Go to content

To zła kobieta była

fot. PonyWang/iStock

Tyle piszecie o tych złych facetach. Że zdradzają, że romanse, że tylko im seks w głowach. A co z kobietami? Tymi złymi cytując Lindę z „Psów”. Z tymi, które zdradzają, udają niewiniątka, ale i tak ten chłop jest zawsze winny?


Myślę, że nie jestem złym mężem. Kocham moją żonę. Pracuję, pensję oddaję jej niemal całą. Jakieś grosze zostawiam sobie. Gdy wracam do domu, gotuję obiad lub ogarniam mieszkanie. W pierwszych latach małżeństwa żonę to cieszyło. Potem chyba jej to spowszedniało. Lubię gotować i nie jest dla mnie żadną ujmą stać przy garach. Często po południu dorabiam, dzięki temu nie mamy kredytu. Dzieci odchowane (są z pierwszego związku mojej ukochanej), byłem obecny przy ich wychowaniu gdy skończyły osiem i dwanaście lat. Jestem już nawet dziadkiem, mimo że mam niewiele ponad czterdzieści lat. Wnuki kocham ponad wszystko, jeżdżę do nich niemal codziennie, by odciążyć młodych. Choćby na godzinę między obowiązkami zawodowymi. Zawożę im często obiad. Chyba nie jestem złym ojczymem, dziadkiem i mężem. Dużo nie ma mnie w domu, ale nie dlatego, że szlajam się po mieście. Po prostu zarabiam. Stać nas na wiele, a i drugie mieszkanie na wynajem kupiłem, by było trochę grosza.

Zawsze myślałem, że jestem szczęśliwy, ale okazuje się, że nie do końca. Żona od jakiegoś czasu unika mnie w sypialni, nie chce iść ze mną do restauracji ani wyskoczyć na weekend. Zawsze boli ją głowa. Gdy zacząłem ją obserwować, nabrałem podejrzeń, że kogoś ma. Wiecznie siedziała z telefonem, niby oglądając tik toki. Kilka miesięcy zbierałem się, by zajrzeć jej do komórki. Wiele razy brałem jej telefon do ręki i go odkładałem. Za którymś razem jednak zerknąłem. I znalazłem coś, czego nie chciałbym znaleźć. Po drugiej stronie był ktoś, z kim chciała iść do łóżka, do restauracji czy na weekend do hotelu. Z nim rozmawiała, jemu się zwierzała podczas gdy ja zarabiałem na to, by jej niczego nie brakło. Popłakałem się ze złości.

Na rozmowę z żoną zdobyłem się po kilku dniach. Oboje płakaliśmy. Ja chciałem rozwodu, ona ratowania małżeństwa. Przystanąłem na jej prośby. Kilka tygodni było lepiej. Jakiś seks, spacer czy winko na działce. Jednak czuję, że coś we mnie pękło, że nie ufam jej już, że nie chcę się bać czy po drugiej stronie ekranu jest jakiś inny facet. Moja żona przestała być dla mnie bożyszczem. Moja praca nie miała sensu, skoro ona wzdychała dla innego, a ja jej nie wystarczałem. Szukałem tylko okazji, by pójść w tango. Nigdy tego nie zrobiłem. Czułbym się jak śmieć. Zresztą dziś też tak się czuję. Wykorzystany dupek, który harował, podczas gdy ona romansowała z facetem, który nie ma odwagi dla niej odejść od swojej żony.

Zbieram w sobie siły, by odejść. Wiem, że będzie płacz i błagania. Bo jak mogę zostawić kobietę koło pięćdziesiątki? Będą się z niej śmiali! W naszym małym mieście nic nie umknie uwadze tych najbardziej spostrzegawczych. I dlatego ciągle się waham, czy schować honor do kieszeni, czy iść za głosem serca i rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. To sytuacja patowa.  Obojętnie, co zrobię, to będzie cierpienie. Moje lub jej. Zresztą myślę, że oboje już cierpimy, dlatego nie mówcie mi, że tylko chłopi są źli. Mnie, faceta jak dąb, złamała drobna pięćdziesięciokilowa blondynka. Linda pewnie by powiedział, że to zła kobieta była.