Go to content

„Słyszałam, że czterdziestka to ostatni moment dla kobiety, by się rozbierać przed kamerą”

Magdalena Boczarska
Magdalena Boczarska

Prywatnie od lat jestem w relacji z młodszym partnerem i spotykam się z tym, że ludzie wciąż o tym rozmawiają. Niejednokrotnie wieszczono, że zostawi mnie dla młodszej. Zwróć uwagę, że młodszego mężczyznę w takim związku też traktuje się przedmiotowo. Nie daje się mu prawa do tego, że może pożądać starszą od siebie kobietę, że ona może zachwycać go intelektualnie. Zazwyczaj uważa się, że taki mężczyzna chce uwieść, pobawić się chwilę, wykorzystać i porzucić – mówi aktorka Magdalena Boczarska.

Tuż przed Walentynkami widzowie szturmem ruszyli do kin, by obejrzeć ją w produkcji „Heaven in Hell” . Magdalena Boczarska gra kobietę zakochaną w o piętnaście lat młodszym mężczyźnie. Nam mówi: „Paradoks polega na tym, że ja teraz o wiele bardziej lubię swoje ciało niż kiedy miałam 20 lat”.

Czy nie miałaś obiekcji, by przyjąć rolę w „Heaven in Hell”?

Miałam, ponieważ film „365 dni” artystycznie to nie jest mój rodzaj kinematografii. Oczywiście bardzo szanuję komercyjny sukces, ale nie widziałam siebie w podobnym projekcie. Jednak kiedy spotkałam się z twórcami, bardzo szybko przekonałam się, że mam przed sobą ludzi, którzy chcą wyruszyć w zupełnie inną podróż. O miłości. Poczułam, że wiele kobiet może się utożsamić z moją bohaterką i że mam szanse zabrać głos w ważnej i potrzebnej dyskusji. Mówię tu o relacji kobiety z młodszym partnerem oraz z trudnym obliczu macierzyństwa. Jednak dla mnie „Heaven in Hell” to przede wszystkim historia o przemianie dojrzałej kobiety oraz o miłości do siebie samej. Bo przecież czasem jeden krok dzieli nas od tego, byśmy pozwoliły sobie być szczęśliwe. Miałam poczucie, że jest duży potencjał w tej historii.

Dlaczego relacja „młodszy mężczyzna i starsza kobieta” nadal budzi w naszym społeczeństwie spore kontrowersje?

Myślę, że przede wszystkim z powodu stereotypów i zakorzenionego w nas patriarchalnego sposobu myślenia o relacjach. Michalina Wisłocka była pierwszą seksuolog w Polsce, która powiedziała, że kobiety mają prawo do tego, by odczuwać przyjemność z seksu i “rozliczyć” z tego mężczyznę oraz że mogą przeżywać orgazm po swojemu. To była rewolucja, bo wcześniej model był prosty – kobieta powinna być szczęśliwa, że zaspokaja swojego mężczyznę. Dziś nadal łatwiej nam przychodzi akceptacja związku, w którym to mężczyzna jest starszy. Jeśli jest na odwrót, to wielu ludziom wydaje się, że ona musi być naiwną trampoliną, matką lub portfelem dla takiego mężczyzny.

Prywatnie od lat jestem w relacji z młodszym partnerem i spotykam się z tym, że ludzie wciąż o tym rozmawiają. Niejednokrotnie wieszczono, że partner zostawi mnie dla młodszej. A przecież prawda jest taka, że mężczyzna może odejść w każdej sytuacji. Ludzie przestają się kochać, zdradzają, zmieniają zdanie i sprawa wieku zazwyczaj nie ma tu wielkiego znaczenia.

Zwróć uwagę, że młodszego mężczyznę w takim związku też traktuje się przedmiotowo. Nie daje się mu prawa do tego, że może pożądać starszą od siebie kobietę, że ona może zachwycać go intelektualnie. Zazwyczaj uważa się, że taki mężczyzna chce uwieść, pobawić się chwilę, wykorzystać i porzucić.

Na forum internetowym przeczytałam opinię, w której ktoś napisał, że to był… ostatni moment, by zagrać w
takim filmie!

Tak, ja to też cały czas słyszę… że czterdziestka to ostatni moment dla kobiety, by się rozbierać przed kamerą. (śmiech). Powiem tak… dostawałam identyczne pytania oddziennikarzy, kiedy miałam 30 lat i grałam w „Różyczce”, a potem jak bywałam w okolicach czterdziestki i grałam w „Sztuce kochania”. Paradoks polega na tym, że ja teraz o wiele bardziej lubię swoje ciało niż kiedy miałam 20 lat. A przyszłość? Nie wiem, co przyniesie. Jeśli chodzi o aktorstwo, to może kiedyś zagram 60-latkę, która ma relację z 30-latkiem, a może moja bohaterka zakocha się w 85-latku?

Podczas swojej pracy mam niezwykłą możliwość otwierania szuflad, które dla zwykłego człowieka są zamknięte na dziesięć spustów. Mam też świadomość, że im więcej w sobie „zgromadzę”, tym więcej mogę dać na zewnątrz, np. dla nowej
roli.

Zobacz także: Dlaczego kobiety zdradzają? Nie, nie chodzi o podły charakter

W filmie jest wiele scen erotycznych. Jak wspominasz ich realizację?

