Oglądam po raz kolejny Shirley Valentine, monodram (znakomity!) Krystyny Jandy w Teatrze Polonia. Co kilka lat powtarzam tę przyjemność, tak samo śmieję się, wzruszam i zachwycam, a jednocześnie zdumiewa mnie jej ponadczasowość. A o co chodzi?
Ona, klasa średnia, matka, żona, przez większość czasu rozmawia ze ścianą. „Słuchaj ściana, a pamiętasz?”, „Ściana, ale to było wydarzenie!”. Ściana to synonim samotności. Które z nas na różnych etapach związków nie rozmawiały ze ścianą? Ja tak.
Gotuje, sprząta, chodzi na zakupy, jej życie ogranicza się do sumy tych samych czynności, które są częścią życia większości z nas. Mąż wraca do domu, rozkłada gazetki o motoryzacji i czeka aż będzie mu do stołu podane (trochę taka parabola stereotypowego małżeństwa). W sumie chodzi jej w życiu o odrobinę uwagi. Brzmi znajomo, prawda?
Raz w miesiącu robi większe zakupy, jedzie autobusem na drugi koniec miasta, wraca objuczona siatami. Zawsze wtedy pada? Dlaczego? Dlaczego tego dnia właśnie pada? Czy świat jest przeciwko niej? Czasami płacze. Płacze tak mocno, że zalewa się łzami, właściwie nie ma powodu by tak płakać. Jest mąż, nie bije, są dzieci, nie siedzą w więzieniu, wystarcza na ziemniaki i sadzone. Więc o co chodzi?
Dużo opowiada ścianie o przeszłości. Wtedy, gdy miała marzenia i odwagę. Była kolorowa i nosiła obcisłe sukienki. Głośno się śmiała. Przeszłość jest znacznie bardziej interesująca niż teraźniejszość. Mówi, że po pięćdziesiątce każe się kobietom umierać.
A potem dzieje się coś. Jedna decyzja, która zmienia wszystko. Wcale nieskomplikowana, niezbyt oryginalna, prosta jak drut, na wyciągnięcie ręki dla ciebie lub dla mnie. Bo wbrew naszym wyobrażeniem, to głównie małe zmiany pociągają za sobą większe.
Jak to się dzieje? Po prostu pewnego dnia postanawiasz zrobić coś inaczej. Najczęściej wiesz, że nikt nie będzie cię w tym wspierał, no może tylko psycholog lub daleki znajomy z FB. Bliscy najczęściej życzą nam dobrze, pod warunkiem, że to nie narusza ich komfortu. A przecież niewiele można zmienić nie naruszając terytorium innych. Czyli pat. Córka Shirley na wieść o tym, że ma zająć się ojcem, wyprowadza się do koleżanki. Co za wygłup mieć na „starość” marzenia.
Także tak. Resztę znasz. Z opowieści innych, ze sztuki Shirley Valentine lub ze swojego życia. Gdy raz coś zrobisz inaczej, gdy staniesz nad morzem i zachwyt złapie cię mocno za gardło, gdy poleją się łzy i pomyślisz „co tak głupio płaczesz, przecież jest pięknie”, a przecież płaczesz właśnie dlatego, że jest pięknie, a ty tak rzadko tego doświadczasz.
„Dlaczego tyle życia zmarnowałam?”- pyta Shirley. Można dyskutować, co to znaczy zmarnować życie, czy „produkowanie”: dzieci, mebli, jedzenia, podróży, produktów, pracy jest bezsensowne. To takie życie na taśmie. Dzień za dniem. Miesiąc za miesiącem. I rok za rokiem. Ale produkcja tworzy gospodarkę przecież.
Z drugiej strony twoja „produkcja” przyczynia się do rozwoju gospodarki. Dzięki temu istnieje i wzrasta rodzina. Ściana, powiedz, że to ma sens. Dlaczego milczysz ściana?
Shirley jest jednak pełna nadziei. Wzruszająca. Radosna. Słodko-gorzka. Uczy jak żyć.
A ty masz odwagę żyć?