Dobrze, że będzie córka. Ty będziesz z nią rozmawiać na te tematy – powiedział mój chłop, kiedy to akurat w rocznicę ślubu dowiedzieliśmy się, że w moim niedużym brzuchu mieszka sobie jednak dziewczynka. Czemu jednak? Bo mnie przekonywał (chłop, nie brzuch), że wiedział co robi i że na pewno będzie potomek płci męskiej. A tu niespodzianka w rodzaju żeńskim:)) Długonoga, co widać już było na USG i śliczna, co zobaczyłam zaraz po porodzie. Mądra, o czym przekonuję się każdego dnia.
Mnie tam było to wtedy obojętne, jakiej płci dziecko noszę pod sercem, bo przecież matce zależy na tym, by latorośl była zdrowa i szczęśliwa. Ale po cichu liczyłam sobie, że za lat dwadzieścia będę miała trochę córkę, trochę przyjaciółkę, z którą będę mogła sobie pogadać na różne tematy. Te tematy przez duże T też. Nie przypuszczałam jednak, że podejmiemy je (absolutnie nie z mojej inicjatywy) tak szybko.
No tak. – brzmi moja odpowiedź, bo jako, że nic mi tam także nie wyrosło to porównania nie mam.
I rozbraja mnie uśmiechem, a ja nie wiem czy się śmiać czy płakać i cieszyć się, że dziecko chce wyglądać jak matka czy martwić rozmiarem swoich piersi. Duża jednak ze mnie dziewczynka i postanawiam wybrać opcję pierwszą. Póki córka widzi w matce wzór, to chyba powód do radości?
Innym razem znów moja Mała bacznie obserwując, jak zakładam rajstopy stwierdza:
W miejscach publicznych moje dziecię także miewa trafne spostrzeżenia. Zawsze wchodzi ze mną do toalety i tu też pada pewnego dnia pytanie zadane na cały regulator:
Mamusiu, a ten sznureczek to do czego?
O żesz cholera jasna i co tu powiedzieć, że to ładowarka czy włącznik/wyłącznik, kiedy obok są inni ludzie i już słyszę niemal jak wstrzymali oddech w oczekiwaniu na moją ripostę.
To tampon. – odpowiadam ze spokojem, choć serce mi wali jak młot – W domu ci wyjaśnię, bo tu kolejka i trzeba się pospieszyć.
Mała w domu nie odpuszcza i pyta, no mamo to co to ten tampan. Wie co to miesiączka od dawna, bo przecież największą atrakcją w ciągu dnia było zaglądanie do sedesu, żeby sprawdzić co tam mamusia wyprodukowała zanim oczywiście zdążyła spuścić wodę. I ze łzami w oczach zapytała, czy umieram, bo krew mi leci. I czy ona też umarnie. Nie miałam więc wyjścia jak trzylatce wyjaśnić, jak to funkcjonuje ciało kobiety. Na jej poziomie oczywiście. Grunt, żeby dzieciak się nie bał, że oto niedługo wykrwawi się na śmierć. Tampon zaś to już wyższa szkoła jazdy. No cóż, dałam radę i tu, na co mój chłop tylko uśmiecha szczęśliwy, że on dziecka uświadamiać nie musi.