Jestem z przyjaciółmi pod namiotem, nad morzem. Tradycyjnie jeździmy na rozpoczęcie wakacji, ale w tym roku jest trochę inaczej. Mniej turystów, mniej ludzi. W piekarni, gdzie zawsze czeka się na pieczywo, wchodzimy bez kolejki, a bułki leżą w koszach. – Pogoda nie nastraja do urlopowania – mówi pani z piekarni. – Wczoraj trzy rodziny wyjeżdżały, bo od tygodnia czekali na pogodę i nic z tego. A przecież wakacje, to nie tylko plaża i opalanie się. Eh… my to tylko narzekać potrafimy – skwitowała.
Smutna konkluzja, przyznaję, ale też do bólu prawdziwa. Bo my narzekać potrafimy na wszystko, nawet na rzeczy, na które nikt inny narzekać by nie potrafił. Więc uwaga, ogłaszam dzisiaj Dzień Bez Narzekania. Wiecie, o ile życie może być przyjemniejsze, kiedy odpuścimy wszystkie swoje „ale”.
Zobaczcie na ile rzeczy narzekamy, na które kompletnie nie mamy wpływu, a nasze narzekanie niczego tu nie zmieni.
Narzekamy na pogodę, a przecież zupełnie nie od nas zależy, czy będzie świecić słońce, czy padać deszcze, a gdyby tak przyjąć, że jest jak jest i korzystać z tego, co mamy?
Narzekamy na sąsiadów – którzy hałasują, albo na dzień dobry nam nie odpowiadają. Ale przecież to ich problem nie nasz, czemu mamy czuć się źle z tym, że ktoś jest taki jak jest? Że pani w sklepie z nosem na kwintę nas obsługuje, że woźny w szkole naszych dzieci burczy i nigdy się nie uśmiecha. Przecież to im, nie nam żyje się z tym raz lepiej raz gorzej, a czasami za tymi nastrojami kryje się jakaś historia, której nie znamy, a oceniamy, bo ktoś się nie uśmiecha.
Narzekamy na pracę – tu jesteśmy mistrzami i to niezmiennie mnie dziwi. I już nie będę pisać, że pracę można zmienić, bo zaraz znajdą się ci, co narzekać będą, że pracy nie ma. Ale można by pomyśleć, co dobrego daje nam praca? Zamiast zwlekać się z łóżka z niechęcią myśląc, że trzeba do pracy, odwrócić swoje myślenie i dojść do wniosku: „idę, bo dzięki temu zarobię na wakacje”. Nie brzmi inaczej i motywacja się nie zmienia?
A skoro o wakacjach mowa, to narzekamy też na brak pieniędzy, a przecież na wszystko można spojrzeć z inne perspektywy. Zamiast myśleć: „na nic mi nie starcza”, pomyśleć: „cieszę się, że starcza mi na tyle”.
Zastanawia mnie fenomen narzekania. Skąd się w nas bierze potrzeba umniejszania własnego szczęścia i dobrego życia. Jakby ktoś nam wyrył tuż przed narodzeniem: „nie masz prawa się cieszyć, zawsze musisz na coś narzekać”. Spotykam córki znajomych, pytam, co słychać i słyszę: „Aaaa nic ciekawego”, nie odpuszczam i drążę dalej: „A jak w szkole”, „Beznadziejnie, trzeba się uczyć”. Ręce mi opadły. Dziewczyny, które mają trochę więcej niż 10 lat, są mądre, świetnie się uczą, jeżdżą z rodzicami na wakacje nie mają nic ciekawego do powiedzenia? Pomyślałam, jak będzie wyglądać ich życie z takim nastawieniem?
Zdecydowanie wolę tych, którzy mówią: „Jest świetnie”, bo wtedy uśmiecham się na samą myśl, że ktoś lubi swoje życie, że czerpie z niego radość i zauważa rzeczy, które zwyczajnie na co dzień go cieszą.
Moja przyjaciółka coach powiedziałaby: „spytaj, co im daje narzekanie, jakie korzyści czerpią z tego, że narzekają”. Więc może warto siebie spytać – dlaczego tak lubię narzekać? Może dlatego, że lubimy, gdy inni nas żałują, gdy mówią: „Stary, przerąbane, miałeś na urlopie odpocząć, a tymczasem lało i lało”. Nie jest tak, że łatwiej o empatię drugiego człowieka, gdy jest nam źle?
A może żyjemy przekonaniem, że jak powiemy, że jest dobrze, to coś się wywróci, nie uda, to jak zapeszanie pozytywnej rzeczywistości.
Ja nie lubię narzekać, choć jasne, że mi się zdarza. Ale gdy już słyszę, jak mendzę, że jestem zmęczona, że nie daje rady, że wszystko jest do dupy, wrzucam sobie na luz. Idę szybciej spać, wyłączam telefon, odmawiam, kiedy czuję, że ktoś nadużywa mojej pomocy. I dzień, może dwa później znowu uśmiecham się do swojego życia. Co prawda mało kto mnie pyta, co słychać. Ale jakie to ma znaczenie, skoro mi jest dobrze.
Spróbujcie nie narzekać. Przez jeden dzień myśleć o tym, co pozytywne, zamiast skupiać się na negatywach. Zobaczycie, że życie nabierze innych kolorów. Polecam!