Go to content

Upał, upałem. Ale na miłość boską, czemu muszę znosić zapachy spod owłosionej pachy facetów, którzy zapominają założyć koszulki?

Fot. iStock/SaulHerrera

Dobra, wszystko rozumiem. Że upał, że skwar, że nie idzie czym oddychać, a ciuchy lepią się do ciała. Ale na miłość boską – serio, w upale musimy oglądać nagie torsy facetów? Nie, żebym miała coś przeciwko męskim torsom, do niejednego bym się nawet przytuliła. Ale te wiszące brzuchy, te cycki większe od moich naprawdę muszę oglądać każdego dnia i to wcale nie na plaży, ale zdecydowanie poza nią?

Jadę wczoraj rowerem. Chciałam się zatrzymać przy straganie z warzywami, pomidorki i takie tam. Patrzę, a tam w kolejce dwóch dyskutujących panów, a jakże – w samych spodenkach, bo przecież gorąco, więc wytłumaczalnie się rozebrali. Ja pie*dole nie byłam w stanie stanąć obok nich, zwłaszcza, że zdecydowanie miałam wątpliwości co do ich higieny. Jasne, ludzie w takich temperaturach się pocą, ale to nie znaczy, że muszę znosić zapachy spod owłosionej pachy dwóch jegomości, którzy nawet żadnego skrępowania nie czuli.

Zdegustowana odwiedziłam znajomą – ma salon kosmetyczny, z dużym oknem na ulicę – co się okazało dość istotne. Po drodze minęłam jeszcze jegomościa na rowerze – a jakże, bez koszulki. Nie, nie był to zagubiony kolarz Tour De Pologne. Ani nawet trenujący do triatlonu pasjonat roweru. Wręcz przeciwnie – dość otyły jegomość, który sapał i się drapał po brzuchu, który najwidoczniej był jego dumą, bo wyhodować takie coś, to naprawdę wymaga sporo wysiłku.

Dobra, nie żebym się czepiała. Każdy wygląda tak, jak chce wyglądać, ale dlaczego ja muszę tego doświadczać organoleptycznie. Naprawdę tak ciężko na chwilę założyć na siebie koszulkę i może ciut lepiej niż gacie wyglądające spodenki, które by pół dupy nie odsłaniały, gdy pan się schyla, bo kluczyk od auta mu wypadł?

Z ulgą pomyślałam, że nie muszę się w te wakacje poruszać komunikacją miejską, bo tam, to już się muszą odbywać sceny dantejskiej. Współczuję i błagam, jeśli naszłaby was taka chęć, oszczędźcie mi tych opowieści.

Ale zaczęłam o kosmetyczce. Siadam i mówię: „Czy ci faceci wstydu nie mają?”. Się zaczęło: „Stara, ty tu powinnaś usiąść i widzieć tych wszystkich co pod hurtownie napoi podjeżdżają”. Okazało się, że większość z nich to miłośnicy raczej napojów chmielowych, bo wygląd raczej nie wskazywał na wypijanie trzech litrów wody dziennie i dźwigania kilkunastu każdego dnia wieczorem dla dobrej formy. Idą, a wszystko im się trzęsie. Skąd wiem – tak, właśnie – bo są bez koszulek. Bingo. Idzie taki, i z każdym jego krokiem podziwiać można jak przelewa się na nim nadmiar tłuszczu, dość spory. Moja wyobraźnia włączyła nawet tryb spowolniony, widziałam, jak każdy fragment jego ciała podnosi się i opada, aż dziwne, że go od ziemi nie odrywa, jak to wszystko do góry idzie, gdy robi kolejny krok. BAM. BAM. BAM. I skrzyneczka piwka do samochodu. Jeszcze uścisk ręki z kolegą – także rozebranym, w końcu 37 stopni zobowiązuje. I cyk do auta.

„To jeszcze nic” – wyrywa mnie z zamyślenia i podziwiania wątpliwej męskiej urody otyłości znajoma. Faceci notorycznie wchodzą do barów, restauracji w pobliżu plaż bez koszulek. To nic, że ktoś je obiad z rodziną, że inni świętują 70-te urodziny babci, że już na drzwiach powieszono kartki: „Uszanuj innych, nie wchodź bez koszulki”. Jego to nie dotyczy. On szanuje swoje ciało, którego owijać w żadną koszulkę w tym upale nie ma najmniejszego zamiaru. Wchodzi w samych kąpielowych slipach i żąda piwa tubalnym głosem, bo to pewnie nie pierwsze, które zdążył tego dnia już wypić.

Panowie, ja już ku*wa nawet nie pytam, czy wy wstydu nie macie, czy lustra w domu brakuje, czy wasza pycha i duma ze swoich kształtów resztki szarych komórek wam odebrała? Nawet jak macie dwie koszulki na krzyż, to przecież jedną się pierze, a druga może i nawet na was wyschnąć w tym upale. Czy naprawdę musimy znosić to, jak wyglądacie? Podziwiać te wasze bebzony, jakbyście w jakimś konkursie na największy brali udział? Czy naprawdę musimy się o was ocierać, z zaskoczonym obrzydzeniem odsuwać się, gdy waszym brzuchem potrącicie nas w kolejce po pomidory? Czy musimy widzieć, jak pot spływa wam po plecach do gaci? Jakie macie owłosienie na waszych klatach i plecach? Czy to jakiś pierwotny instynkt każe wam paradować w samych gaciach? To jakiś wakacyjny taniec godowy, który ma uwieść te najbardziej naiwne? LITOŚCI! Palcie te fajki na golasa na waszych balkonach, wygrzewajcie tłuszcz na podwórkach i plażach, ale oszczędźcie nam waszego widoku w miejscach publicznych. Czy nikt wam nigdy nie powiedział: TO NIE WYPADA?!? Chyba nie, bo jak w końcu spytałam jednego pana, który stanął za mną w kolejce po lody, gdzie zgubił swoją koszulkę, to minę miał, jakbym co najmniej szpilkę mu wbiła w jego rozdmuchane brzuszne ego. Żywię nadzieję, że ta grupa przerośniętych samców, jest choć w nikłym stopniu reformowalna, więc zwracam uwagę i mówię, że ubrać, by się wypadało. A co. W końcu racja jest po mojej stronie.