Wiadomo, że erotyka i nagość to strefy zarezerwowane dla najbliższych, ale to jest moja praca i nie da się opowiedzieć wiarygodnie o miłości i namiętności, pomijając tak ważne aspekty. Razem z ekipą mieliśmy świadomość, że nasze sceny erotyczne są ważnym „bohaterem” tego obrazu, dlatego musiały być one przemyślane i przećwiczone. To było jak choreografia. Nie było tam miejsca na najmniejszą przypadkowość, doskonale wiedzieliśmy, jak ma płynąć dynamika i gdzie w danym momencie musi być ustawiona kamera.

Stworzyłaś skomplikowaną postać kobiety. Powiedz proszę, co było dla ciebie najtrudniejsze na planie?

Emocjonalność. Razem z twórcami czuliśmy, że ta historia absolutnie nie obroni się, jeśli nie pokażmy w niej głębokich emocji, które dotyczą nie tylko relacji damsko-męskiej, ale też matki z dorosłą córką. Dochodził do mnie dodatkowo ciężar tego, że mój filmowy partner Simone Susinna jest o 15 lat młodszy, tak samo jak w scenariuszu Maks od Olgi. Dlatego wiedzieliśmy, że jeśli nie uda nam wiarygodnie pokazać namiętności między nimi, jeżeli widz w tę miłość nie uwierzy, to… nie będzie dobrze.

Jak wyglądała kwestia współpracy psychologów przy produkcji?

Korzystaliśmy z pomocy w konsultacjach scenariuszowych z jedną panią psycholog, która pomogła nam nakreślić wiarygodnie emocje. Dla mnie ciekawym było to, że psycholog sugerowała, by „ustawić” moją bohaterkę na kontrze do swojej dorosłej już córki Mai. Tak, by matka nie była ofiarą, mówiącą tylko: „O Boże, jak ty mnie traktujesz? Dlaczego jesteś dla mnie taka niedobra?” Dlatego w scenariuszu Olga i Maja idą w konflikcie równoprawnie, każda z poziomu swoich racji. I to wydaje mi się ciekawe.

Czy fakt, że jesteś mamą pomagał ci zbudować postać matki?

Kontekst, że jestem mamą, zwykle bywa pomocy, bo pomaga mi uruchamiać zaplecze emocji. Często jednak powtarzam dziennikarzom, że nie trzeba być mordercą, by zagrać mordercę. Ale jak powiedziała Ewa Lewandowska, producentka tego filmu: „Jak zostajesz mamą, to już nic w życiu nie jest takie samo. Bo przez pryzmat swojego macierzyństwa dokonujesz większość wyborów”. Jeśli więc masz poczucie, że twoje szczęście sprawia ból twojemu dziecku (a tak jest w filmie), to podejmujesz decyzje inaczej niż ktoś, kto jest wolny i bez zobowiązań. Kontekst bycia matką zawsze jest na pierwszym miejscu.

Twoja bohaterka ma bardzo skomplikowaną relację z dorosłą córką. Dlaczego ta relacja „matka – córka” zwykle bywa
trudna?

Ja akurat mam wspaniały kontakt ze swoją mamą. Pochodzę z rozbitej rodziny i odnoszę ważenie, że m.in. dlatego, że razem wiele przeszłyśmy, dziś jesteśmy blisko. Moja mama zawsze była i jest dla mnie dużym wsparciem, ale ja również staram się być fajną córką. Choć oczywiście nie zawsze jest idealnie, bo potrafimy się pokłócić i drzeć koty, ale umiemy też przyznać się do winy i przeprosić.

To wielka sztuka – urodzić dziecko, kochać je, przyjaźnić się z nim i jeszcze je lubić. W większości rodzin dzieci są kochane, ale nie zawsze w każdej minucie lubiane. Sama jestem mamą 5-letniego chłopca i nie idealizuję naszej relacji, ponieważ czasem zwyczajnie brakuje mi cierpliwości, gdy jestem zmęczona. Zdarza mi się pomyśleć, że gdyby to nie był mój ukochany syn, to wystawiłabym go za drzwi. (śmiech). To jednak jest osobny człowiek z własną emocjonalnością, smutkami, zdaniem. Staram się o tym pamiętać i nie lepić go na swoje podobieństwo.

To pytanie z pozoru może wydawać się banalne, ale zaryzykuję: miłość do dziecka, czy do mężczyzny?

Mój syn czasem zadaje mi pytanie: „Kogo kocham bardziej: jego czy tatę?” Zawsze odpowiadam, że kocham go zupełnie inaczej niż wszystkich innych na świecie. Miłości do dziecka nie da się porównać z inną. Ale myślę też, że nie ma zdrowej, dobrej miłości do dziecka bez miłości do siebie. Dlatego warto kierować swoim życiem tak, by móc sięgnąć po własne szczęście.

Na swoim Instagramie napisałaś, że ten film był dla ciebie ważny i zostanie z tobą na długo…

Nie każdy plan jest dla aktora ważną przygodą. Tak było w moim przypadku przy dwóch częściach „Różyczki” i przy
„Sztuce kochania”. Przy „Heaven in Hell” też wydarzyło się coś magicznego, staliśmy się sobie po ludzku bliscy, bo
zostawiliśmy w tym projekcie po wielkim kawałku swojego serca.

Zobacz także: Seks nie ma daty ważności. 9 niezawodnych sposobów, by mieć więcej orgazmów w każdym wieku