Lato. Ciepły wieczór. Siadasz sobie wieczorem na dworze, by rozkoszować się czasem wolnym i piękną pogodą, a tu… ciach. Jedyne, co może przerwać ci sielankę to ten… cholerny komar. Bzyczący nad głową, koło ucha i ty polujący na niego w ciemnościach, byleby tylko nie usiadł na tobie i nie wbił się w skórę, bo nie ma nic gorszego, niż późniejsze swędzenie… Budzi cię to w nocy, nie daje spać, nie daje spokojnie wysiedzieć. Ba – nie można nawet rozmawiać czy skupić się na czytaniu książki, bo to upiorne swędzenie skutecznie cię rozprasza. Brrrr – nikt tego nie lubi.
Ileż to już sposobów nie wymyślono, żeby tylko odstraszyć od siebie te nieznośne owady. Jedni jedzą witaminę B od wiosny, inni zaopatrują się w płyny i spreje, którymi co wieczór smarują ciało. Cóż, zapach pozostawia wiele do życzenia, a komary i tak czasami znajdą ten fragment skóry, na którym nie znalazł się środek mający zapobiec ukąszeniom.
Są jeszcze rośliny sadzone w ogródkach, na działkach, w oknach mieszkań, które mają powstrzymać te upierdliwe owady z dala od naszej skóry. Ale jak wiadomo… czego byśmy nie zrobili, jak się nie zabezpieczyli i tak jakiś komar w końcu nas dopadnie, pozostawiając cudowną pamiątkę w postaci… swędzenia, które trudno opanować.
Jasne, na to też są maści – można posmarować, schłodzić, moje dzieci nawet śliną traktują takie ukąszenia, ale i tak… swędzi. Oczywiście – całe swoje dorosłe życie powtarzam, że należy skupiać się na przyczynach, źródłach problemów, a nie na nich samych, ale w przypadku komarów ta dewiza się nie sprawdza, bo przecież nie pozbędziemy się ich ze swojego życia, nie sprawimy, że znikną. Nijak nie da się tego zrobić. Cóż nam pozostaje? Pogodzenie się z takim stanem rzeczy? Nic podobnego!
Skoro nie możemy usunąć źródła naszych wakacyjnych komarowych koszmarów, może warto skupić się na skutkach? A jak wiadomo, tutaj mamy do czynienia z jednym – swędzeniem po ukąszeniu.
Jaki jest najskuteczniejszy sposób? Pewnie teraz szukacie w głowie pomysłu, ale nie ma co się trudzić. Pewnie każdy ma swoją opatentowaną metodę. Tymczasem ja postanowiłam wypróbować bite away. Moje dzieci źle znoszą ukąszenia – czy to komarów czy gzów, ja sama drapię się nawet przez sen i nie znalazłam do dzisiaj sposobu, który byłby w 100% skuteczny, a przynajmniej w 90%, by zapobiec temu mało przyjemnemu uczuciu.
Bite away wygląda trochę jak większy mazak i to jest pierwszy plus tego urządzenia, które działa zasilane bateriami. Można go wrzucić nawet do małej torebki i niczym magiczną różdżką walczyć z ukąszeniami i użądleniami po owadach.
Spytacie: o co chodzi? Bite away to wyrób medyczny (to ważne!) przeznaczony do objawowego leczenia: swędzenia, bólu i obrzęku, które są skutkiem użądlenia lub ukąszenia nie tylko przez komary, ale także pszczoły, osy, szerszenie czy gzy. Działanie tego urządzenia polega na zastosowaniu skoncentrowanego ciepła na miejsce ukąszenia. Otóż bite away posiada ceramiczną powierzchnię, którą przykłada się do miejsca, w którym występuje swędzenie bądź ból. Wybieramy jeden z czasów działania – 3 lub 6 sekund i… czekamy. Ceramiczna powierzchnia rozgrzewa się do 51 stopni Celsjusza i kiedy osiąga tę temperaturę zapala się dioda LED, gdy gaśnie gdy urządzenie automatycznie wyłączy się po upływie wybranego czasu. Proste? I to jak! Czy działa? Z pewnością. Chociaż komary w tym roku są dość łaskawe, to jednak przyszło mi kilkukrotnie użyć bite away. Za każdym razem swędzenie albo się znacznie zmniejszało lub całkowicie zostało zniwelowane. Z bite away skorzystali także moi znajomi, dzieci. Bo wiadomo – jeśli coś działa na jedną osobę, wcale nie musi działać na wszystkich. Jednak w przypadku użycia bite away w 99% przypadkach swędzenie ustawało lub było niemal nieodczuwalne, czego było naocznym świadkiem.
Ogromnym plusem bite away jest fakt, że nie zwiera on absolutnie żadnych środków chemicznych. Miejscowa hipertermia, czyli zastosowanie skoncentrowanego ciepła, jest bardzo obiecującą metodą fizykalną. Wiązka ciepła użyta miejscowo pobudza nasz organizm do zmniejszenia odczucia bólu czy swędzenia.
Czy są jakieś minusy? Cóż – trzeba się oswoić z temperaturą rozgrzanej ceramicznej powierzchni. Podczas pierwszych zastosowań bite away możemy być zaskoczeni i mieć przez ułamek sekundy wrażenie, że coś nas poparzyło. Ale to pierwsze niedogodności, którymi nie ma się co zrażać. Moi synowie śmiali się, że wolą tę jedną chwilę z ciepłem niż kilka godzin swędzenia. Jedyne nad czym bym się zastanawiała, to czy użyć bite away na skórze małych dzieci, które są jednak wrażliwsze na takie odczucia i zwyczajnie mogłyby się przestraszyć. Lepiej sprawdzić najpierw na sobie.
W każdym razie ja -w tym roku, całkowicie zrezygnowałam z kupowania środków przeciwkomarowych. Za każdym razem do torby, czy do plecaka wrzucam bite away i nawet gzy latające czasami przy jeziorach tego lata nie są nam straszne. Macie dość chemicznych środków, szukacie skutecznego sposobu na zniwelowanie skutków ukąszeń lub użądleń przez owady? Sięgnijcie po bite away, a wasz wakacyjny wieczór przy blasku księżyca naprawdę stanie się przyjemnym, zwłaszcza ze świadomością, że pod ręką macie tę magiczną różdżkę z wiązką ciepła.
Produkt można kupić na allegro TUTAJ – KLIK.