Kilka dni temu w telewizji pokazano wywiad z polską „Barbie”, kobietą, której marzeniem jest upodobnić się do popularnej zabawki. Na świecie ten trend jest już coraz bardziej powszechny (częste są na przykład operacje usuwania żeber w celu zmniejszenia talii), tymczasem nawet producenci lalki postanowili zmienić nieco proporcje jej ciała, by przypominały bardziej proporcje ciała „normalnych” ludzi. Gdzie leżą granice szaleństwa?
Olbrzymie, amarantowe usta, długie blond włosy i niesamowicie szczupłe nogi. Nazywa się Anella i skończyła Politechnikę. Jest architektem. Ale marzyła o tym, by zmienić swój wygląd. Jak mówi, od zawsze podobały jej się osoby, które mają charyzmę i są „piękne w środku”. I że każdy, kto ją zna, wie ile jest w stanie zrobić dla innych, po prostu ją akceptuje.
Zaczęło się od poprawiania nosa, potem przyszła kolej na piersi. Ale, zdaniem Anelli i jej znajomych „zrobienie sobie piersi jest jak wyjście do piekarni po bułki”. Polska Barbie nie wygląda jak żadna z nas i słucha się jej z trudnością, bo nie dość, że całą uwagę skupiają na sobie gigantyczne wargi, to ma się wrażenie że trochę utrudniają one prawidłową wymowę swojej właścicielce.
Nie, nie chcę oceniać. Myślę, że Anella może być bardzo sympatyczną osobą, ale nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że chodzi tu jedynie o zrobienie wokół siebie nieco szumu. Tylko jakim kosztem?