Nie zmienisz świata siedząc na kanapie. Ba, nie zmienisz nawet swojego życia, a cóż dopiero brać się za cały świat? Zmiany, te spektakularne, właściwe, rodzą się z wewnętrznego „nerwa”, złości, gniewu, że oto dzieje się nam krzywda, że jesteśmy zagrożone albo nieszczęśliwe. Z silnych emocji, które zmotywują nas do tego, by wstać, założyć trampki albo szpilki i zacząć działać. Bo już dłużej po prostu nie można czekać. Bo ta rzeka za chwilę wystąpi z brzegów.
Jak łatwo kobietę poniżyć, złamać, zniszczyć, jak łatwo zadać jej ból. Wystarczy tylko uderzyć w to, co jej drogie. Ona się z tego podniesie, stanie na nogi, pójdzie dalej, silniejsza, ale kłucie w sercu pozostanie i to pytanie: jak tak można? I jeszcze: dlaczego?
Wczoraj minister mojego kraju zlekceważył tysiące manifestujących kobiet, kobiet które wzięły udział w proteście, by walczyć o podstawowe prawa dla siebie, dla swoich córek, przyjaciółek i nieznajomych. „Niech się bawią” – powiedział minister o tych, które doprowadzone do ostateczności, w geście solidarności wyszły na ulice miast i miasteczek. I, wiecie co? Właściwie nie dziwię się tym słowom. Pogarda i lekceważenie wobec kobiet nie jest u nas niczym nowym. To nasza smutna codzienność, której doświadczamy już często jako małe dziewczynki, w naszych środowiskach rodzinnych. Pan minister zaprezentował po prostu to, co w naszej polskości najgorsze: seksizm wynikający z silnie zakorzenionych, patriarchalnych tradycji. Zabrakło jeszcze tylko pogardliwego uśmiechu spod wąsa. Niech się bawią, bo zabawa to przecież takie udawanie. One tylko udają.
Pewien pisarz obraził dziennikarkę, Dorotę Wellman. Komentując jej podglądy na temat planów zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej napisał: „ Do zapłodnienia potrzebny jest seks”. Opatrzył ten wpis zdjęciem Doroty i zasugerował czytelnikom, że „seks jej nie grozi”, z powodu aparycji. Niestety, gdzieniegdzie dało się słyszeć obleśny rechot. Zagotowało się we mnie, zabuzowało od wewnętrznego sprzeciwu. Ja wiem, zawsze znajdą się tacy, którzy w kobietach widzieć będą jedynie bezmózgie narzędzia do zaspokajania męskich potrzeb seksualnych, do smażenia schabowego na obiad i rodzenia dzieci. Oni na kobietę nie patrzą jak na drugiego, równego sobie człowieka. I wcale nie jest ich niewielu.
Co więc trzeba zrobić, jak zadziałać, żeby ta świadomość zaczęła się zmieniać, by takie opinie i wpisy coraz częściej spotykały się z publicznym potępieniem? Potrzeba nam gniewu. I głośnych słów protestu. To przykre, to przerażające i smutne, ale tak właśnie trzeba. Trzeba krzyczeć, że tak nie wolno.
Znałam kiedyś pewną młodą kobietę. Jej życie przypominało koszmarny film, pełen doświadczonej przez nią pogardy i okrucieństwa. Tyle tylko, że filmem nie było. Było ponurą rzeczywistością. Złość rodziła się w tej dziewczynie bardzo powoli, bo nikt wcześniej nie powiedział jej, że ma prawo być zła, czuć się niekomfortowo i chcieć uwolnić się z sieci zależności i emocjonalnego uzależnienia. Że ma prawo być wolna, szczęśliwa, niezależna. Że ma prawo decydować o sobie. Do tej wiedzy dochodziła sama, stopniowo wchodząc w dorosłość i dojrzałość, obserwując inne, odważne kobiety. I choć nigdy wcześniej nie wypowiedziała słowa sprzeciwu, pewnego dnia wyszła ze swojego domu, spakowana w jedną walizkę. Wykrzyczała swoją złość, zawalczyła o swoje życie i wygrała je. Zaczęła od nowa. A może nawet, zaczęła żyć naprawdę. Od tej pory nie pozwoliła już nikomu się skrzywdzić.
Niezależnie od tego jaka dzieje się wam krzywda i od kogo jej zaznałyście, krzyczcie, że tak nie wolno. Nieistotne czy to „tylko” poniżające, najeżone stereotypami słowa, odwołujące się do płci czy waszej seksualności, czy pieść zaciśnięta na waszej twarzy, czymkolwiek wam zawiniono, nie ma na to zgody. Jest sprzeciw i gniew.
W zeszły poniedziałek, stałam tam, w tym tłumie, w strugach deszczu. To nic, że padało, to nic, że było chłodno. Mi było ciepło, dobrze, bezpiecznie. Krople deszczu mieszały się na mojej twarzy ze łzami wzruszenia. Obce kobiety wokół mnie nie były obce, były moją rodziną. Czarny kolor na ten jeden dzień stał się kolorem mocy, kobiecej siły, bezkompromisowości w walce – o siebie i o każdą z nas. Nasz gniew był naszą siłą. To on doprowadził nas do tego miejsca. Chyba mogę już powiedzieć: nie boję się, potrafię krzyczeć, umiem się gniewać. Jestem silna.
Gdziekolwiek jesteście, cokolwiek złego wam się dzieje, obudźcie w sobie gniew i złość, niezgodę na zło i niesprawiedliwość, które wam się przydarza. Z tej niezgody i z tego gniewu rodzą się zmiany, których nic i nikt już nie zatrzyma. Jestem dumna z tego, że jestem kobietą. Wy też bądźcie.