Mama, matka, mamusia. Te słowa towarzyszyły jej od zawsze. Najpierw ona je wypowiadała, pół sylabami, potem poprawnie w różnych odcieniach, konstelacjach w zależności od momentu, w jakim się w życiu znajdowała. Dziś słyszy je od swojej córeczki. Także w różnych formach i nasyceniach emocjonalnych. Uwielbia je, a mogłaby nigdy tego nie doświadczyć. Tak niewiele brakowało…
Jako nastolatka nie chciała mieć dzieci. Przerażał ją rosnący brzuch i ten brak wolności po urodzeniu. Nie myślała o macierzyństwie. Nie znaczyło dla niej nic. Współczuła kobietom i nie rozumiała czemu to sobie robią. Po co zachodzą w ciążę, kaleczą ciało i z każdym zakładanym pampersem zacieśniają kajdanki. Z każdym wkładanym smoczkiem wciskają sobie w usta knebel. Przecież te baby nie gadają o niczym innym niż kupkach, zupkach, ząbkowaniu, mleku. To tak jakby zabrano im umiejętność mówienia. Są związane i nieme. Na własne życzenie. No i ten seks cholera. Niby fajny, niby odlot, ale ta ciąża w konsekwencji psuje cały blichtr tego sportu. Ciąża to powinno być coś dla tylko tych, co chcą. Niech zdają testy, dbają o zdrowie i rodzą, jak tak bardzo im zależy. Innym to przecież niepotrzebne.
Tak myślała przez całe liceum, studia i też po. Nawet gdy za mąż wychodziła, nie była pewna, czy chce mieć dzieci. One były w dalekiej, nieokreślonej przyszłości. Kiedyś tam. Może.
Aż nagle trach. Etna kobiecości się obudziła. Niemal z dnia na dzień. Bobasy zaczęły być słodkie, uroczo kwilić, a przyszłe mamy pięknie wyglądać. To wszystko miało sens. Chciało się żyć, by móc to życie dać. Tylko ten seks cholera. Niby fajny. Niby żaden problem zajść jak się ma dwadzieścia kilka lat. Niby każdy wie co i jak, nawet bez instrukcji, a tu nic. Organizm co miesiąc melduje brak ciąży. Dlaczego to premacierzyństwo jest takie skomplikowane. Chce się mieć dziecko. Więc idzie się z facetem do łóżka. To poszła. Nie jeden raz. Z mężem, nadmienię. Było i po bożemu, i nie. Ciąży brak. A przydałaby się. Cycki by jeszcze na dodatek urosły.
Idzie dalej zatem. Już nie tylko do łóżka z mężem. Nie no z kochankiem też nie. Do lekarza idzie i po jakimś czasie wie, że pragnienie z lat szczenięcych może być prawdą. Tarczyca, niedoczynność i policystyczne jajniki. Nazwy jak wykwintne dania w jakimś menu dla konsylium. To one niszczą to macierzyństwo zanim się zaczęło.
I seksualność. Bo seks jest na dzień i czas. I na pozycję.
I kobiecości też nie ma. No bo przecież co to za kobieta skoro nawet w ciążę zajść nie umie. W głowie miliony myśli. Wku… na cały świat. Czemu jedne mogą, ot tak? Za pierwszym razem, a ona nie?
Bierze garści tabletek. Marzy o dziecku. Ośmiela się, choć szanse marne. Gdy traci nadzieję, zaczyna tracić na wadze, wymiotuje, czuje drobny ból w biuście. Biegnie do apteki, kupuje testy już nie owulacyjne, lecz ciążowe. Wypija dwa wielkie kubasy herbaty. Czeka. Gdy widzi te różowe paseczki, nie wrzeszczy, nie skacze. Jest przerażona. I tak bardzo szczęśliwa. Udało się do cholery. Głaszcze płaski, a wręcz wklęsły brzuch i pyta się jej, co zjemy. Jej, bo wie, że będzie ona. Są teraz dwie, muszą trzymać się razem i wytrwać, choć łatwo nie będzie. Oj nie. Za kilka dni usłyszą, że ona-matka jest chora, nieuleczalnie przynajmniej na ten moment. Że dziecko jest zagrożone. Że dopiero po porodzie będzie jej-matki leczenie, że ma się skupić na dziecku. No do jasnej ciasnej, jest skupiona. Wszystkie myśli krążą wokół małej. Byle była zdrowa. W głowie układa priorytety, nie użala się nad sobą, walczy o dobry nastrój, by mała miała dobry przykład.
