W serialu jest jedna taka, może nieco rozlazła, ale bardzo sympatyczna i z lekką nadwagą. Ciagle szuka miłości. A jak nie szuka to o niej pisze albo udziela porad zawiedzionym, zdradzonym i tym wszystkim, którym złamano serce. Wszyscy wiedzą, że chodzi o singielkę, kobietę samotną, „bez przydziału”, partnera, dopełnienia. Witajcie stereotypy!
Serialowa singielka pięknością nie jest. No przecież gdyby była piękna, nie byłaby samotna… Ta prawdziwa, w prawdziwym, a nie serialowym życiu, bywa piękna albo zupełnie przeciętna, bo to całkiem zwyczajna kobieta, która daje sobie po prostu prawo do życia w pojedynkę, do bedzietności, do bycia szczęśliwą bez związku. I chwała jej za to, bo nie każdy dziś ma odwagę żyć w zgodzie ze sobą.
– Wkurza mnie takie stereotypowe podejście. Nie czuję się samotna, niekompletna, nie patrzę tęsknym wzrokiem w stronę mężów i narzeczonych moich koleżanek – mówi Maja, lat 34, singielka od lat trzech i pół, z całkowicie świadomego wyboru. – Nie myślę obsesyjnie o milości, ale też nie unikam tego tematu. Tak samo jak nie postawiłam sobie za cel „zdobycie” partnera (w ogóle to zdobywanie źle mi się kojarzy, jakby chodziło o jakieś trofeum, czy nagrodę, a nie dobrowolną decyzję, poryw serca), nie podjęłam decyzji o tym, że już nigdy się z nikim nie zwiążę. Jestem sama, bo nie spotkałam jeszcze nikogo z kim chciałabym „na poważnie” dzielić swoje życie. Zapraszać kogoś do swojego świata tylko na chwilę, na „pół gwizdka”, żeby połechtać swoje ego albo przeżyc kilka miłych chwil? To nie dla mnie. Z kolei bycie z kimś tylko dlatego, że tak wypada, że takie są społeczne oczekiwania uważam za uwłaczające dla kobiety, ale i dla mężczyzny. Tu nie ma miejsca na kompromisy, jeśli mam z kimś być, to tylko dlatego, że razem jesteśmy szczęsliwi, że nam ze sobą dobrze, że się rozumiemy. Nie wiążę na sile swojego życia z założeniem rodziny. Jeśli się zakocham i podejmę z moim partnerem taką decyzję to będzie piękne. Ale nie uważam, żeby moja samotność lub fakt, że się z kimś związałam definiował mnie jako lepszego czy gorszego człowieka.
Singielki, które znam są mocno skoncentrowane na sobie i swoim rozwoju, robią kariery, te naukowe i te w biznesie. Dużo podróżują i mają otymistyczne podejście do życia. Twierdzą, że samotność im nie dokucza, nawet wieczorami. Nie myślą o niej. Mają wielu znajomych, także tych, którzy są w związkach. I bacznie ich obserwują.
– Dobrze mi z moim singielstwem – twierdzi Asia, lat 38, singielka od lat pięciu. – Nie jestem przez to mniej szczęśliwa niż byłam z moimi partnerami. Może to kwestia jakiejś dojrzałości, świadomości siebie, niezależności emocjonalnej? Mam za to kilka przyjaciółek, które są w stałych związkach i nieustannie narzekają. Patrzę na te moje mężate i dzieciate znajome i widzę dużo niezaspokojonych potrzeb, niespełnionych oczekiwań. Nieraz słyszałam: „gdyby nie mąż, gdyby nie dzieci”… „ mogłabym to i tamto…”. Smutno słuchać o tym, że coś, co miało być gwarancją szczęścia jest jednym wielkim ograniczeniem, a czasem i bolesnym rozczarowaniem. Zdarza mi się chodzić na randki. Może jestem zbyt wymagająca, ale mężczyni, których spotykam są dla mnie interesujący tylko na gruncie koleżeńskim. Tak więc się te znajomości kończą.
Stereotypy? One już z nimi nie walczą, raczej starają się obracać w żart. – Kiedyś uprzedziłam moją znajomą, która zaprosiła mnie na parapetówkę, że przyjdę sama, bo aktualnie z nikim się nie spotykam – opowiada Maja. – Wchodzę, wokół, łącznie z gospodarzami, same pary. Miała olbrzymi problem z przedstawieniem mnie temu towarzystwu. Po kilku sekundach zastanowienia wypaliła po prostu: A to jest Maja, Maja jest sama, zajmijcie się nią ciepło. I wszyscy spojrzeli na mnie z takim współczuciem, że aż samej siebie zrobiło mi się żal.
– Współczesna singielka to silna kobieta – twierdzi 29-letnia Karolina, antrolog kultury, singielka z dwuletnim stażem. – Żeby być dziś samemu z wyboru, trzeba siły i odwagi. W wielu środowiskach presja na posiadanie męża i rodziny jest ciagle bardzo duża, a młode kobiety o wiele częściej niż do osobistego rozwoju i zdobywania niezależności finansowej motywuje się do „znalezienia sobie kogoś”, bo samotna kobieta w pewnym wieku to już po prostu „źle wygląda”.
Karolina osobiście nie czuje presji, ale ona pochodzi z bardzo otwartej, nietypowej jak na polskie warunki rodziny. Jej rodzice nigdy nie wzięli ślubu, żyją w związku w którym dają sobie wiele wsparcia, ale i wiele przestrzeni. Dziadkowie to co innego. Im zdarza się pytać, czy wnuczka znalazła już sobie odpowiedniego kandydata, przebąkują też coś o dzieciach. Karolina ma na to metodę: odpowiada, że ciężko teraz o dobrego partnera i że jak takiego znajdzie to im pierwszym przedstawi. Wie, że tu różnica pokoleniowa jest olbrzymia, że nie zrozumieją, że można chcieć żyć w pojedynkę i być z tym szczęśliwym. Dlatego nie podejmuje dyskusji.
– Nie tęsknisz za miłością – pytam Karolinę od tak, szczerze i wprost.
– Nie muszę za nią tęsknić –odpowiada. – Miłość jest w moim życiu obecna na miliony innych sposobów. Kocham moich rodziców, uwielbiam przyjaciół, mam bardzo dobre relacje z innymi ludźmi, pewnie głównie dlatego, że mam dla nich wszystkich o wiele więcej czasu niż wtedy, gdy byłam w związku. No i dla siebie też mam czas. Dobrze mi ze sobą.
7 absolutnie fantastycznych rzeczy, których nie wiecie o singielkach (i singlach)
1. Ludzie, którzy żyją w pojedynkę, częściej niż ci, którzy są w związkach doceniają możliwości, które stawia przed nimi życie.
2. Singielki i single częściej utrzymują dobre kontakty ze znajomymi i przyjaciółmi niż ci, którzy łączą się w pary i zakładają rodziny.
3. Ludzie, którzy pozostają wolni lepiej doceniają znaczenie prawdziwej miłości i przyjaźni oraz autentyczność i szczerość intencji.
4. Single o wiele częściej pomagają obcym ludziom i łatwiej nawiązują kontakty z nieznajomymi.
5. Życie w pojedynkę sprzyja osobistemu rozwojowi.
6. Bycie singlem sprzyja nauce niezależności i życiowej zaradności.
7. Bycie singlem przyczynia się do rozwijania umiejętności uważnego życia, sprawia, że jesteśmy lepszymi obserwatorami i szybciej wyciągamy wnioski.