Po Facebooku krąży post, w którym opisana jest (pozornie) zwykła, codzienna sytuacja. No właśnie, pozornie. Czy potrafimy tak zareagować, czy potrafimy podejść do tematu miesiączki tak po prostu, jak do najzwyklejszej rzeczy na świecie? Bez tabu, bez wstydu, bez głupich uwag i uśmieszków?
Każda z nas pamięta swoją pierwszą miesiączkę. Nie dla każdej niestety było to dobre doświadczenie. Nie z każdą rozmawiali o tym rodzice, nie każda miała obok siebie kogoś bliskiego, kto wyjaśnił, co się właściwie dzieje i co dalej. Więcej – nawet w dorosłym już życiu, doświadczone, przyzwyczajone do comiesięcznych krwawień, wciąż się ich wstydzimy, upychamy ukradkiem podpaski w kieszeni, chyłkiem przemykamy do łazienki, udajemy, że nas nie ma. A jeśli akurat jesteśmy w pracy i nie mamy przy sobie żadnych środków higienicznych, koleżankę pytamy o nie szeptem. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego krew wciąż jest niebieskim płynem, który koniecznie musimy ukryć, żeby „on się nie zorientował”?
Mnogość pytań sprawia, że posty, jak ten poniżej, robią tak zawrotną karierę w mediach społecznościowych. Bo chcemy wreszcie normalności również w tej kwestii.
„To pierwsza miesiączka w życiu mojej córki. Stało się to w autobusie. Nastoletni chłopiec, niewiele starszy od niej, zauważył to i powiedział jej na ucho, że ma plamę na spodniach. Poprosił, żeby się nie przejmowała, zawiązała sweter wokół bioder i wracała do domu.Chciałbym podziękować matce tego chłopca za wychowanie takiego dziecka. Nie nagrał jej, nie zrobił zdjęć, nie wytknął jej palcem, nie drażnił ani nie wyśmiewał. Pomógł jej”.