Na początku promienieje. Wygląda cudownie, wszyscy to widzą. Leciutko się zaokrągla, tyje na gramy. Cycki są takie same niestety. Gdy mała zadomawia się w niej i zajmuje coraz więcej miejsca, do spółki przychodzi cholestaza. Taka wredna małpa, ukryta po całym ciele, niedająca normalnie funkcjonować ani spać. Swędzi całe ciało. Od powiek po palce u stóp. Wściec się można. O ku….dlaczego?! Przeklina każdą noc, zasypia nad ranem ze zmęczenia. Po jakimś czasie dostaje od dermatolożki maść. Daje ukojenie, choć na chwilę. Chodzi w starych ciuchach, bo maść tłusta jak cholera. Śpi w rękawiczkach bawełnianych, a paznokcie owija plastrami, że nie zadrapać się do krwi. Przynajmniej ciało po tej maści ma nawilżone. Jedyną nagrodą tego koszmaru będzie właśnie ono, bez nitki rozstępów. Jędrne i smukłe.
Mała pojawia się na świecie w mroźną zimową noc. Uparła się i siedziała w brzuchu, toteż matka zaledwie 52-kilowa nie miała szans samodzielnie wydać jej na świat. Nie z tymi biodrami, co to mierzyć ich nie chcieli nawet, bo takie wąskie. Mała pojawiła się zatem po królewsku. Albo cesarsku raczej, z kształtną główką. Matkę zszyli pięknie, równo. Może to też była nagroda za trudy, które miały nadejść.
Nie mogła małej karmić piersią. To był cios. Jako kobieta pragnęła obfitego biustu, jako matka – biustu, dającego życie. Cycki zawiodły na całej linii. Nie czuła się ani matką, ani kobietą. Nie urodziła normalnie, nie karmiła. Ponoć takie matki mają słabszą więź z dzieckiem. Ci, którzy jej nie znali, oskarżali o wygodę, czym wbijali nóż już i tak w pocięty brzuch, i w serce krwiawiące ze strachu o siebie, i małą. Macierzyństwa zaczynała się uczyć, po omacku i intuicyjnie. Co chwilą dostawała z niego pałę. Kobiecości nie było. Nie mogła na siebie patrzeć. Brzuch ze szramą, w środku boli. Klata płaska. Seksualność też poszła się bujać.
Te początki były cholernie trudne. Choroba, walka o leczenie, rezygnacja z siebie, własnych potrzeb, bo mała ma kolkę, nie śpi albo złapała rotawirusa. W poradniku wszystko było proste i cudowne, tu na ziemi ciężko. Była maszyną do robienia jedzenia, przewijania, zbierania, noszenia, usypiania, mycia. Musiała się nauczyć komunikacji z małą, organizować czas i zrozumieć, że z dzieckiem się nie planuje. Czemu w szpitalu nie dają instrukcji obsługi do dzieciaka?! Czemu mówią, że jest różowo? Aż do wyrzygania. No do jasnej ciasnej nie jest. Dziecko nie śpi na zawołanie, płacz jest główną drogą porozumiewania, kupy nie pachną, a doba ma tylko 24 godziny. Jest ciężko, czasem zmęczenie jest tak duże, że graniczy z mordęgą. Hormony po porodzie szaleją i kolorują świat według własnego widzimisię.
Ona jednak, czasem z oczami otwartymi na zapałki, nie żałowała. Macierzyństwo pokazało całą feerię barw. Kobiecość wracała małymi krokami. Dziecko nosiła pod sercem przecież, czuła. Cesarka i butelka nie były jej wyborem. Były przymusem ratującym zdrowie im obu. Zawsze przy dziecku jest, dba o nią, kocha, uczy świata i odkrywa go z nią na nowo. Razem chodzą do kina, robią zakupy, jeżdżą na rowerze i rolkach, odrabiają lekcje, pieką babeczki i smażą placuszki. Mała jest jej dopalaczem. Gdy nadchodzi w końcu upragniona terapia, uśmiech córki łagodzi ból po zastrzykach, dyskomfort po wymiotach i podróże na drugi koniec Polski. Robi to dla niej i siebie. Ta mała jest jej kołem ratunkowym, którego się chwyta, gdy czuje, że zaraz utonie. To macierzyństwo ją wyciąga z najgorszych odmętów. Daje siłę przenosić góry.
