Co się może zdarzyć, gdy spotka się kilka kobiet mających to samo marzenie? Jak to co? Marzenie wejdzie w status: „realizacja”. Bo jakżeby inaczej. One są dowodem na to, że to w nas kobietach drzemie siła, że wspólnie możemy bardzo bardzo wiele, nawet sięgać po marzenia, które wydawały się nam samym wcześniej nierealne.
Jest ich 11. Mieszkają w Gdańsku, Warszawie, Poznaniu, Łodzi, Berlinie i Londynie. Rozsiane nie tylko po Polsce, ale i po Europie. Mają dzieci, mężów, żony, własną pracę. Na pozór wydawałoby się, że nic ich nie łączy. A jednak. Jak wszystkie podobne projekty, tak i ten zrodził się… przypadkiem. – Właściwie zostałyśmy sprowokowane – wspomina Ane Piżl. Ale po kolei.
Chociaż tylko dwie z dziewczyn mieszkają nad morzem, to pasją, która łączy ich wszystkie, jest żeglarstwo. – Tylko jedna z nas zawodowo jest związana z żeglarstwem. My jesteśmy amatorkami, które kochają żagle. I od razy uściślam – bo ludzie często tak myślą – nasze żeglowanie to nie jest leżenie na pokładzie jachtu i opalanie się. Pływamy też po zimnych morzach, chociażby Północnym, a także po Atlantyku.
– Pomysł na kobiecą drużynę regatową narodził się, kiedy postanowiłyśmy – cztery przyjaciółki, popływać jachtem regatowym, który właśnie został sprowadzony sprowadzany z Newport. Historia tego jachtu odbiła się szerokim echem w świecie żeglarskim po pierwsze dlatego, że jest to aktualnie jeden z największych jachtów regatowych w Polsce, a po drugie – na Atlantyku podczas burzy w maszt uderzył piorun. Przypłynęła więc do nas ze spaloną elektroniką i wymagająca remontu. Namówiłam przyjaciółki, że skoro jacht i tak stoi, trochę czasu upłynie nim go naprawią, a do takiego żeglowania po Zatoce można go było wykorzystać, to może popływamy – wspomina Ane Piżl. – Żeglowanie na nim to była ogromna przyjemność i tak naprawdę nie było planu, co dalej. Jednak w trakcie tego rejsu, a raczej wspólnego treningu, okazało się, że wszyscy którzy podchodzili zobaczyć jacht dziwili się: czemu na pokładzie są same baby?
Komentarze były różne – trochę życzliwych, trochę złośliwych, ale to wtedy przyszło mi do głowy, że kurczę dziewczyny, to musimy zmienić. Dlaczego babska załoga na jachcie regatowym wywołuje taką sensację, przecież tak nie powinno być. W końcu nikt nie komentuje, jak na regatówkach pływają sami faceci… Na świecie istnieją kobiece załogi, tylko u nas takiej brak – startującej w zawodach. Z tego wariackiego i spontanicznego pomysły zrodził się właściwie społeczny projekt.
Ktoś by pomyślał: ale jak to? Regaty, zawody? Trzeba być zawodowcem żeby wziąć udział.
Otóż nie, dziewczyny przełamują kilka ważnych stereotypów.
Po pierwsze pokazują, że kobiety mogą pływać na regatach, że można stworzyć kobiecą drużynę i z powodzeniem żeglować.
Po drugie, że każdy może pływać i brać udział w regatach.
– Mi samej wydawało się, kiedy oglądałam zawody, wyścigi, że aby brać udział w regatach – trzeba urodzić się nad morzem, trenować od dzieciaka, przejść przez wszystkie klasy regatowe i potem, jak się człowiek gdzieś wespnie po tej drabince, może zostać wielkim żeglarzem regatowym – tłumaczy Ane. A okazuje się, że to wcale tak być nie musi. Żadna z dziewczyn nie jest wielkim żeglarzem. Oczywiście każda ma kilkunastoletnie doświadczenie zdobyte przede wszystkim w żeglowaniu amatorskim, bo większość z nich pływała rekreacyjnie, czysto dla przyjemności. Dziewczyny są dowodem na to, że wystarczy przyjść, zdecydować się na przeżycie wielkiej przygody, poczuć chęć nauczenia się czegoś nowego i… wspólnie zacząć trenować. Wiek nie ma znaczenia – wszystkie są po 30-tce, ale jeszcze przed 37. rokiem życia. Sami przyznacie, że to nie jest wiek, w którym zaczyna się trenować jakiś sport. – To pokazuje, że nie ma żadnych granic, żadnych barier, każdy może przyjechać, spróbować swoich sił i zrealizować marzenia. My nawet zawodowo jesteśmy z innej bajki – jest dziewczyna, która wykłada na uniwersytecie, jest psycholog, terapeutka, właścicielka sklepu sportowego, ratownik medyczny, dziewczyna, która organizuje festiwale muzyczne, ale to nam nie przeszkadza razem działać – tłumaczy Ane.
