Usłyszałam ostatnio od znajomej, której mama zmarła na nowotwór: „Nie badam sobie piersi, bo boję się, że coś wykryję”. Trudno mi było uwierzyć w to, co mówiła, bo przecież nieustannie słyszymy, że rak wcześnie wykryty daje zdecydowanie większe szanse na wyleczenie.
Pamiętam dyskusję, która rozgorzała po tym, gdy Angelina Jolie zdecydowała na podwójną mastektomię, po tym, gdy wykryto u niej mutację genów BRCA1 lub BRCA2 zwiększające ryzyko zachorowania na raka piersi i jajników. Nie ulega jednak wątpliwości, że decyzja Angeliny Jolie wywołała dyskusję na temat słuszności takich działań. Dzisiaj eksperci tłumaczą, że każda kobieta po 30 roku życia powinna zdecydować się na badanie pod kątem wystąpienia u niej wadliwych genów. Przesiewowe badania zdecydowanie zmniejszyłyby liczbę zachorowań na raka piersi i jajników i zmniejszyło nakład finansowy na ich leczenie, co nie jest bez znaczenia.
Być może kobiety obciążone genetycznie ryzykiem nowotworu zdecydowałby się na mastektomię czy usunięcie jajników, jako środka zapobiegawczego.
Wcześniejsze badania wykazały, że kobiety z mutacją genu BRCA 1 lub BRCA2 mają między 17-44% szansą na wystąpienie raka jajnika a 69-72% szansą na rozwój raka piersi w ciągu całego ich życia.Wśród kobiet, które nie mają mutacji genowych, ryzyko raka jajnika wynosi zaledwie 2%, a raka piersi około 12,5%. Badania mające na celu ustalenie występowania mutacji genów mogłyby uratować życie wielu kobiet.
Czy zdecydowałybyście się na takie badania? Uważacie, że powinny być obowiązkowe?
źródło: huffingtonpost.com