Go to content

Portret uzależnionej od Niego

Fot. Unsplash / Milada Vigerova / CC0 Public Domain

Przyszedł mail. Od Niego. Czarny wytłuszczony temat wiadomości re: re: re:. Nie wiadomo, co krył. Mógł zawierać wszystko. Przeprosiny, pretensje, obelgi, wyznanie miłości, oświadczyny, opis dnia, plany na jutro, propozycję spotkania, zerwanie lub link do śmiesznych zdjęć na Demotywatorach. Bała się kliknąć. Czuła przypływ gorąca. Drżała. W tym mailu mogło być tyle słów gorzkich co i słodkich, a ona była już zmęczona tymi huśtawkami, i niepewnością tego, co zobaczy. Kochała bardzo, On ją też.

Czuła to aż po końcówki włosów, jednak Ich relacja, tak namiętna była zarazem szalenie wyczerpująca. Istny rollercoaster. Góra, dół, góra, dół. I tak w kółko. Albo constans. Cisza nagle, bo On musi odpocząć, dusi się, ma dość odpowiedzialności za Nią i chce zastanowić się nad życiem. Tydzień, dwa potrafi się nie odzywać. Zapada się pod ziemię, by odezwać się pewnego ranka jak gdyby nigdy nic. By zaprosić na spacer czy do kina, przytulić się, całować Ją łapczywie i rysować Ich wspólną przyszłość. Opowiadać jak to będą razem na kanapie oglądać filmy, kochać się przed pracą, wspólnie gotować. Będą razem po prostu żyć na przekór wszystkim i wszystkiemu.

Kiedyś maile od niego otwierała z rumieńcami na polikach. To od nich wszystko się zaczęło. Najpierw służbowo. Per Pani i Pan, choć on nalegał, by mówiła mu na ty, bo przecież był młodszy o dziesięć lat. Do tego wolny, skryty, trochę tajemniczy i taki niedostępny. Męski, z lekkim zarostem i lodowatym spojrzeniem, które tylko Ona umiała roztapiać.

Ona, na szczęście nie jego przełożona, w trakcie rozstania, w pracy wesoła, energiczna i do bólu profesjonalna. W życiu trochę smutna, na zakręcie, zraniona i spragniona miłości.

Romans w pracy wykluczyła od razu. No bo jak? To wbrew jej zasadom. Regułom w ogólne. Maile z Nim służbowe, z czasem trochę prywaty, jakieś luźne rozmowy w kuchni. Szło powoli. Relacja kumpelska, potem przyjacielska. Nawet na imprezach integracyjnych było poprawnie. Płynnie przeszli na tematy osobiste. Mail za mailem, mail za mailem. Rozmowy po pracy. Spacery po kryjomu, by nikt ich nie zobaczył. Sms za smsem. Był młody. Tłumaczyła sobie i Jemu milion razy, że to nie ma szans, że jest starsza, że ją rzuci i znów łzy poleją się ciurkiem. On tłumaczył, że jest piękna, zasługuje na miłość, że tylko oni dla siebie są ograniczeniem. Mogą odejść z pracy, wychowają jej syna, może spłodzą drugie dziecko. Śliczną dziewczynkę, podobną do niej koniecznie, bo jest piękną kobietą.

To Ona Go uczyła kobiecego ciała, które On znał tylko pobieżnie. Tłumaczyła świat i jego absurdy, bo On był marzycielem. To On wielbił jej ciało i intelekt. I wyśmiewał męża, który Ją zostawił. Na całe szczęście, bo teraz Ona była Jego. Należała do Niego każdą cząstką, myślą, mrugnięciem powieki i oddechem. Po raz drugi pokochała całym sercem. On po raz pierwszy. Najmocniej jak można.

Był obok, gdy Go potrzebowała. Wspierał, nosił na rękach. Sam wyznał miłość, nie czekając na Jej słowa, które nadeszły potem. I pisał. Mail za mailem, mail za mailem. Problemy? Były oczywiście. W pracy, u Niego w domu, bo ojciec był surowy. U Niej, bo synek miewał chroniczne bóle brzuszka, a i były mąż odchodząc nie zachował klasy. Życie. Szare, które sami sobie kolorowali. Potrafili rozmawiać do rana i kochać się namiętnie. Śmiać się z tego samego i jeździć na rowerze. Spacerować godzinami i jeść lody. Chodzić do kina i na pizzę. Zawsze sami, bo przecież się ukrywali. Ta różnica wieku, ta sama firma. Rozwódka i młody asystent. Ludzie mieliby o czym plotkować. Czasem się kłócili, by potem przepraszać się gorąco. Było dobrze.

