„Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma …” – a moją wielką pasją i miłością stał się rower.
Początki sięgają 1998 roku, kiedy nie świadoma rozmiaru przedsięwzięcia, wybrałam się z koleżanką do Częstochowy. To była specjalna misja, którą ona zaplanowała; trasa Zabrze – Częstochowa – Zabrze, 140 km, od godziny 5. rano do 24., na rowerach, które nie miały przerzutek i które prawie nie jechały (z braku przełożeń oraz swej dużej wagi). Przygoda życia. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, iż za prawie 20 lat, będę pisać ten tekst o rowerach, jeżdżeniu i że akurat ten sposób aktywności stanie się dla mnie czymś więcej, niż zwykłym zainteresowaniem.
Później kupiłam na raty swój własny rower, który służył mi kilka lat i którym pojechałam na pierwszą randkę z przyszłym mężem :). Jak się później okazało, to właśnie rower stał się naszą jedyną wspólną pasją, (poza nią prawie wszystko nas różniło, filmy, książki, osobowościowo też jesteśmy zupełnie inni).
To właśnie z mężem kupiliśmy pierwsze stroje: spodenki kolarskie z tzw. pampersem (wkładką), oddychające koszulki, kurtki oraz kaski. No i lepsze rowery, oczywiście „górale”, wtedy marki Author. Dużo jeździliśmy po okolicy, lasach, wale nad Wisłą, Puszczy Kampinoskiej, do Niepokalanowa, zabierając też rowery na wakacje.
Z czasem, moja świadomość i wiedza dotycząca świata rowerowego, rosły. Nowi, ciekawi znajomi, niektórzy startujący w maratonach, inni odbywający dwutygodniowy urlop w Holandii – z dwójką dzieci w przyczepce rowerowej i namiotem.
Uwielbiałam zawsze nasze przygody. Jako, że od kilku lat w Polsce latem są duże upały, których mój organizm nie toleruje, zaczęliśmy wychodzić na rower już o 5 rano. W lesie i na szlakach jest wtedy pusto, słychać śpiew ptaków, spotkać można przebiegające sarny, zające, lisy, dziki, wiewiórki; w słońcu mieni się poszycie, pachnie las, a cała przyroda jest jeszcze piękniejsza niż zwykle.
Nauczyłam się wychodzić każdego dnia, kiedy tylko mogę, nawet tylko na pół godziny, a jazda na rowerze stała się dla mnie odpoczynkiem i dużo ciekawszą od zwykłego spaceru. Kiedy przychodzi weekend, wówczas udaje się wypuszczać na dużo dłużej i więcej.
Dziś wiem, że „rower to stan umysłu” :).
Po rowerze marki Author, miałam Trek’a, Kross Lea, Kross Hexagon, aż nauczyłam się jak prawidłowo dobiera się rozmiar ramy. Od zeszłego roku, krok po kroku, weszłam w świat osprzętu i z pomocą kilku znajomych, profesjonalistów, zbudowałam swój „ROWER MARZEŃ”. Skrzętnie dobierałam każdy element, każdą część, wszystko jest dobrze przemyślane. Wiem co to jest grupa Shimano SLX, XT, XTR, koła z piastami na łożyskach maszynowych, rodzaje suportów, rodzaje materiałów ram rowerowych (stal, aluminium, karbon, tytan). Wiem, jak ważna jest waga roweru (niska), jego zwrotność. Umiem rozkręcić mechanizm korbowy wraz z pedałami, wyjąć suport i przeczyścić skrzypiący środek suportu (w ramie karbonowej, gdzie dziś robi się zazwyczaj rodzaj Press-Fit); lubię mieć dobre narzędzia: klucze imbusowe, torx’y, klucz dynamometryczny, smary i pasty – to mnie ekscytuje.
Zaczęłam też używać pedałów zatrzaskowych SPD. Nie było łatwo, ale technika jazdy w nich jest zupełnie inna, o niebo lepsza, inna praca nóg, etc. Poznałam też świat ciuchów rowerowych, butów, komfort jazdy w spodenkach na szelkach (np. nie uciska wówczas guma na „oponce” :)) oraz szeroką gamę firm szyjących owe ubrania. Mam nawet biżuterię rowerową(!), zrobioną m.in. z ogniw łańcucha rowerowego (pozdrowienia dla szalonej A. z jezdzisz.pl!).
Gdyby tylko zdrowie pozwalało, brałabym udział w maratonach MTB.
Dobrze jest mieć coś, co człowieka fascynuje, ekscytuje i porywa bez reszty. Tak uważam, tak czuję. To mój świat, świat roweru