Nie masz czasem wrażenia, że specjalnie robisz sobie pod górkę? Za każdym razem, kiedy starasz się wprowadzić jakieś pozytywne zmiany w swoim życiu ciągle coś idzie nie tak. Za nieszczęścia, które nas spotykają najczęściej obwiniamy ludzi wokół nas: szef cię nie rozumie, facet ma pretensje o wszystko, spóźniłaś się bo „ta durna baba w sklepie musiała akurat wtedy zmienić tusz w drukarce”. A co, jeśliby się okazało, że największą przeszkodą do osiągnięcia twojego szczęścia jesteś ty sama?
Zachowania autodestrukcyjne najczęściej kojarzą nam się z bulimią czy anoreksją, skłonnością do nadużywania alkoholu, różnego typu używek i samookaleczaniem. Ale przecież można zrobić sobie krzywdę na tysiąc różnych sposobów. Niekoniecznie tych, widocznych gołym okiem. Za każdym razem kiedy wypominasz sobie błędy, jakie popełniłaś w przeszłości. Za każdym razem kiedy wchodzisz do łóżka innego faceta, którego imienia nawet nie pamiętasz (bo tylu ich już było), dodajesz sobie kolejną krechę wyrytą żyletką na swoim nadgarstku.
Wiele z nas przez większość życia nie wie, że w ogóle to robi. A te, które coś podejrzewają, nie wiedzą dlaczego.
Przyczyny występowania tego rodzaju zachowań nie są zbyt skomplikowane. Najczęściej mają swoje korzenie w naszym dzieciństwie i wynikają z braku doświadczania dobrej miłości. Braku akceptacji ze strony rodziców.
Jeśli jednak zapytałybyśmy nawet te dziewczyny, które drogi ucieczki poszukały w narkotykach czy alkoholu, odpowiedziałyby, że nie widzą winy po stronie swoich rodziców. „No wiesz, robili to co było konieczne”, „To były inne czasy”. A w jakich czasach w porządku było codzienne bicie, krzyczenie i krytykowanie swojego dziecka?! Może kiedyś nawet zdawały sobie sprawę, że coś jest nie tak. Ale szybko odrzuciły od siebie tę myśl – „W końcu to moi rodzice – kochają mnie – na swój sposób”. Nie dopuszczając do siebie własnych uczuć, zamknęły tym samym drogę do samych siebie.
Nieco inaczej wygląda to, w przypadku łagodniejszych form autodestrukcji. Znacznie częściej zdajemy sobie z nich sprawę.
Wewnętrzny krytyk
Przykład takiego zachowa najczęściej pojawia się wtedy, kiedy same byłyśmy nadmiernie krytykowane w przeszłości. Te wszystkie: „Jesteś głupia, jak możesz nie wiedzieć, jak to zrobić”, „Każdy zrobiłby to lepiej, niż ty”, „Wstyd mi za ciebie”, „Dlaczego nie możesz być taka, jak Kasia?”, wywarły ogromny wpływ na to jak same o sobie myślimy. Jako dorosłe kobiety przejmujemy tę werbalną pałkę, którą zwykło nam się obrywać i sama dla siebie stajemy się wewnętrznym rodzicem-krytkiem. Wydaje się nam, że nie zasługujemy na nic dobrego. Myślimy :„Za dobrze mi było”, „Zasłużyłam na to”, a kiedy przydarza się nam coś złego, obwiniamy się wierząc, że to nasza wina. Drogą do uwolnienia się od wewnętrznego krytyka jest uświadomienie sobie, że takie myśli są jedynie echem słów naszych rodziców, a nie nas samych. Potrzeba jednak wiele czasu i ciężkiej pracy by zupełnie wyciszyć ten głos.
Szukanie dowodów miłości
Nieustanne zamartwianie się tym, czy nasz partner rzeczywiście nas kocha i wieczne domaganie się dowodów na potwierdzenie tej tezy, to efekt wewnętrznego przekonania, że na miłość trzeba zasłużyć. Jeśli wasi rodzice okazywali nam miłość, wyłącznie wtedy, kiedy spełniliśmy jakieś warunki (byliśmy cicho, nie przeszkadzaliśmy, dostawialiśmy piątki w szkole) to między doszło do wytworzenia się tak zwanego poza-bezpiecznego styl przywiązania. Takie doświadczenia z dzieciństwa mają swoje przełożenie na relację z naszym partnerem. Jeśli każde sygnały z jego strony interpretujesz jako wyraz chęci do zerwania relacji i nieustannie martwisz się o autentyczność jego uczuć, warto by się zastanowić z czego to tak naprawdę wynika i co należałoby zrobić, by to zmienić.
Ucieczka w to samo
Kiedy doświadczamy czegoś przykrego w dzieciństwie, jako dorośli najczęściej staramy się od tego uciec. Na swoich partnerów szukamy kogoś zupełnie innego niż nasi rodzice. Podświadomie jednak coś pcha nas w objęcia taki samych osób. Osób, którzy traktują nas tak samo, jak nasi rodzice. Bo to co znamy wydaje nam się bardziej bezpieczne, nawet jeśli miałoby to dla nas oznaczać „powtórkę z rozrywki”.
Czy można zatem uwolnić się od błędnego koła? Tak. Wielu z nas udało się tego dokonać. Musimy tylko uwolnić się od bagażów przeszłości i przyswoić sobie te przejawy miłości, których doświadczamy od innych osób już teraz. Już czas odrzucić kij besbollowy, którym wewnętrznie ciągle siebie okładasz. Pierwszym krokiem do poluzowania uścisku jest uświadomienie sobie, że naprawdę to robisz.