Go to content

Bardzo bolało mnie to, co mówiłaś o mnie. Cierpiałam

Fot. iStock/oneinchpunch

Moja droga D! Chciałam zacząć ten list pisząc kochana, ale nie jestem w stanie… 

Tęsknie za Tobą, chociaż poznałam Cię chyba w najgorszym roku mojego życia. Nawet śmierć taty nie była dla mnie tak bolesnym przeżyciem jak ten paskudny rok. Poznałam Cię, w okresie dla mnie najtrudniejszym, bo usłyszałam słowa, których – masz rację – nie potrafię zapomnieć.

Nie potrafię zapomnieć, nie dlatego, że nie chcę, ale dlatego, że nie mam podstaw, by zapomnieć.

Byłaś pierwszą osobą, przed którą się otworzyłam, której powiedziałam, dlaczego nie wierzę w siebie, dlaczego czuję się jak czuję. Ufałam Ci, jak siostrze. Chciałam Ci podziękować, że podałaś mi rękę, wspierałaś na tyle, na ile mogłaś. Stąd były kwiatki, upominki. Jednak słowa utkwiły w mojej – już wtedy – chorej głowie. Tak…moja psychika została zniszczona. Tak, głupimi słowami. W nerwach czy nie w nerwach powiedzianych. Czułam się nikim, czułam się zerem. Nie mogłam o tym nikomu mówić, bo nie chciałam. Pisałam więc pełne smutku posty, komentarze. Było, jest mi bardzo ciężko.

Dla mnie odskocznią w tym cholernym czasie były spotkania z Tobą, co czwartek. Chciałam tych spotkań dla siebie. Były chwilą, kiedy zapominałam o tych słowach. Nie zapomnę jak ty w swoim domu, ja u siebie oglądałyśmy pewien muzyczny program, jak wymieniałyśmy się ulubionymi piosenkami… – jak siostry – „marudziłyśmy” o babskich sprawach.

Potem się dowiedziałaś, czemu cierpię. Miałaś żal, że nie mówiłam wcześniej. Nie chciałam. Nie chciałam, byś czuła się winna. Nie obwiniałam Cię o to, miałam ufać swojej intuicji – bo ona mi od początku mówiła, że on się tak cieszył, że nie widział, iż ja cierpię i mnie odsuwał na bok…skutecznie.

Od tamtej pory już nie było między Nami tak samo…chociaż starałam się jak mogę i wiem, że Ty też się starałaś. Pamiętam, jak mówiłaś, że on powinien mi powiedzieć, to co wtedy było mówione w tym aucie. Do dziś nie wiem co. Pamiętam, jak mi mówiłaś, że powinien zacząć coś robić – do dziś nie robi nic, chociaż mu mówiłam, mówię, że nic nie czuję.

Nie umiałam sobie z tym poradzić. Szukałam u Ciebie ukojenia, a Ty  myślałaś, że ja mam pretensję, że Cię winie. Nie! Było mi tak bardzo ciężko. Ja byłam też z tym sama, obok z kimś, ale sama – jedynie swój żal w postach wyrażałam. Co miałam mówić? Przecież normalna kobieta, która mówi, że nic nie czuje, że jest nikim i nie ma reakcji, to odchodzi, a ja jestem, bo nie mam odwagi iść do przodu, bo tyle złego usłyszałam. Wiem, że bardzo to przeżywałaś, wiem, że się zaangażowałaś. Wiem, że chciałaś dobrze.

Napisałam list do niego na konkurs i wygrałam. Posłałam Ci go, mówiłaś, że piękny, że nie wierzysz, że go to nie wzrusza, a on mi powiedział 'nie robi to na mnie wrażenia, mam to gdzieś’ .

Potem były święta – byłaś u nas, chciałam być z Tobą, bo byłaś mi ważna. Nie zapomnę jak napisałaś mi na jednym z komunikatorów 'Aniu, jak by tego nikt Ci dziś nie mówił, to powiem Ci ja – kocham Cię’ Pamiętam, jak mi pisałaś i mówiłaś, że w tym roku 2017 mam być szczęśliwa, że on zrozumie, swój błąd, że będzie się starał.

Ale było gorzej. Ze mną przede wszystkim. Bo nic nie czułam. Prócz tego, że jestem nikim, zerem. Mama się mną martwiła, bo ja nikłam w oczach…chciała pomóc. Wiesz, za dobre intencje człowiek czasem obrywa. Może to było niepotrzebne. Nie wiem. Nie chce nikogo oceniać. Nie wiem, jak bym ja postąpiła. Wiem, że nie byłaś dla Niej problemem. Tak samo jak nie byłaś nim dla mnie.

