Jeśli od co najmniej dekady na hasło: „dobry, babski film” odbija ci się w głowie echem: „eh… takich już nie robią albo ze mną jest coś nie tak”, mam dla ciebie świetną wiadomość, a nawet kilka!
- Tak, też tak mam.
- Tak, robią.
- Nie, nie jesteś za stara.
A skoro już wszelkie wątpliwości zostały rozwiane, przejdźmy do sedna… Oesu, nie pamiętam już, kiedy ostatni raz z tak szczerą przyjemnością obejrzałam film. Kiedy chichrałam się jak głupia i ukradkiem wycierałam łzy rękawem (nie licząc ckliwych reklam przed kreskówkami dla dzieci 😉 ). Poszłam obejrzeć film, wróciłam uginając się pod plecakiem pełnym emocji.
Wszystko zaczyna się dość niewinnie… Od tego cholernego Greya, tak, właśnie od niego. Nie myślcie jednak, że to jakieś łzawe story o przyjaciółkach i wibratorach. Co to, to nie. Fabuła z lekką pikanterią pokazuje prawdzie życie, opowiada o kobiecej dojrzałości i walce z rozczarowaniem, jakie czasem życie przynosi. Ale zacznijmy od początku.
Cztery przyjaciółki, z czterech różnych światów, od czterdziestu lat spotykają się w stworzonym przez siebie „klubie książki”. Są plotki, pogaduchy i dużo wina. Genialne kreacje aktorskie Jane Fondy (bogata i prosto spod skalpela, singielka), Diane Keaton (pozytywna, ciepła, wdowa), Candice Bergen (sędzina, rozgoryczona, samotna matka z kotem) i Mary Steenburger (prawie szczęśliwa mężatka, choć przewody w motorze jej męża, jakiś czas temu nieco obwisły) – malują przed nami obraz znajomy choć niecodzienny. W ich życiu wiele się zmienia, gdy trafiają na sławetnego Greya (nie obawiajcie się, to jedynie bodziec, który każe im pytać: „Serio, to już? Mam czekać aż umrę, czy mogę coś jeszcze zrobić w życiu…?”). I choć cholernie się boją, chcą dać miłości, mężczyznom i całemu swojemu życiu nową szansę. Bo miłość ma zdecydowanie więcej niż 50 twarzy…
Może być ukryta na portalu randkowym, może wydarzyć się przypadkiem, może kłaść się z tobą codziennie do łóżka, a może uciekłaś przed nią 40 lat wcześniej, tylko brakowało ci odwagi, żeby przyznać, że to właśnie była twoja miłość?
Mimo lekkiej i zabawnej formy (o co zadbali aktorzy z górnej półki Hollywood), film wypycha nas po brzegi pytaniami. I warto jest z tego doświadczenia skorzystać, zacząć szukać swoich odpowiedzi. Bo jak udowadniają nam bohaterki:
- seks jest naprawdę ważny, choć nie jest wszystkim,
- można mieć kupę kasy i najlepsze cycki od doktora Nazariana, a jednak poczuć w sercu ukłucie pustki,
- można zalać się goryczą na wiele, wiele lat – ale przy odrobinie szczęścia, zacząć inaczej, na nowo,
- można kochać, jak małolata, nawet gdy nasze dzieci, najchętniej zamknęłyby nas w domu starców w piżamie z folii bąbelkowej, tak na wszelki wypadek.
Takiego kina, życzę każdej kobiecie. Jedyne, czego mi brakowało to kubła lodów, dobrego wina, bamboszy i kilku przyjaciółek.
Obejrzyjcie koniecznie zwiastun i rezerwujcie bilety w najbliższym kinie!
Ps: Nie zapomnijcie o mamie, siostrze albo przyjaciółce. Ten film zwyczajnie trzeba obejrzeć. 😉 Premiera 25 maja – szykuje się udany Dzień Matki.