Anna urodziła dziecko. Jak większość kobiet nie była wielce zadowolona ze swojego wyglądu, krytyczna wobec siebie, niezadowolona z włosów, które nadmiernie wypadały, giętkości i gibkości ciała, nóg, brzucha, cery. Powolutku, dzień po dniu wszystko na szczęście wracało do normy. Wizyta u fryzjera, wklepywanie kremów, trochę ćwiczeń, a przede wszystkim Annie pomogło przychylne i miłe opinie rodziny i otoczenia. Wszyscy zachwycali się tą młoda mamą, która zaczęła wierzyć w siebie! Skończyło się jej codzienne zamartwianie i nadmierne skupianie na sobie. Miała koło siebie kruszynkę, dzidziusia który kochał ja przecież bez względu na wszystko, mąż był z niej dumny, koleżanki zazdrościły, jej mama pomagała i chwaliła.
Nadchodziła wiosna, wszystko budziło się do życia, słoneczko rozpieszczało. Anna postanowiła wybrać się na spacer z dzieckiem, pierwszy w tak piękny wiosenny, ciepły dzień. Wcześniejsze wyjścia wyglądały bardziej jak uciekanie przed deszczem, lub pośpieszne wietrzenie, bo za zimno.
Serce miała radosne, więc bardzo naturalnie przyszło jej wystrojenie się i uszykowanie jak na ważną imprezę. Włosy związała w staranny kok, wyciągnęła jedno pasmo by bardziej podkreślał jej piękny teraz owal twarzy. Wybrała krótką, jasno żółtą sukienkę z delikatnej dzianiny. Narzuciła czarną lekką kurteczkę, która miała bardzo elegancko postawiony kołnierz co niewątpliwie dodawało Annie uroku. Czarne buty z lakierowanej skóry na małym obcasie, które świetnie pasowały do torebki, którą przywiozła sobie z Londynu – z czasów gdy jeszcze jej nic nie ograniczało – jak mówiła. Do tego wszystkiego czarne duże okulary przeciwsłoneczne na pół twarzy, czuła się jak gwiazda! Dziecko oczywiście też ubrała w szykowne ciuszki, wszystko pasowało do wózka, każdy detal był dopracowany. Tak wyszykowana Anna, z szerokim uśmiechem na twarzy wyszła…
Podziwiała naturę, zachwycała się każdym listkiem, drzewem, przemawiała do swojej małej pociechy, która już i tak drzemała wciągając świeże, rześkie powietrze. Spacerując tak po osiedlu, między alejkami miała poczucie, że wszyscy na nią patrzą, że się podoba, była zachwycona tak zaczętym dniem. Przechodząc koło budującego się domu, gdzie na placu budowy było około ośmiu robotników, z radia muzyka- jakiś obwiązujący hit. Uśmiechnęła się w myślach do siebie, że wszystko tak pięknie się budzi, buduje, tworzy do życia. Nagle, za plecami usłyszała zdanie, które doszło do niej w jakimś zwolnionym tempie, w momencie gdy minęła tamten plac budowy : „Ale ma grube giry”.
Z każdym następnym krokiem dochodziło do niej każde pojedyncze słowo, dźwięk wypowiadanego wyrazu, śmiech kolegów na placu budowy. Szła i garbiła się coraz bardziej, z twarzy znikał uśmiech, a w głowie atakowały tylko myśli : ” Idiotko! Trzeba było ubrać czarne wyszczuplające spodnie, dres jakiś by być jedną niezauważalną masą.” , ” Z czego tak się cieszyłaś? Mama, znajome, koleżanki Cię tylko pocieszały”, ” Myślisz, że jesteś gwiazdą? Robol prawdę Ci powie!”
Smutna, zdruzgotana, załamana, że w ogóle słyszała te cholerne zdanie, które brutalnie pociągnęło w dół jej poczucie własnej atrakcyjności, kobiecości, wartości tak ciężko budowane. Obiecała sobie, że nigdy nikomu nie opowie tej historii, taki wstyd i upokorzenie. Niestety to nie koniec, bo zorientowała się, że aby wrócić do domu, musi zawrócić i przejść jeszcze raz obok ów szczerych panów. Zbliżała się, miała ochotę zapaść się pod ziemię, jedynym małym plusikiem było to, że szła teraz po drugiej stronie ulicy, ale właściwie robotnicy, którzy pracowali na dachu mieli jeszcze lepszy widok na jej „grube giry”, z perspektywy. Dobrze, że miała okulary przeciwsłoneczne, bo starannie zrobiony makijaż spływał po policzku tym bardziej im była bliżej linii ognia. W tym momencie Anna zdała sobie sprawę, że jedne oczka wpatrują się w nią cały czas, jej kochane dzieciątko się już obudziło i nie widziało swojej dumnej mamy, podśpiewującej i pokazującej kwiatki, drzewka, ptaszki,mrówki. Poprawiającej kokieteryjnie kosmyk włosów, czy uśmiechającej się do wszystkich i wszystkiego.
To jej dało taką siłę, nie wytrzymała i w jednej sekundzie odwróciła się na pięcie, przeszła przez pasy niemal biegnąc z tym wózkiem. Szepnęła tylko ” to dla Ciebie kruszynko” i wtargnęła swoimi delikatnymi bucikami na plac budowy, wrzasnęła: „Który z was powiedział, że mam grube giry!!!???”
Grobowa cisza jaka wtedy nastała jeszcze bardziej Annę nakręciła, nie słyszała nawet tego radia tylko wpatrywała się w tępe twarze robotników. Jeden z nich, na dachu wskazał palcem któregoś kolegę pracującego na dole. Reszta bardzo intensywnie zajęła się robotą wbijając wzrok w jeden punkt z tak dużego zaskoczenia, które wywołała. Anna nie czekając na odpowiedź wrzasnęła na odchodne: ” Wy nawet pał nie macie grubych, nie wspominając o portfelach!!!”.
I poszła. Powolnym krokiem opuściła plac budowy kołysząc biodrami, z wysoko podniesioną głową i nasłuchując intensywnie, czy może coś jeszcze chcą dodać panowie. Nic, tylko piosenka z radia, świergot ptaszków, delikatny wiaterek, który suszył już jej łzy na policzkach. Anna obiecała sobie wtedy, że każdemu opowie te historię.