Dla mnie byłaś kim bardzo ważnym. Bardzo bolało mnie to, co mi mówiłaś o mnie, ja taka nie byłam, nie jestem. Cierpiałam bardzo. Zaczęłam mówić to, co chciałaś usłyszeć, byleby tylko nie słuchać tego, jaka to byłam zła (tak kodowałam). Nie umiałam już tego znieść. Nie z ust osoby, którą kochałam. Nie z Twoich. I w końcu przestałam już cokolwiek mówić, bo zaczęły się blokady, zaczęły się uniki. Zaczęło się psuć. Przestałam już ufać. Już nie wiedziałam kim jestem. Po stokroć czytałam nasze rozmowy- szczególnie te które były dla mnie tym czymś pozytywnym. Ile razy myślę o Tobie, to widzę Ciebie jak wysiadasz z kwiatkami do mnie, bo miałam święto. Jak się śmiejemy przy pierwszym obiedzie. Czułam się z Tobą dobrze, nawet bardzo dobrze. Pamiętam Twoje 'nie chce byś cierpiała, nie chcę byś się wykończyła, masz być szczęśliwa’. Był okres, że byłam zła na Ciebie, bo czułam że nie rozumiesz. Czułam się wampirem emocjonalnym- a to tylko pognębiło mój stan. Nikt kto mnie znał, nie poznawał. Znikł mi uśmiech z twarzy, oczy miałam czerwone z płaczu, w dzień, w dzień- mnie to przerastało. Kłopoty w pracy…naganna. W domu życie obok. I potem nagle Ty…odeszłaś.

Moje serce tego nie wytrzymało. Boli mnie to bardzo. Kiedyś On był w podobnym stanie. Ktoś Go skrzywdził. Chudł, szukał zapomnienia w 'butelce’, był zdruzgotany, poniżał się. Wtedy pojawiłam się ja. Pomogłam Mu. Sam mówił, że jako pierwsza wyciągnęłam do niego rękę w najtrudniejszym dla niego okresie. Byłam obok. Wspierałam, pomagałam, zapewniałam, nieraz. Obdarowywałam prezentami, pokazując, że jest wart wszystkiego, że każde Jego marzenie można spełnić. Widziała to Jego rodzina, znajomi – pamiętają do dziś. A on zapomniał, chociaż mówił, że nie chce by ktokolwiek czuł to, co On.

Czuje ja. Dwa razy mocniej. Jestem wrażliwsza niż on. On powiedział coś, co boli. Mówiłaś, że nie zapomnę. Zapomniałaby, gdyby postarał się, pokazał, że to były tylko nerwy, zrozumiał, że nie czuje nic, że chce być kochana, że cierpię. Gdyby to wiedział, robił – tak jak mówiłaś- to zapomniałabym. Jednak on się nie zmieni. On zapomniał, dzięki mnie, jak to jest przestać czuć ból emocjonalny. Ja dzięki niemu pamiętam.

Dziś wiem, że tak musiało się stać. Nie będę nigdy nikim dla Niego ważnym. Nie czuje się kochana, a wiesz jak bardzo o tym marzę. Niejedna osoba stuka się po głowie, dlaczego jestem, dlaczego żebrze o uczucie, szanuj się kobieto?

Dziś po terapii u psychologa okazuje się, że mam silną depresję. Dziś zakupy są dla mnie trudnością. Praca udręką. Wstanie z łóżka niemałym wyczynem. Dziś biorę leki i modlę się, bym znów była taka, jak mi mówiłaś – Sonnenschein. Na razie nie umiem. A muszę dla dziecka.

Dziś wiem, że straciłam Ciebie. Nieprawdą jest, że słowa kocham nic dla mnie nie znaczą. Jak kocham, to nie zostawiam. Muszę pokochać siebie, bo w końcu z sobą jestem 24/7. Muszę odnaleźć siłę, tak jak mi radziłaś- czerpać z ludzi, którzy mnie kochają, szanują…dla których jestem ta A sprzed 1,5 roku. Muszę znów pokochać swoją prace, swój taniec, książki, gotowanie. Muszę, staram się, ale daleka droga przede mną…bardzo daleka. Dziś ciężko żyć, jak dusza umarła, a reszta musi jakoś funkcjonować. Taka wegetacja jest gorsza od śmierci.

Dziś kilka dni przed Twoim urodzinami, myślę o Tobie i zastanawiam się, jakby to było, gdyby on zareagował jak prawdziwy mężczyzna. Jak ktoś komu tak bardzo zależy i nie chce stracić. Myślę, że nadal chodziłabym uśmiechnięta, czytała moje książki, czuła się szczęśliwa, bezpieczna, ufała. A co najważniejsze byłabyś Ty. Mogłabym z Tobą pisać o wszystkim, mogłybyśmy się wyżalić- byłybyśmy dla siebie-tak jak wcześniej. Pewnie koncert Ani Dąbrowskiej byśmy zaliczyły, bo obie ją bardzo lubimy albo koncert Korteza i śpiewałybyśmy przy tym płacząc i trzymając się za ręce, bo pomimo wszystko byłyśmy za sobą (dziś wiem, ze bardzo)

Zostań, jak nikt mnie znasz
Przecież dobrze wiesz
Boję się być sam
Zostań do rana raz
Może zwykły dzień
Nic nie zmieni w nas
Zostań, kiedyś przyjdzie czas
Na pytania
I to co teraz wciąż jeszcze przerasta nas
Zostań, bez zbędnych słów
Tak jak teraz
Cierpliwie obok bądź po prostu dzień po dniu

Przepraszam Cię za to, że nie wierzyłam w Twoje wsparcie, ale skutecznie mam mózg wyprany. Kiedyś być może jeszcze będzie okazja się spotkać, w końcu trzymasz klucz do mojego serca. Tęsknie za Tobą bardzo…a że zbliżają się Twoje urodziny, to życzę Ci wszystkiego, co się szczęściem zwie. Kto jak kto, ale ty na to zasługujesz.

A.