„To życie jest jak szpital, gdzie każdy opętany jest pragnieniem zmiany łóżka. Ten wolałby cierpieć przy piecu, a tamten wierzy, że wyzdrowieje przy oknie. Zawsze wydaje mi się, że będzie mi lepiej tam, gdzie mnie nie ma, i problem tej przeprowadzki jest jedyną sprawą, o której rozmawiam z moją duszą”
Charles Pierre Baudelaire
Na dłoni, która głaszcze mnie po twarzy, jest gruba, stwardniała blizna, między małym palcem a palcem środkowym. Poza tym dłonie wypielęgnowane i gładkie, mogę się mylić, ale chyba pod stałą opieką profesjonalnego manikiurzysty. Ręka ociera mi z czoła pot, trzyma głowę, gdy wymiotuję, pozwala wbijać w siebie pomalowane na bordowo paznokcie, kiedy ból staje się nie do wytrzymania. Dawka chemii, którą we mnie wrzucili, rozsadza mnie.
– Ciii, to minie, przyzwyczaisz się…
Głos jest spokojny i cichy. Raczej bardziej profesjonalny niż czuły, ale mogę się mylić, bo słuch działa, ale zmęczony, naszpikowany lekami mózg odmawia normalnego przetwarzania informacji.
– Opowiedz mi, jak mi to zabiją – proszę.
– Jeszcze raz?
– Tak, do znudzenia, aż to oswoję. Tylko tą część o śrubach w czaszce pomiń, już tego nie chcę słuchać.
– Dobrze. A więc: dadzą ci znieczulenie, miejscowe, ale będziesz przytomna, będziesz kontaktować, wszystko będziesz widzieć. Włożą cię do kapsuły, jak do statku kosmicznego. Unieruchomią. Laser wejdzie w mózg, głęboko, precyzyjnie, rozbijając chore komórki. Nic nie poczujesz. Potrwa to kilkadziesiąt minut. I będzie po guzie, promieniowanie go zniszczy na wieki wieków.
– Będę miała uprząż na głowie, tak?
– Tak, taka nowoczesna wersja „Mechanicznej pomarańczy”. Przy… hmmm… przymocowana na nieruchomo. Mocowania nie powinnaś czuć pod znieczuleniem.
– Blizny będą?
– Nawet nie. Takie dziurki w czole, potem znikną. Możesz mówić, że to po rogach.
Nawet się uśmiecham. Słyszę to po raz dziesiąty, te rogi nadal wydają mi się zabawne.
Myślę, że bylibyśmy dobrym małżeństwem z rozsądku. Zachciało mi się wiązać z miłości…
Miałam jakiś czas obsesję – wręcz histerycznie zastanawiałam się, w którym miejscu skręciłam w złym kierunku, że moje życie jest teraz w miejscu, w którym jest. W obolałej głowie w kółko odtwarzałam sobie własną wersję „Przypadku” Kieślowskiego – czy gdybym tam nie pojechała, nie poszła, nie zgodziła się, etc., to wszystko potoczyłoby się inaczej? Gdzie jest ten „punkt zwrotny” w moim życiu, który to był? Gdybym mogła cofnąć czas i zmienić jedną rzecz w mojej historii, to co by to było? Takie rozważania szaleńca na moment przed zamknięciem w zakładzie dla obłąkanych… Może miałabym u boku mężczyznę, którego czułość byłaby teraz lepiej adresowana, niż uwaga właściciela głosu i dłoni. Może moje dzieci by nie pomarły, bo nie żyłabym w ciągłym stresie. Może nie miałabym poczucia, że jestem na jakiejś drodze bez odwrotu. Może…
A może byłoby dokładnie tak samo, jak w filmie „Sliding doors” – bo może swojego przeznaczenia nikt nie uniknie.
Kiedy boli tak bardzo, fizycznie i psychicznie, dopada cię poczucie nieuchronności zdarzeń. Ale twoja data przydatności do użytku może się zmienić, myślisz. Wymieniasz sobie w myśli rzeczy, które jeszcze możesz zrobić, jak tylko nie będzie boleć. A potem z kwaśną miną zauważasz coraz większe sterty coraz to silniejszych leków przeciwbólowych i innych, mających ułatwić funkcjonowanie, i czujesz, jak przez żyły przepływa ci jedna wielka tablica Mendelejewa. Bunt niby jest na miejscu, ale zastanawiasz się, czy może lepiej przyjmować to z pokorą? Przecież wiesz, że mogło być gorzej! Że rokowania są dobre! Że to się skończy dobrze! Ale jak tak mdli, huczy i powala na łóżko, to o spokój bywa trudno. Jastrun napisał w swojej książce, że jak ból jest nie do wytrzymania, to samobójstwo nie jest żadnym heroizmem, tutaj odbywa się wielka walka naszego instynktu samozachowawczego z naturalnym odruchem unikania cierpienia. Myślę o rozwiązaniach ostatecznych, a tu dostaję wiadomość tekstową: „Pamiętaj, że jeśli istnieje chociaż jedna osoba, której na Tobie zależy, to masz psi obowiązek walczyć”
Zgodnie z sugestią mojego przyjaciela, postanawiam odłożyć głupie myśli na półkę.
Dlatego proszę mojego towarzysza o opowiadanie mi w kółko tej samej historii – że jest przewidziany koniec tortur, każdych.
– A nie mogą mnie tak zupełnie uśpić i załatwić sprawy?
– Nie. Nie zwycięża się zresztą, śpiąc.
Nie zamierzam przespać mojego zwycięstwa.