Wiecie, czego nienawidzę? Jak wszyscy ci mówią: „będzie dobrze”, „będzie ok”, „wszystko się ułoży”. Do k*rwicy doprowadzają mnie te słowa, zwłaszcza gdy człowiek sam czuje się jak w potrzasku. Skąd, do cholery, ludzie wiedzą, że będzie dobrze. No dobra, może i wiedzą nauczeni własnym doświadczeniem, a może życzą człowiekowi dobrze i chcą, by jemu tak właśnie było. Ok. Ale czy muszą non stop to powtarzać, naprawdę nie ma innych słów?
Czasami się zastanawiam, że to „będzie dobrze” to wytrych uchylania się przed empatią, współczuciem, wzięciem na siebie bólu cierpienia, który tylko i tu jest istotny, w tym właśnie momencie. Wiem, mało nośny temat na wakacje, powinnam pisać raczej o śmierdzących olejach na nadmorskich promenadach, ale cóż, wk*rw nie wybiera i dziś obrał taki a nie inny temat.
No więc wracając do meritum. Rozmawiam ostatnio z ciężko chorym chłopakiem. Jakaś masakra, rak pożera całe jego ciało, ale on walczy, tfu – nie lubię w tym przypadku terminologii wojennej, nie poddaje się, całą swoją nadzieję pokłada w tym, że ktoś mu w końcu pomoże. Zastanawiałam się, ile razy ktoś mu powiedział: „stary, będzie dobrze, musi być”. Tja, jasne. Gość cierpi z bólu, ma wyrok zapisany w dokumentacji medycznej, ledwo chodzi, ciężko oddycha, ale musi być lepiej. Naprawdę nie stać nas na odrobinę współodczuwania. Wyjścia ze swoimi obawami i lękami na zewnątrz, powiedzenia: „przeraża mnie to, nie wiem, co powiedzieć”, zamiast pieprzyć trzy po trzy jakieś farmazony, w które i tak mało kto wierzy, a najczęściej my sami w tym przypadku łapiemy się na kłamstwie.
Podobnie jest z kobietami, które straciły dzieci, poroniły lub zmarły wcześniej chorując. Pamiętam, jak moja przyjaciółka słała mi rozpaczliwe maile po poronieniu, że rzygać jej się chce od tego: „jako się ułoży”, „z czasem będzie lepiej”. Jej było k*rewsko źle i ciężko. Była sama ze swoją stratą i żałobą, a świat kręcił się dalej w zupełnie niezrozumiały dla niej sposób. Chciała, by ktoś przy niej był, by choć trochę spróbował zrozumieć, co czuje, a nie nieustannie pocieszał, umniejszając ból, który ją toczył.
Tak samo jest z małżeństwami, przyjaźniami, pracą. Twój świat się wali, a ty od świata otrzymujesz komunikat: „nie dramatyzuj, wszystko się ułoży”. Serio? Ja to wiem, co ważniejsze, wiem, że to czy będzie ok, zależy tylko i wyłącznie ode mnie, a nie od pieprzonych farmazonów, które gada ktoś, by dzięki nim poczuć się lepiej. Bo chce odsunąć od siebie kłopoty innych. Nie ma czym się przejmować, przecież i tak będzie dobrze. I taka osoba zostaje sama z komunikatem, który rozrywa jej czaszkę i ciało. Bo ona tu i teraz tonie, leci głową w dół, nie wie, jak się zatrzymać, potrzebuje kogoś kto ją przytuli, przyniesie wino i nic nie powie, albo opowie żart, który na chwilę wyrwie cię z klatki własnych myśli i lęków. Ona ci nie powie, że wszystko się ułoży. Bo przecież i ona i ty to wiesz, bo to oczywiste, ale za chwilę, jeszcze za moment, nie teraz. Teraz nie chcesz tego słyszeć, teraz chcesz cierpieć, wyć do księżyca i wykrzyczeć światu, że jest ci tak cholernie źle. I masz prawo do tego krzyku, do tego uczucia zniewolenia i całkowitej bezsilności. Masz prawo przez chwilę nie myśleć nad rozwiązaniami, nad reakcją czy działaniem. Masz prawo nie wierzyć w to, że będzie dobrze, bo serce ci mówi, że tak już nigdy się nie stanie, bo twój świat runął z hukiem. Masz prawo myśleć, że chcesz umrzeć, przespać to wszystko, obudzić się w innej czasoprzestrzeni, gdy to wszystko będzie już daleko za tobą. I jak cudownie by było, gdyby się samo rozwiązało.
I naprawdę nie potrzebujesz klepanych bezmyślnie truizmów, bo one po to są truizmami, by dać innym od nich odpocząć. By poczuć się niedojrzale, niewystarczająco, by nie mieć siły wstać z łózka, czy odebrać telefonu. Kiedy mówisz komuś: „będzie dobrze”, wiedz, że on toczy właśnie ze sobą jedną z najcięższych bitew, gdzie szala nie przechyla się na żadną stronę, ale on wie, że musi w końcu podjąć jakąś decyzję, swoją, własną, za którą weźmie odpowiedzialność i poniesie jej konsekwencje. Jeśli nigdy tam nie byłeś, lepiej się zamknij i nic nie mów. Zniknij. Bo nie pomagasz. I błagam, nie mów nigdy: „wszystko się ułoży”, bo ta druga strona o tym wie, ale w tym momencie, nie ma najmniejszej ochoty tego usłyszeć.