Kim dla ciebie jestem facecie, który publicznie oceniając kobiety mówisz: „Kto TO rucha”. Kim jesteś ty, który gdzieś w komentarzach piszesz: „Zamiast łazić po mieście, zajęłyby się tym, do czego są stworzone: sprzątania, prania, zajmowania się dziećmi i domem”.
Co trzeba mieć w głowie, by kobietę nazywać grubą foką, którą tylko Greenpeace mógłby tylko zabrać.
Jakim trzeba być skończonym fiutem, by w ogóle myśleć, że kobiety są do ruchania, gotowania i usługiwania tym, którzy te swoje nad wyraz debilne opinie wyrażają.
Od kilku dni czytam o Czarnym Proteście, o tym co przed nim, co po nim. O nas kobietach, którym są ograniczane prawa. Czytam i ogarnia mnie coraz większe przerażenie na to, co myślą ludzie i nie mają w sobie żadnego hamulca, żeby swoje opinie wyrażać.
Ku*wy, dziwki, szmaty, bezmózgi, lampucery, to tylko niektóre z inwektyw, które padają w stronę kobiet, także tych, które na demonstracjach nie stanęły. Padają w stronę każdej kobiety, która ośmiela się zabrać publicznie głos i wyrazić swoje zdanie jakże odmienne od poglądów tych facetów, co chcieliby je widzieć jedynie w kuchni, którym podczas seksu każą powtarzać jacy są świetni i jakiego mają dużego, bo sami nigdy w siebie nie wierzyli, a od kompleksów roi się w ich głowach.
I nie chcę tu roztrząsać kwestii praw kobiet, wolności i polityki. Nie dlatego, że nie są dla mnie ważne, bo wręcz przeciwnie – są bardzo. Chodzi mi o to, jak długo damy się jeszcze tak „ruchać”. Jak długo pozwolimy na to, by mężczyźni uważali nas za ludzi jakieś gorszej kategorii.
Kiedy postawimy jasno granicę: „Stary dzisiaj ja myję gary, jutro robisz to ty, jeśli ci nie pasuje spadaj, nie jesteś tym, z którym chcę spędzić życie”. I niech te gary będą symbolem wszystkiego, co w nas uderza. Począwszy od tego, że oczekuje się od nas pełnej gotowości do bycia matką, żoną i kochanką po tę, która zarabia kasę i współutrzymuje dom.
Halo, proszę pań! Nie tędy droga. Co z tego, że my się naginamy, staramy. Co z tego, że wierzymy, że im więcej z siebie damy, tym więcej faceci zrozumieją. Gówno zrozumieją. Oni mają w głębokim poważaniu to, co my im chcemy zaoferować – fajny dom, mądrą i świadomą siebie kobietę, która chce zbudować partnerski związek. Nie, oni chcą żebyśmy co wieczór rozkładały nogi z wielka ochotą chwilę wcześniej podsuwając im pod nos talerz z żarciem. I tak, mówię to z pełną odpowiedzialnością. Bo dopóki faceci będą tolerować wypowiedzi innych facetów w tonie eksperta występującego w publicznej telewizji, to nic się nie zmieni.
Możemy sobie mówić, że to nie dotyczy mojego męża, on jest inny. Ale czy naprawdę? Przez chwilę pomyślcie, czy gdybyście powiedziały: „Kochanie, rzucam pracę, od dziś zajmuję się tylko domem i dziećmi, i jestem gotowa na seks z tobą o każdej porze”, to czy on by na to nie przystał. Czy by nie przyzwyczaił się do tego szybciej niż do godzin odbierania dzieci z zajęć? Jasne, że tak, bo jemu byłoby wygodnie. Baba w domu, nie słucha głupot, nie w głowie jej awanse i praca, jest na każde skinienie, ogarnia wszystko co ogarnąć powinna, łącznie z jego penisem, więc o co chodzi.
Hej, my same sobie to robimy. To my pozwalamy, żeby o nas tak myślano. Nie sprzeciwiamy się, gdy jeden z drugim krzyczy za nami, że fajna z nas dupa i że z chęcią coś by z nami zrobili i nie mają na myśli zabawy w chowanego. Nie uczymy naszych synów, żeby szanowali kobiety. Syn mojej znajomej ostatnio powiedział: „A ona to taki pasztet”… Zamarłam, ona nie zareagowała, ojciec też nie, ale ja nie wytrzymałam. Że jak to można o kimś tak mówić, jak obrażać i czy chciałby, by o nim ktoś tak się wypowiadał, czy myślał, jak to o nim świadczy. Zaczerwienił się. Matka spojrzała na mnie ze zdumieniem i zapadła dość mocno ciążąca wszystkim cisza… No ja pie*dolę. A co matka by powiedziała, gdyby syn ją tak nazwał? Uśmiałaby się po pachy rozwodząc się nad jego językowymi zdolnościami?
To jest dramat. Od dłuższego czasu obserwuję język, jakim posługują się publicznie faceci. Szowinistyczny, chamski i prostacki (tak wiem, że wśród nich są też kobiety, ale dzisiaj nie o nich) i wiecie co jest najgorsze, że mówiąc o nas, kobietach, o każdej z nas, każdej bez wyjątku „Kto TO rucha” dają przyzwolenie tym facetom, którzy tak właśnie o nas myślą, mówić głośno. Przeraża mnie, jak wielu przepełnionych jedną słuszną wizją patriarchatu mężczyzn obraża kobiety, a jeszcze bardziej przerażają mnie kobiety, które im przytakują i wtórują.
W głowie mi się to nie mieści. Mówię poważnie. Mój mózg nie jest w stanie tego ogarnąć, jak można być tak ograniczonym, tak pełnym nienawiści, a jednocześnie strachu, że kobiety strącą jednego z drugim z piedestału, że dzisiaj od wielu tych imbecyli są zwyczajnie lepsze, fajniejsze, mądrzejsze. Są wykształcone, świetnie zarabiają, są fantastycznym kierowcami, realizują swoje marzenia i pasje. Są kimś. W przeciwieństwie do nich.
I myślę, że oni tego się boją. Boją się naszej siły, naszej pewności siebie, tego, że za chwilę nie pozwolimy sobą pomiatać, że już teraz niektóre z nas potrafią postawić nieprzekraczalne granice, że mamy własne zdanie i solidne argumenty do jego podparcia.
Drogie panie, przestańmy zamykać oczy i uszy na to, gdy ktoś nas obraża, gdy obraża nasze poglądy, gdy wyśmiewa i umniejsza to, kim dzisiaj jesteśmy. Niech każda z nas wykona choć jeden gest, powie chociażby: „wypie*dalaj”, bo oni czasami tylko to są w stanie zrozumieć. Może wtedy nikt już nie odważy się spytać: „Kto to rucha”bo zwyczajnie dostanie w zęby od… innego faceta.
P.S. Jeśli ktoś chce ze mną dyskutować, proszę, niech najpierw obejrzy to i dopiero wtedy zabiera głos…