Marek Migalski znany jako były europoseł na swoim Twiterze napisał:
Rozumiem argumenty karmiących matek. Ale fajnie byłoby, gdyby one rozumiały tych, którzy nie chcą oglądać ich cycków. #Kompromis
— Marek Migalski (@mmigalski) 3 sierpnia 2016
I rozpętał wojnę „Cyc a sprawa polska”. I o ile w sprawę polską mieszać się nie mam ochoty, o tyle próba wyjaśnienia swojej uwagi przez pana Migalskiego już mnie rozdrażniła. Mówi, że rozumie argumenty zwolenników karmienia piersią, ale chyba tylko mówi, bo jego wypowiedź ze zrozumieniem nie ma nic wspólnego. „Nie życzę sobie, by kobiety wyciągały nad moim talerzem cycek (przypomnijmy, że sprawa stała się głośną po incydencie w restauracji, a nie na przykład w parku). Czy zatem klienci kawiarni mają prawo do tego, by pewnych widoków nie oglądać, czy też prawo karmiącej matki jest ponad wszystkim?” pisze pan Migalski i idzie dalej proponując kobietom odwracanie się tyłem do sali, kiedy karmią swoje pociechy i porównuje wypracowanie kompromisu z bekaniem, mlaskaniem i sikaniem – nie wiem, kiedy był świadkiem sikania przy stole, ale okej. Każdy ma różne doświadczenie.
Sikanie i puszczanie bąków też są naturalne, a jednak umówiliśmy się, że nie oddajemy się im publicznie. 1/2 — Marek Migalski (@mmigalski) 3 sierpnia 2016
Moi synowie są w takim wieku, kiedy o tym, że cycek służył do ich karmienia nie pamiętają. To znaczy wiedzą, ale to dla nich bardzo odległa przeszłość. I niby sprawa mnie nie dotyczy, niby mogłabym machnąć ręką, ale nie potrafię przejść obok tego obojętnie mając koleżanki, przyjaciółki w ciąży, mając siostrę która swoje trzecie dziecko owym cyckiem karmi.
Pomijam wszystkie kampanie namawiające mamy do karmienia piersią, depresję tych mam, które karmić nie mogą. Bo o tym, jak jest to ważne dla dziecka, wie każda kobieta i wielu facetów, a przede wszystkim ci, którzy są ojcami.
I zastanawiam się, co czułaby mama pana Migalskiego, gdyby ktoś jej kazał karmić syna tyłem do sali lub wyprosił z miejsca publicznego, bo ośmieliła się swojemu krzyczącemu wniebogłosy i głodnemu dziecku włożyć pierś do buzi.
Zdaje się, że w całej tej dyskusji pan Migalski o jednym zapomniał – my nie mówimy tutaj o prawie kobiety do karmienia piersią, my tu mówimy o dziecku i jego prawie do życia takiego, jakie jest w stanie pomieścić w swoim maluczkim ciałku.
A jego życie kręci się właśnie wokół tego cycka, który Pana tak bardzo razi w kawiarnianej atmosferze. Proszę mi uwierzyć, znam wiele kobiet, które tuż obok mnie karmiły piersią i nikt by się nawet nie domyślił, że to robią.
A jeśli nawet wyciągały swoją pierś z ciasnego stanika, to nie robiły tego po to, żeby Pana czy inne osoby oburzyć, czy zniesmaczyć, lecz by dać swojemu dziecku to, czego w danym momencie potrzebuje.
Tak, znam kilka kobiet, które przez takie uwagi takie, jak Pana wpadały w wyrzuty sumienia. Bo z jednej strony bały się ostracyzmu i wytykania palcami za karmienie dziecka w publicznym miejscu piersią, a z drugiej leciały z wrzeszczącym w niebogłosy dzieckiem w wózku, któremu nie były w stanie wytłumaczyć: „Kochanie, poczekaj chwilkę, jeszcze trochę, mamusia znajdzie ustronne miejsce, może w zamkniętej śmierdzącej publicznej toalecie, żeby cię nakarmić i żeby nikt się do niej nie przypie*dolił”.
Nożesz. Krew mnie zalewa. Bo z jednej strony tyle się mówi o prawach dziecka, o jego poszanowaniu, o wychowaniu w wysokim poczuciu wartości, własnej tożsamości. Ale cycek to już za dużo. Nie, cycek i dziecko to dwie osobne sprawy. Cycek to po prostu bezwstydna kobieta, która ośmiela się karmić swoje dziecko w kawiarni i to ona jest tą naznaczoną nie facet, który siedzi obok i widać mu pół tyłka, bo spodnie nie są w stanie się na nim utrzymać. Albo ten, któremu na modnej brodzie zwisają kawałki jedzenia.
Pan Migalski tłumacząc się tym razem już na Facebooku pisze:
Fanatycy publicznego karmienia piersią właśnie o tym zapominają – o przekonaniu inaczej myślących lub o zawarciu z nimi zadawalającego obie strony kompromisu. Czytaj więcej
A ja się pytam, jaki to miały być kompromis. Może po prostu nie patrzeć i nie przyglądać się kobiecie, która chce nakarmić dziecko, a może pozostanie w restauracji z krzyczącym, bo głodnym niemowlakiem? A może wszyscy ci, których to oburza w momencie, kiedy kobieta ten cycek wyciąga, powinni odwrócić się tyłem i uszanować dziecka prawo do karmienia go piersią, do dokonania się tego, co jest całkowicie naturalną rzeczą. Co jest cudem. Bo ta nić porozumienia między dzieckiem a jego matką, ta magia, która powstaje między nimi dla pana Migalskiego nigdy nie będzie rozumiana.
Proszę tylko pomyśleć o tym, jak te zasady przekazać przychodzącemu na świat dziecku. Proszę mu wpoić: „Kochany, pamiętaj nie możesz domagać się cycka w kawiarni, restauracji, podczas spaceru, to nieładne, to się nie godzi, bo inni, ci dorośli mają prawo być głodni, ale ty tego prawa nie masz”. Powodzenia!
I tak wiem, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I proszę mi wybaczyć, ale pierdzenie i plucie w miejscach publicznych trudno mi porównać do karmienia piersią, tak jak czyni to pan Migalski. Bo jak widać dla niego te rzeczy są równie naturalne, jak ten cycek na wierzchu i z pierdzeniem porównywalne. I na zgodę karmienia piersią pan Migalski oczekuje powszechnego ustalenia zasad. To może ustalmy od razu, że reklamy i billboardy z na wpół rozebranymi kobietami powinny być zakazane. A kelnerki obsługujące klientów w kawiarni czy w restauracji powinny chodzić w golfach?