Monika Zbonikowska, żona posła Prawa i Sprawiedliwości Łukasza Zbonikowskiego gdy odkryła jego zdradę, przeszukała dom by znaleźć dowody. Jeden z nich wyjaśnił jej więcej niż lata spędzone pod jednym dachem.
W znalezionym rękopisie polityka PIS opisuje on wymyśloną przez siebie instrukcję na żonę „”ma być ładna, żeby seks nie był przymusem. Niewysoka, z płaską głową, żeby można było na niej postawić szklankę z piwem. Do tego posłuszna, inteligentna i w miarę majętna. Powinna być katoliczką – by wiedziała, gdzie jej miejsce. Dobrze, aby była naiwna, bo uwierzy w co trzeba”. „Śmieszne”, prawda? (Taki żart co to powtarzają sobie panowie z płaskimi czaszkami, między jednym piwem a drugim wypluwając z siebie swoje frustracje małżeńskie).
Zbonikowski to kolejny po Piaseckim damski bokser, który z różańcem pozuje do zdjęć, a gdy zapada noc okłada pięściami żonę. To kolejny, który mimo przecieków, że daleko mu od moralności zostaje wystawiony z numerkiem na liście wyborczej i wygrywa. Hipokryzja do kwadratu. Hipokryzja, która zalewa nie tylko korytarze parlamentarne, ale także własnego podwórka. Bardziej winni niż koledzy od piwka są sąsiedzi, rodzina, przyjaciele. Wszyscy ci, którzy widzieli, słyszeli i milczeli.
Tak właśnie panoszy się przemoc w polskich domach. Jest arogancka, pyszna, wszechwładna. Człowiek, którego dotyka najczęściej jest pozostawiony samemu sobie. Ci, którzy wiedzą, milczą jak zaklęci. Podają potem tysiąc argumentów na to, że nie mogli/nie chcieli/nie wypadało. A ofiary? Najpierw nie mogą uwierzyć, że to się dzieje. Potem tłumaczą sobie, że to ich wina, tłumaczą sobie, że to na pewno ten jeden raz, no może dwa, ale na pewno tak nie będzie zawsze. Czasami próbują się komuś zwierzyć, ale po drugiej stronie dostrzegają panikę, czasem irytację. Orientują się więc, że inni wiedzą, ale też mieli nadzieję, że wszystko rozpłynie się w miłości, która tych dwojga połączyła. Ale przemoc nie ma nic wspólnego z miłością, niewiele ma wspólnego z tym spotkaniem w autobusie lub w parku, nie ma nic wspólnego z marzeniami i planami. Przemoc się dzieje. Rozwija. Niszczy. Pod warunkiem, że… jest na to przyzwolenie społeczne. Czy jest?
Niby nie. Wiemy, że tak nie wolno, ale gdy dzieje się obok nie podnosimy głosu. Najgorsze jest czytanie komentarzy. Pod Piasecką, teraz Zbonikowską. Bo przemoc ma jedną słabość, nie odcina sprawcy od samoświadomości. Ten kto bije, wie, że to zło. A więc co robi? Szuka usprawiedliwienia. Wśród komentujących są tacy, którzy śmieją się z żartu o przepisie na żonę. Jakby sprawiało im to niemal orgastyczną przyjemność. Są tacy, którzy komentują, że jak jedna coś powie (kobieta), to zaraz inne też jej wtórują. Inni piszą coś o złości wynikającej z zabranej kasy na waciki. Szkoda gadać. Ci, którzy biją, poniżają, zdradzają – mają (czasami) wyrzut sumienia i chętnie znajdą argument, by się go pozbyć. To oni zasilają w tego typu komentarzach internetowe fora i toasty przy piwku.
Ale niestety to przecieka Panowie… To widać, słychać i czuć.