Go to content

Tina Turner: żeby naprawdę poznać moją historię, musicie wiedzieć, z czego się wyrwałam

Tina Turner
Tina Turner w 1970 r., fot. Jay Bernstein Public Relations, Los Angeles/domena publiczna

Uważam, że aby naprawdę poznać moją historię, musicie wiedzieć, skąd pochodzę i z czego się wyrwałam. Moja walka zaczęła się już w dniu narodzin, 26 listopada 1939 roku, kiedy przyszłam na świat jako Anna Mae Bullock. Od tamtej pory całe życie walczyłam o przetrwanie w oparach złej karmy. Jakie to uczucie być niechcianym dzieckiem? Jak wyglądało życie tego dziecka? Jak to dziecko zwyciężyło mimo tylu przeciwności?

Opowiem wam o tym.

Pierwsze lata mojego życia tonęły w mroku, z winy kogoś, kogo bardziej nie było, niż był: mojej matki, Zelmy Currie Bullock, którą nazywaliśmy Muh, od pierwszej sylaby słowa mother – matka. Była zepsutą małą dziewczynką, która wyrosła na zepsutą kobietę. Miała trzech braci, ale to ją tatuś faworyzował i zachęcał do wyciągania ręki po wszystko, o czym tylko zamarzyła. Tym czymś był również mój ojciec, Floyd Richard Bullock.

Ukradła go innej dziewczynie tylko dlatego, że mogła. W ten sposób się związali, chociaż nigdy nie powinno do tego dojść. Ich małżeństwo od samego początku było polem bitwy, od narodzin ich pierwszego dziecka, mojej siostry Alline. Potem, kiedy
wreszcie Muh zdecydowała, że powinni się raz na zawsze rozstać, dowiedziała się, że jest w ciąży ze mną, i została.

Moja matka rodziła dzieci, ale tak naprawdę nigdy ich nie chciała, a szczególnie takiego hałaśliwego dziecka jak ja. Bardzo różniłyśmy się z Alline. Ja byłam chłopczycą, zawsze w ruchu i robiłam wszystko, co się dało, by Muh zwróciła na mnie uwagę. Nawet jako dziecko, kiedy widziałam, jak traktuje moją siostrę, dostrzegałam różnicę. Głaskała Alline z czułością po twarzy, a ja myślałam: „To miło”, bo kochałam siostrę.

Ale jednocześnie chciałam, by matka też mnie tak traktowała. Gdy Muh czesała Alline, delikatnie gładziła jej miękkie i jedwabiste włosy. Kiedy przyszła moja kolej, niecierpliwie szarpała mnie za kędziory, bo były niesforne i dużo trudniejsze do rozczesania. A może po prostu chodziło o to, że są moje.

Nie karała też Alline rózgą tak mocno jak mnie, ponieważ siostra zachowywała się lepiej. W oczach Muh byłam zbyt żywiołowa. Albo wpadałam w kłopoty, albo stanowiłam dla niej problem, więc ciągle miałam wrażenie, że uciekam przed nią i jej rózgą – a to chowając się pod łóżkiem, a to wspinając się na drzewo, gdziekolwiek, byle nie słyszeć świstu tego patyka z twardą końcówką, który kłuł i z trzaskiem uderzał w skórę.

Wiedziałam, że moja matka mnie nie kocha. Teraz się zastanawiam, czy kochała kogokolwiek poza sobą i może Alline. Nie kochała mojego ojca. Moje pierwsze wspomnienia rodziców to ich kłótnie. Mimo że Muh nie wiedziała, jak się zakończą, potrafiła wytrzymać każdą sprzeczkę. Była silną, nieustraszoną kobietą, która umiała o siebie zadbać. Siadała przy oknie na stołku i zastanawiała się, jak wybrnąć z sytuacji. Kiedy miała dość, po prostu wychodziła, nie dbając o to, kogo lub co zostawia
za sobą.

Miałam jedenaście lat, kiedy nas opuściła. To był 1950 rok, ale z Alline doświadczyłyśmy już wcześniej takiej sytuacji, bo w trakcie drugiej wojny światowej nasi rodzice przeprowadzili się pięć godzin drogi od Nutbush w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy. Często ich jednak odwiedzałyśmy, a w końcu sami wrócili. Za drugim razem wyglądało to trochę inaczej.

Byłam nastolatką, wrażliwą i skomplikowaną. Szkoła była trudna. Życie było trudne. Och, jak bardzo potrzebowałam matki! Biegałam po domu w panice, szukając jej. Zaglądałam do skrzynki pocztowej w nadziei na list od niej. Ale oczywiście nie mogła pisać, ponieważ ojciec dowiedziałby się, gdzie przebywa.

A kiedy w końcu się dowiedział, że mieszka w St. Louis, wysłał mnie i Alline do niej, licząc, że na nasz widok zechce wrócić do domu.

– Chodź tu, kochanie – powiedziała łagodnie, kiedy mnie zobaczyła. „Jakim prawem mówi do mnie kochanie?” – zastanawiałam się. Kiedy Muh próbowała być miła, nie wierzyłam jej. Nie mogłam jej uwierzyć. Bezpieczniej było zachować dystans.

Matka nigdy nie wróciła, a ja starałam się jej nie odwiedzać. Patrząc z perspektywy czasu na naszą relację, zdaję sobie sprawę, że przez całe życie byłyśmy albo z dala od siebie, albo w konflikcie. Ale to nie przeszkodziło mi być dobrą córką i opiekować się nią po tym, jak odniosłam sukces i zarobiłam pieniądze. Zadbałam o to, by miała ładny dom i ładne rzeczy, bez względu na nieporozumienia między nami. Kiedy pod koniec lat osiemdziesiątych mieszkałam w Londynie, udałam się do wróżki.

– Matka nie chciała cię po twoich narodzinach i wiedziałaś o tym, kiedy byłaś jeszcze w jej łonie – powiedziała. Potwierdziła więc to, co zawsze czułam w dzieciństwie.