Go to content

Tworzymy małą, ale bezpieczną społeczność beauty – o budowaniu relacji w trudnych czasach

Fot. Maria Piątek

Wywiad z właścicielką salonu urody „Fabryka Lalek”, Anną Pyrką – Perkowską

W czasie pandemii bezpieczeństwo w świadczeniu usług urodowych ma zasadnicze znaczenie. Jak się tworzy taką zaufaną społeczność klientek?

Anna Pyrka-Perkowska: Najważniejsze są relacje osobiste, kontakty nawiązane już wcześniej, przed pandemią. W moim salonie, salonie Fabryka Lalek (https://www.fabrykalalek.com.pl/),  mamy dużo stałych, a także powiększające się grono nowych, klientek i klientów. A to dzięki marketingowi szeptanemu, przekazywaniu rekomendacji przez zadowolonych z naszych usług osób dbających o urodę. Tak właśnie tworzymy małą, ale stale powiększającą się, bezpieczną, a nawet zaprzyjaźnioną, społeczność kobiet i mężczyzn. Oczywiście, stosujemy wszystkie zalecane środki ostrożności.

Fot. Maria Piątek

Oprócz relacji ustnych, w jaki jeszcze sposób do pani salonu trafiają klienci?

Duża w tym zasługa mediów społecznościowych. Całkiem spora grupa klientek, z własnej woli i zadowolenia, wrzuca na Instagram czy FB zdjęcia z efektami zabiegów wykonanych w moim salonie. Dodają również opisy, wyjaśniające, że np. tak wyglądam po zrobieniu w Fabryce Lalek  rzęs czy mezoterapii i dzięki tym zabiegom odmłodniałam o kilka lat. A obserwujący wierzą w takie „widoczne” polecenia.

Fabryka Lalek to tylko lokalna – warszawska czy wręcz dzielnicowa – społeczność?

Nie tylko. Mam klientki np. z Krakowa i ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Mąż pani z Krakowa sprawdzał internet w poszukiwaniu salonu urody i trafił na nazwę Fabryka Lalek. Żonie natychmiast nazwa się spodobała i od tego czasu regularnie, co trzy miesiące, przyjeżdża do nas pendolino. A pani z Abu Zabi zawsze, kiedy przylatuje do Warszawy.

Fot. Maria Piątek

Każda klientka potrzebuje innego rodzaju zabiegów, fachowego doradztwa…

Mamy szeroki wachlarz zabiegów z zakresu medycyny estetycznej. Jeśli chodzi o zabiegi na twarz, to ich dobór zależy od wytrzymałości na ból klientki. Dla pań z większym progiem bólowym proponujemy zabiegi np. dermopenu i wypełnieniami botoksem, a dla mniej odpornych np. OXY GENEO czy radiofale RF – są one równie skuteczne, jak te bardziej inwazyjne. Skuteczność wszystkich oferowanych zabiegów sprawdzam na sobie, dlatego mogę je polecać z czysty sumieniem. Nie wprowadzam zabiegów, które mnie nie satysfakcjonują. Dużą popularnością cieszy się mezoterapia, ostrzykiwanie, zabiegi wyszczuplające, a na zakończenie sesji manicure i pedicure.

Z salonu wychodzi piękna kobieta?

Muszę przyznać, że nie zawsze i nie od razu. Po mezoterapii nie wygląda się od razu świetnie. Na znakomity efekt należy poczekać kilka dni. Natomiast radiofala jest zabiegiem „bankietowym” – od razu od nas można jechać na wielogodzinna imprezę. Ale ten zabieg należy powtarzać, bo efekt nie trwa długo.

Fot. Maria Piątek

Czy wszystkie klientki przychodzą z potrzebą konkretnego zabiegu?

Tak, ale w trakcie wizyty dowiadują się, że korzystnie byłoby wykonać jeszcze dodatkową korektę, która pasuje do cery czy skóry. I niemal zawsze ufają naszej wiedzy. Staramy się klientów dopieścić, bo czasami nie wiedzą, czego konkretnie potrzebują. Ponadto, są zaskoczeni, że mój salon oferuje aż tak kompleksowe usługi uszyte na miarę każdej kobiety i mężczyzny.

Powiedziała pani: klienci, więc mężczyźni również przychodzą?

Tak, co prawda nie tak licznie jak kobiety. Mężczyźni przychodzą na zabiegi na twarz, na dłonie, na stopy i na włosy. Mamy bardzo dobre terapie na wypadające włosy, np. karboksyterapię, osocze czy mezoterapię preparatem, który stymuluje odrost cebulek włosów. Nawet nie wiedziałam, że faceci są skłonni wydać większe pieniądze, żeby utrzymać owłosienie głowy.

Fot. Maria Piątek

Jakie są koszty takich zabiegów?

Jeden zabieg karboksyterapii kosztuje ok. 150 zł, osocza ok. 400 zł, a mezoterapii preparatem biostymulującym ok. 600 zł. Pragnę podkreślić, iż każdemu naszemu klientowi dopasujemy potrzebną i bezpieczną kurację medycyny estetycznej.

Dziękuję serdecznie za rozmowę.

Fot. Archiwum prywatne

Artykuł powstał we współpracy z