Pierwszy dziwny mail przyszedł w niedzielę wieczorem, choć przed chwilą się widzieli i kochali u Niej na kanapie. On potrzebuje czasu do zastanowienia. Chce wszystko przemyśleć. Bierze urlop. Znika. Ona ufa, że to chwilowa niedojrzałość. On wraca po tygodniu mówiąc, że w dupie ma konwenanse, że jest starsza i że będą gadać. Ma ochotę stanąć na rynku i krzyczeć, że ją kocha.

Wszystko wraca do normy. Ona czuje się bezpiecznie.

Za jakiś czas sms w ciągu dnia, że przemyślał i nie chce brać za nią odpowiedzialności. Poczuła ucisk w dołku. Jak to? Tyle miesięcy razem, rozmów, Jego deklaracji. Zdenerwowana napisała, żeby się określił, bo zabawa w chowanego jej nie bawi. Sms za smsem. Na ekranie słowa ostre jak brzytwa. Pokłócili się. Zamilkł. Ona cała się trzęsła, ale zagryzła zęby i wytrzymała. Nie odezwała się, choć nocami nie zmrużyła oka. Pojawił się po tygodniu. Chciał z nią być, bo kocha i nie potrafi bez niej. Tego wieczora wysłał długiego maila. Pełnego emocji, z jakimi się zmagał. Uległa i dała szansę, choć już nie taka spokojna.
Swoje odejścia miewał raz na miesiąc, może dwa. Czasem milczał, czasem pisał długie maile pełne wyrzutów, oskarżeń. Poddawał wątpliwość jej uczucia, stawiał warunki. Zaczął dominować, a Ona zakochana, co z tego, że dorosła i wykształcona, tańczyła do melodii, jaką akurat jej zagra. Wiele razy traciła rytm, potykała się o własne nogi, chcąc nadążyć. Czasem płakała z bezsilności. Pisała, że odejdzie, że ma dość. A wtedy On wyrastał spod ziemi i zasypywał ją pocałunkami. Znów czuła ten spokój, którego tak cholernie jej brakowało. Traciła go, gdy On znikał, stroił fochy, zmieniał decyzje, odwoływał spotkania. Bawił się nią jak szmacianą lalką. Im bardziej mu ulegała, tym mocniej rzucał nią o ściany.
Dlatego Ona tak bardzo boi się otworzyć teraz tego maila. Znów czuje ten ucisk. Serce bije mocno, a Ona nie może się skupić. Wie, że za kilka chwil może płakać ze szczęścia lub rozpaczy w zależności od tego, co napisał.

Dziś ma gest, prosi o spotkanie. Niedługo Dzień Kobiet. Chce z nią spędzić czas. Ona niemal skacze z radości. Uff, wszystko dobrze. Będzie dobrze.

Na dwie godziny przed kolacją, On przez sms odwołuje spotkanie. Nie podaje przyczyny. Wysyła potem tylko maila pt. Wszystkiego najlepszego, a w treści suchy komentarz: jak w temacie, który sieka ją ma tysiące małych kawałków.

W poniedziałek dowiaduje się, że się zwolnił. Zniknął bez słowa. Nawet z ekipą się nie pożegnał. Jej brakuje tchu. Drży. Pisze do Niego sms za smsem. Abonent niedostępny. W pracy ledwo skupiona wegetuje do końca dnia. Co chwilę zerka na telefon. Czuje się tak, jakby ktoś jej wnętrze wciągnął odkurzaczem. Ma wrażenie, że bez Niego się dusi. Że znika. Synek pyta, czy jest chora. Jest. Z miłości. Ale tego mu nie powie. Co najwyżej, że mamusię serduszko boli. Wie doskonale, że ten związek był toksyczny, intensywny. Pędzili obijając się o namiętność, zazdrość, niedojrzałość, złość, radość i niepewność. Był Jej uzależnieniem. Z nim był haj i bolesne upadki w rzeczywistość. Smutek i uśmiech. Krzyk i cisza. Sprzeczność goniła sprzeczność.

Jeszcze wiele miesięcy czuła ucisk i brak tchu. Dopiero po dwóch latach komuś o tym powiedziała. Po czterech przestała Go idealizować. Uspokoiła się. Dziś oddycha równomiernie. Czuje się bezpiecznie. Nie szuka Go nigdzie, choć wie, gdzie jest. Schowała Go głęboko i nie chce Go wyciągać. Spokój kosztował ją wiele lat. Czasem tylko On przychodzi we śnie i czeka na nią za drzwiami. A ona wciąż nie może się zdecydować, czy je otworzyć czy wyjść drugim wyjściem…