Pamiętam, jak w latach 80-tych, gdy wracałam ze szkoły w grudniu, przed Świętami, w domu pachniało tak, że już od drzwi było wiadomo, że właśnie przyszła paczka. Paczka z Niemiec, od znajomych, którym udało się uciec i tam zamieszkać. Przysyłał je przyjaciel mojego taty. Były czekolady, żelki, proszek do prania, hermetycznie pakowane wędliny, zestaw 50 mazaków. To zawsze było prawdziwe święto, dotknięcie tamtego, innego świata.
Emilia Smechowski takich paczek nie dostawała, jej rodzice w 1988 roku postanowili wyjechać, by zapewnić sobie i swoim dzieciom lepsze życie. Emilia mając pięć lat trafiła z rodziną do obozu dla uchodźców. Bała się, bo choć była z najbliższymi z zewsząd otaczali ją obcy ludzie, którzy podobnie jak jej rodzice marzyli o tym, żeby wyrwać się z Polski. Tak zaczęła się zmiana. W domu Emilii przestano mówić po polsku, jej rodzice mieli poczucie, że muszą zasłużyć na daną im w nowym kraju szansę. Zmienili imiona, nazwiska, by brzmiały bardziej po niemiecku. Wiele lat później mama Emilii powiedziała jej, że robiła to wszystko, bo strasznie się bała.
„Bardziej czułam się Niemką niż Polką” wspomina Emilia. Nie dotykały jej żarty na temat Polaków, jej tata oglądał program, w którym się z nas wyśmiewano i sam zaśmiewał się do łez. Nastąpiło całkowite wyparcie. Mama Emilii, gdy przyjmowali gości, podawała pomidory z mozzarellą, zamiast polskich pierogów. Nie mówiono o uczuciach, nie mówiono o tęsknocie, nastąpił tryb „przestawienie i zasymilowanie”.
Byliśmy „niewidzialni”, pisze w swojej książce „My, superimigranci” Emilia Smechowski, opisując swoją własną, a tym samym wielu innych, historię imigracji. Przywołuje wspomnienia, pisze o koleżankach z klasy, które były Polkami, ale nigdy ze sobą nie rozmawiały o pochodzeniu, udawały, że temat nie istnieje.
Kiedy po latach Emilia zapisała się na kurs nauki języka polskiego, odkryła, że ojczystego języka uczą się z nią jej rówieśnicy, tacy jak ona, którzy z rodzicami wyjechali jako dzieci, a dziś nadal poszukują swojej tożsamości, przynależności. Emilia nie lubi pytania o to, kim jest – Polką czy Niemką. Dzisiaj mieszka ze swoją rodziną w Gdańsku, córka jest dwujęzyczna, mąż – Niemiec, uczy się języka polskiego. Jej rodzice nie chcą wrócić do Polski.
„My, superimigranci” to opis rzeczywistości, tych, których rodzice, ponad 30 lat temu, postanowili wyjechać z kraju, spróbować żyć lepiej, którzy nie chcieli czekać na zmiany, które wtedy nie następowały, podczas gdy za zakrętem, świat nabierał rozpędu. Każdy, kto zetknął się z polską emigracją, odnajdzie w tej książce znajome twarze, historie, emocje.
Polecamy!