Trzecim ze stereotypów, który łamią dziewczyny, jest ten, że kobiety na jednej powierzchni nie potrafią się na dłuższą metę między sobą dogadać. W końcu się pokłócą, obrażą i tyle ze wspólnego projektu. A tu wcale tak nie jest. Wręcz przeciwnie – świetnie się uzupełniają, rozumieją. Ane podkreśla, że pływając też z mężczyznami, wie, że w męskiej załodze także huczy od emocji, czasami nawet bardziej niż w kobiecej. – Jasne, że się kłócimy, chociażby o nazwę drużyny, ale to nigdy nie przeradza się w jakiś głębszy kryzys.
Dziś kobieca załoga żeglarska nosi nazwę „Shekle” pochodzącą od szekli – rodzaju klamry używanej na jachcie, która łączy elementy takielunku, scala, spina, integruje. I one właśnie to robią: scalają i integrują. Dzisiaj największa polska kobieca drużyna regatowa składa się z 11 kobiet.
Pomysł zrodził się dwa lata temu, a od roku lat regularnie spotykają się na treningach, biorą udział w zawodach. Postanowiły spełnić swoje kolejne marzenie, a mianowicie wziąć udział w Mistrzostwach Europy. – Nie chcemy w ogóle sprawiać wrażenia, że my jesteśmy jakieś najlepsze, bo żeglarek w Polsce jest bardzo dużo, wiele z nich nas inspiruje. Nam bardziej chodzi o to, że w tych regatach na największych jachtach nadal bierze udział bardzo mało kobiet, a to, co my robimy, pokazuje, że można się pouczyć, można przeżyć udział w zawodach niekoniecznie będąc zawodowo żeglarzem.
W całej tej regatowej przygodzie jest bardzo dużo zabawy, frajdy, którą czerpią z tego pomysłu dziewczyny. Zależy im na pokazaniu: „hej ty też możesz, jak tylko masz marzenia – realizuj je”. I nie chodzi tu tylko o żeglowanie, ale o wszystkie obszary naszego życia.
„Shekle” są doskonałym przykładem na to, że kiedy czegoś bardzo chcemy – warto dążyć do realizacji swoich planów, choćby najbardziej zwariowanych. Przecież to nie musi być żeglarstwo, wiele z nas nosi w sobie jakieś marzenia do realizacji. Na co czekamy?
Dziewczyny postanowiły wystartować w Mistrzostwach Europy, które odbędą się w lipcu tego roku. – Na tych zawodach będą najlepsze załogi z całej Europy. Nie możemy się równać z ekipami, które mają wieloletnie doświadczenie, wspólnie pływają już bardzo długo. My dopiero dwa lata, jesteśmy amatorską drużyną ale czemu nie spróbować, czemu nie nabrać doświadczenia. Na pewno damy z siebie wszystko, będziemy chciały wypaść jak najlepiej, na tym też nam zależy. Ale też nie stawiamy sobie poprzeczki zbyt wysoko, żeby nie stracić przyjemności z tego, co robimy.
Dziewczyny czarterują jacht Oiler.pl. To jest bardzo stara regatówka, ale bardzo utytułowana, na niej żeglarze wygrywali niejedne regaty.
Zawsze musi w tym wszystkim być troche prozy, bo aby realizować marzenia – niemal zawsze potrzebne są finanse. Dla „Shekli” największy koszt to właśnie wynajęcie jachtu na treningi i zawody.
Wielu stukało się w głowę słysząc, ze „Shekle” chcą wystartować w Mistrzostwach Europy. A one głośno mówią: „A czemu nie?”. Co ważne dziewczyny wezmą udział w Mistrzostwach Europy, jeśli uda im się zebrać potrzebne fundusze na czarter jachtu. W tym przypadku każde 10 zł ma znaczenie.
Kto chce pomóc „Sheklom”, dać im swoje wsparcie niech zajrzy na stronę ODPAL PROJEKT. Kliknij TUTAJ.
I jak tu takiego projektu nie wesprzeć? Jak tu nie sprawić, by świat o nich usłyszał?