Seksualność? Wróciła. Facet jej życia uwielbia jej małe cycki, bo idealnie pasują do jego dłoni. Kocha jej płaski brzuch, wyćwiczony (ustaliła z córką, ze mama potrzebuje czasu dla siebie np. na ćwiczenia) z cieniutką kreską po cięciu. Lubi od niego słyszeć, że jest 100-procentową kobietą. Że jest matką doskonałą i dla niego tą jedyną, najpiękniejszą. A wisienką ma tym czasem słodkim, czasem gorzkim torcie są i tak słowa małej: Kocham Cię mamusiu jeszcze bardziej niż ty mnie.
Pseudonim: Poli-Ann
Akcja „Mama, znaczy piękna”
Napisz, jakie piękno w sobie odkryłaś, co jest dla ciebie inspirujące i dodaje ci skrzydeł, a co je podcina? Piszcie o swoich kompleksach, z którymi walczycie, o akceptacji, o tym, za co swojemu ciału jesteście dziś wdzięczne. Uwolnijmy swoją kobiecość i intymność. Bo każda mama jest kobietą, każda jest piękna – jeśli tylko pozwolimy temu pięknu rozkwitnąć. Właśnie dlatego chciałyśmy was zachęcić, do odszukania swojej kobiecości, piękna, seksapilu… tego samego, który cały czas jest w was – tylko czasami skryty głęboko pod warstwą spraw do załatwienia, uśpiony – często kompleksami. Najciekawsze z listów opublikujemy na łamach portalu, a najlepsze z nich nagrodzimy. Nagrody są bardzo kuszące, ufundowane przez Klinikę Kobiet Medifem. Wszystko po to, byście znów mogły czuć się pewnie, kobieco, bez żadnego „ale”…
Zadanie konkursowe:
Napisz do nas o tym, co ty myślisz i czujesz. Pracę konkursową na temat: Świat kobiecości, seksualności i macierzyństwa moimi oczami. Prześlij na adres: kontakt@ohme.pl w tytule wpisując „Bella mama”.
Wysłanie tekstu jest równoważne ze zgodą na jego publikację oraz kontakt ze strony kliniki w celu odbioru nagrody. Tekst powinien być podpisany imieniem i nazwiskiem. Publikacja pojawi się pod wybranym przez autora pseudonimem bądź inicjałami. Prosimy o dołączenie informacji, jak chcecie zostać podpisani lub wyraźną informację, że chcecie by tekst pojawił się pod waszym imieniem i nazwiskiem.
Prosimy o dołączenie do wiadomości poniższego oświadczenia:
Nagrody:
5 x voucher na zabieg HIFU i laseroterapia stref intymnych w Klinice Kobiet Medifem, o wartości 3.500 zł*
1 x voucher na zabieg 0!shot w Klinice Kobiet Medifem, zabieg poprawiający doznania seksualne*
Dla wszystkich uczestniczek zabawy specjalna oferta:
Konsultacja lekarska z cytologią w cenie 120 zł (regularna cena 250 zł) oraz 10% zniżki na zabieg HIFU i laseroterapia stref intymnych – do zrealizowania w Klinice Kobiet Medifem.
*Na podstawie art. 30 ust. 1 pkt 2 ustawy z dnia 26 lipca 1991 roku o podatku dochodowym od osób fizycznych (tekst jedn. Dz. U. z 2012 r., poz. 361 z późn. zm.) wydanie nagród, o których mowa w ust.1 powyżej, podlega opodatkowaniu zryczałtowanym podatkiem dochodowym od osób fizycznych. Obowiązek podatkowy ciąży na Laureacie, wygrywającym nagrodę. W celu dopełnienia formalności, należy skontaktować się z organizatorem. Warunkiem wydania nagrody jest uregulowanie zaliczki na podatek dochodowy.
Akcja trwa od 28.09.2017 do 19.10.2017 roku.
Regulamin zabawy jest dostępny tutaj.