Go to content

Do matki usztywnionej w swojej elastyczności. Nie zabieraj dziecka ze sobą na imprezy

Fot. iStock/NataliaDeriabina

Widujesz takie matki wszędzie. W tramwaju. Podczas spaceru z psem. Czasem wpadają ze swoimi dziećmi na imprezę dla dorosłych. Jakby nie słyszały od organizatorki, że to jest spotkanie czy weekend poza miastem dla przyjaciółek bez dzieci. Z rozczuleniem mówią, że nie miały komu podrzucić synka. Jakby zupełnie nie zastanawiały się nad tym, że inne matki wynajęły opiekunki, albo poprosiły o pomoc ojca, babcię czy sąsiadkę. Jak dalej wygląda scenariusz takiej imprezy? W moim przypadku było tak…. Ponieważ mama Różyczki nie potrafiła swojemu dziecku stawiać granic, wszystkie kobiety z babskiej imprezy muszą się zajmować kapryśnym sześciolatkiem.

Dlaczego chcemy być inni niż rodzice?

Na początek mała dygresja: wiele z nas wychowywało się w domach, w których rodzice notorycznie unieważniali nasze potrzeby. Prosiłaś, że nie chcesz nosić tego paskudnego brązowego płaszcza po siostrze, ale nie miałaś w tej kwestii zbyt dużo do gadania. Po prostu innego płaszcza nie było. Wiedziałaś, że nie ma sensu się stawiać, bo rodzice nie mieli kasy i choćbyś płakała i błagała, brązowy płaszcz po siostrze był jedyną twoją alternatywą. Wiele kobiet z naszego pokolenia (dzisiejszych 40. czy 50. latków) nie miało też wielkiej szansy, na to, by ważni opiekunowie (mama, tata, dziadek, babcia) usłyszeli, jakie są nasze realne potrzeby i związane z nimi uczucia. Byli zapracowani. Ileż razy płakałaś, a oni mówili: „Nie becz !”. Ileż razy złościłaś się, a oni mówili: „Dziewczynkom nie wypada”. Ileż razy tupałaś nogą, a oni mówili: „Nie bądź rozwydrzonym bachorem”. Inaczej nie potrafili. Takie to było wtedy wychowanie.

Nic więc dziwnego, że dziś wiele z nas stara się wczuwać w uczucia i potrzeby swoich dzieci. Dlatego, gdy córka płacze, kucasz przy niej i patrząc jej w oczy i pytasz: „Co się Różyczko stało?”, a kiedy Kacperek kładzie się na podłodze i krzyczy, mówisz do niego cierpliwym spokojnym głosem: „Kochanie, wytłumacz mi, dlaczego tak reagujesz?”. I tu pojawia się pewien kłopot… Ale o nim za chwilę.

Znasz Różyczkę z piekła rodem?

Wracając do babskiego weekendu, na który pewna mama zabrała swoją małą Różyczkę, chcę wam opowiedzieć, jak sześciolatka rozwaliła nam wszystkim przyjemność z przebywania razem. A raczej nie Różyczka, tylko jej mama, która na wszystkie potrzeby, na każdy grymas i zmarszczone brwi dziewczynki – reagowała.

Różyczka w zasadzie na każde pytanie odpowiadała swojej mamie: „Nie!” Kiedy postanowiłyśmy z przyjaciółkami obejrzeć film, wykrzyknęła nagle: „Nie”. Więc mama spytała dziewczynkę, na jaką ewentualnie kreskówkę wyraziłaby zgodę. O wszyscy święci! Nie obchodziło jej, że my chcemy obejrzeć komedię romantyczną. Szukała rozwiązania dla swojej córki. Wkrótce dla świętego spokoju my także wkręciłyśmy się w te negocjacje, sypiąc – jak z rękawa – tytułami fajnych kreskówek Pixara. A Różyczka, na wszystkie propozycje krzyczała: „Nie, nie, nie!” Potem padła kwestia obiadu. Różyczka oczywiście torpedowała zawzięcie wszystkie propozycje pani domu. Stanęło na tym, że zjadła czekoladę. A gdy postanowiłyśmy iść na spacer do pięknie położonego nieopodal parku, dziewczynka usiadła na środku drogi i się sprzeciwiła. Gdy mama ją dopytywała, dlaczego nie chce skręcić na drodze w lewo, mała nie potrafiła odpowiedzieć. Słyszałyśmy tylko: „Chcę w prawo, w prawo!”. Dlatego by nie psuć sobie południa, skręciłyśmy w prawo.

