razem – mówisz mi. Czy na pewno?
Dziecko. Dotyczy nas obojga, prawda? Oboje musimy go pragnąć. Ja chcę, choć czasem się waham. To podobno normalne. Mieliśmy wolność, wygodne życie. Wszystko dla siebie. Teraz chcę to komuś podarować, poświęcić.
Nie, nie mam presji ze strony środowiska – bliskich, rodziców. Chcę dziecka sama. Wyobrażam je sobie czasem. I to, do kogo będzie podobne. Mogłoby mieć twoje włosy – piękne, gęste. I może mój uśmiech z dołeczkami. Nie jest ważne, czy to będzie chłopiec czy dziewczynka. Wiem, że kiedy już się pojawi, tu, między nami, pokochamy je ze wszystkich sił. Że będzie z nami szczęśliwe, bezpieczne. Że pokażesz mu swój świat, a ja będę dla niego wymyślać piękne historie.
Tyle nas łączy. Rozumiemy się bez słów. Jesteś moim dopełnieniem, tak to czuję. Kochasz we mnie to, że razem wszystko jest takie łatwe. Ale czy będziesz mnie kochał jeśli wszystko się skomplikuje? Twierdzisz, że tak. Dla ciebie dziecko teraz, to komplikacja. Tysiące pytań.
Teraz chcesz podróżować, zwiedzać, uczyć się ciągle nowego. Jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Ja mam wrażenie, że widziałam i nauczyłam się wystarczająco. Znów bardziej pragnę dziecka. Małej stabilizacji, zatrzymania się. To dwie różne ścieżki – twoja i moja. Ale przecież chcemy być razem. One muszą się gdzieś po drodze złączyć.
Kochamy się. Dobrze nam razem. Może jeszcze nie trzeba tego zmieniać, może za rok, dwa – mówisz. Wtedy, kiedy poczujesz, że „to” w tobie się zmieniło. OK. Rok, dwa to nie jest dużo. Zaczekam. Co takiego może się wydarzyć przez 12 miesięcy. Albo 24?
Nie, nie jestem spokojna. Tego ode mnie nie oczekuj. Czasem ogarnia mnie panika. Innym razem wydaje mi się, że przecież jeszcze wszystko przed nami. Że moje 40 lat w przyszłym roku to nadal nie jest za późno. Że lepiej poczekać, aż sam zapragniesz tego, co ja. Czekam i czytam o badaniach prenatalnych o ryzyku chorób genetycznych.
Cokolwiek się wydarzy, cokolwiek zdecydujemy, chcę mieć wybór. Chcę czuć się bezpiecznie. Chcę wiedzieć, że jestem podmiotem, a nie przedmiotem w tej sytuacji. Że liczy się to, co czuję, myślę. To, czego pragnę. Że mam prawo chcieć albo nie chcieć.
Jesteśmy w tym razem – mówisz. A jednak czuję się sama.