Szczerze – nawet nie wiem, jak zacząć, bo ostatnio mowę mi odebrało na hasło, że były (na szczęście) mąż mojej przyjaciółki (nie znamy się z tak zamierzchłych czasów) nigdy, ale to nigdy nie zaproponował, że jej pomoże przy jakiś domowych obowiązkach.
Wiecie, nie mówię od razu o myciu okien (choć my myjemy na zmianę) czy szorowaniu kuchenki (tu zawsze są kłótnie), ale o zwykłych, przyziemnych kwestiach jak odkurzenie, pomycie naczyń, ba – zebranie ich ze stołu po posiłku. Otóż ten typ nie robił nic. NIC kompletnie. Jakiś defekt genetycznych czy inny ch*j, diabli wiedzą.
Nie wiedząc, czy jestem gotowa na wysłuchanie tej mocnej w podstawach historii, nie powiedziałam nie, gdy ona zaczęła kontynuować:
– że on kiedyś przez trzy godziny, jak przyszedł jego teść nie zrobił mu herbaty, bo UWAGA – nie wiedział, w której szafce ich wówczas mikroskopijnej kuchni w wieżowcu ona się znajduje;
– że każdego dnia miał przygotowane gacie, skarpetki, koszulę i spodnie do pracy, jakby robiły to dla niego krasnoludki, bo nie umiał się ogarnąć. BA – on nawet nie wysilił się nigdy na tyle, by dowiedzieć się, w której szufladzie jego rzeczy się znajdują;
– że nigdy w życiu nie zrobił sobie kanapki, herbaty, kawy, co więcej – UWAGA to jest hard core – nie wyciągnął sobie piwa z lodówki i sam go nie otworzył! Czujecie?
– że myślał, że skoro łazienka jest po remoncie, to nowa muszla klozetowa nie wymaga szorowania, po prostu z nowości nieustannie jest czysta (tak, serio!);
– że nie mył sobie sam włosów…
Nie wytrzymałam i zapytałam: „Ale kto mu je mył?”. W odpowiedzi usłyszałam, że ona. Ona robiła wszystko w domu, wokół niego i dla niego. „Dlaczego z nim byłaś?” – zdołałam jedynie wykrztusić będąc w niemałym szoku, co naprawdę rzadko mi się zdarza. „Ja lubię, kiedy innym jest dobrze, a on ciężko pracował i zmęczony wracał po pracy”.
Nożesz… No nie wierzę. No gdyby ona z nim była nadal, to pomijając fakt, że byśmy się pewnie nie znały, pewnie przyłożyłabym jej razy w łeb, żeby się ocknęła. Ale ocknęła się po siedmiu latach… Czujecie? Siedem lat, przecież między 27 a 34 rokiem życia, to cała wieczność, to życie można sobie z pięć razy ułożyć na nowo i plany zmieniać stokrotnie! Ale można też tkwić przy gościu, który SAM SOBIE WŁOSÓW NIE MYJE. Matko, na szczęście ona dzisiaj się z tego śmieje i nie traktuje serio.
I żeby nie było – nie oceniam, miłość nie wybiera. W sumie nie spytałam, czy był dobry w łóżku, bo to jednak częsty powód trwania przy prawdziwych dupkach, przynajmniej jakaś korzyść z nich jest. Dlaczego o tym piszę? Bo okazuje się, że takich typów jest więcej – bez rąk, bez chęci do pomocy, kompletnie niezaradni w zwykłej codzienności.
Ta historia przypomniała mi się, jak inna moja przyjaciółka odwiedziła mnie ze swoim narzeczonym (narzeczonym, czyli kimś kogo zamierza poślubić). Lubię, jak goście czują się w moim domu jak u siebie, więc rzucam do niego: „Słuchaj to jest chleb, tu lodówka, będziesz głodny, to zrób sobie coś do jedzenia”. UWAGA odpowiedź tylko dla ludzi o mocnych nerwach: „Ale ja nie umiem”. Nożesz ku*wa, myślę, jak to nie umie – chleb, masło wędlina, pomidora dorzucić i gotowe, ale zaciskam mocno zęby nie wiedząc, po co drążę temat: „To co jesz, jak jesteś głodny”. I się wydało – K. mu gotuje, robi kanapki, herbatkę, ba nawet kakao, o które poprosił kolejnego poranka.
Myślicie, że to wyjątek? „Nie przyjadę, mąż mi nie pozwala” – usłyszałam ostatnio od dawno niewidzianej znajomej. Powiedziała to w bardzo złym momencie, bo zdążyłam zakrztusić się kawą. „Jak to ci nie pozwala?” – miałam nadzieję, że się przesłyszałam. „A wiesz, on nie chce, żebym jeździła autem, bo uważa, że jestem słabym kierowcą”. To może inny kaliber, ale ten sam koguci sposób myślenia: „Ja tu jestem najważniejszy, musisz się mnie słuchać i koło mnie skakać. A jak ci mówię, że się do czegoś nie nadajesz, to masz w to wierzyć, jak w „amen w pacierzu”.
Słuchajcie, to nie jest mit, że tacy faceci jeszcze istnieją, to nie zamierzchła historia tych, którzy wracali do domu umęczeni ośmiogodzinną pracą polegającą często na piciu kawy i klepaniu koleżanek z pracy po tyłkach. Oni nadal chodzą po tej ziemi. I jak widać mają się dobrze. Tyle tylko, że hodujemy ich na naszej własnej piersi. Jeśli któraś z was trzyma takiego gada w domu albo zna kobietę, która uległa wątpliwemu urokowi takiego typa i teraz nie wie, jak się z tego cholernego związku wykaraskać, chciałam powiedzieć: „Nic nie musicie”. Serio. Nie jesteście jakimś wybrykiem natury, który to pracuje, zajmuje się dziećmi, domem i jeszcze usługuje panu i władcy, co to sam nic nie potrafi wokół siebie zrobić. Potrafi. I korona mu z głowy nie spadnie, a nawet jak spadnie, to schyli ten swój leniwy tyłek i ją podniesie. Inna przyjaciółka wzięła takiego na przetrzymanie, nie odzywała się kilka dni po jakieś karczemnej awanturze, gdy po raz setny wykrzyczała mu, że „ma to wszystko w dupie i nic wokół niego robić nie będzie”. Po trzech dniach zrobił sobie jajecznicę na śniadanie – dacie wiarę? Jakby się nawrócił normalnie. Na szczęście kopnęła go w dupę, jajecznica była nikłą nadzieją na zmianę absolutną.
Odpuśćcie. Ja rozumiem, że kochamy i chcemy dobrze dla tych naszych facetów, że miewamy potrzebę ich rozpieszczania, ale błagam – we wszystkim zachowajmy zdrowy umiar. Nie zaprzedajmy duszy temu, który tylko czeka, aż doskoczymy z talerzem ciepłej zupki, w międzyczasie wracając z pracy, robiąc zakupy i godząc rozwrzeszczane w aucie dzieci. Nie musimy tego robić, naprawdę. A jeśli któraś z was boi się, że jak dbać przestanie, to on odejdzie… Krzyż na drogę. W końcu będziecie miały więcej czasu, by zadbać o same siebie, bo to nam wszystkim się należy.