Powiem szczerze, nie było we mnie nawet wielkiej irytacji. Czułam tylko współczucie dla mamy Różyczki, która tak naprawdę jest świetną kobietą. Chciałam jej coś powiedzieć, poradzić, ale uznałam, że babski weekend za miastem to nie jest dobry moment na pouczanie znajomej.

Czy helikopterujesz swoje dzieci?

Niektóre mamy po prostu nie potrafią swoim dzieciom stawiać granic. Interesuje je każda nadrobniejsza reakcja dziecka. Te matki są jak helikoptery, które latają po mieszkaniu, zastanawiając się, które dziecko potrzebuje dokładki obiadu, a któremu zamienić ziemniaczki na ryż, bo tak dziwnie patrzy na to, co jest na stole. Latają więc jak helikoptery, monitorując wszystkie potencjalne (a nawet niewyrażone wprost) zachcianki swoich dzieci. Robią to oczywiście najczęściej, odwołując się do własnych zaniedbywanych potrzeb w dzieciństwie. O takich rodzicach mówi się „helicopter parents”, czyli po naszemu „rodzice nadopiekuńczy”.

Czy jesteś matką usztywnioną w elastyczności?

Niektóre matki idą jeszcze dalej – są usztywnione w swojej elastyczności wobec potrzeb dzieci. Co to oznacza? Po prostu takie matki chcą, by zawsze o każdej porze dnia i nocy wszystkie potrzeby i uczucia ich dzieci były natychmiast wysłuchane i zaspakajane. Chcą dać swoim maluchom to, czego same nigdy nie dostały. I … przeginają w drugą stronę!

Nie potrafią powiedzieć: „Różyczko, skręcamy w prawo, bo tak chce większość gości. Jak nie masz ochoty iść w prawo, to wracam z tobą do domu, bo nie ma opcji, żebyś rządziła piątką dorosłych kobiet! Kropka!”. Nie potrafią powiedzieć Kacperkowi: „Teraz wychodzimy do kościoła. Idziesz z nami. Nie ma szans, żebyś został w domu”.

Takie mamy wszystko negocjują i mają ambicję żeby o wszystkich uczuciach rozmawiać ze swoimi dziećmi. Jakby kompletnie nie czuły tego, że ich responsywność, czy też elastyczność… może być toksyczna. Dobra mama to nie tylko chodząca cierpliwość, czułość, zrozumienie i wyrozumiałość. Dobra mama to też ktoś, który umiejętnie frustruje swoje dziecko. Potrafi mówić: „Nie!”, „A teraz wychodzę do drugiego pokoju, bo potrzebuję ciszy i spokoju”, „Proszę, pobaw się sam, bo jestem zmęczona!”, „Drugiego obiadu nie ugotuję”. Naprawdę dziecko z głodu ani z nudów nie umrze. Nic mu nie będzie!

Do mam Różyczek i Kacperków

Rozumiemy, że czasami naprawdę nie ma innego wyjścia. Jesteś samotną i samodzielną mamą ? Albo w ostatniej chwili sąsiadka, która obiecała zostać z twoim synkiem, zachorowała i wszystko odwołała? Czasami musisz zabrać ze sobą dziecko na imprezę dla własnego dobra. Bo jak nie wyjdziesz do ludzi, to zwyczajnie zwariujesz. Jest jedno „ale”. No właśnie! Zawsze trzeba zapytać organizatora imprezy, czy inni imprezowicze się na to zgadzają. A oni, znając twoje dziecko i twoje metody wychowawcze, powinni mieć prawo głosu, czy się na taką współopiekę w czasie swojego relaksu się zgadzają…