Żyjemy w kraju, w którym rząd często z obrzydzeniem wymawia magiczne słowo ANTYKONCEPCJA, gdzie edukacja seksualna wraca do ciemnogrodu, a eksperci decydujący o tym, jaka wiedza na temat seksu, publicznie głoszą bzdury nie poparte naukowym dowodami.
Żyjemy w kraju, któremu zależy na wzroście dzietności, na wmówieniu kobietom, że ich najważniejszą rolą jest bycie matką i próbuje co jakiś czas odebrać prawa o samostanowieniu.
W końcu żyjemy w kraju, gdzie po raz kolejny, po cichu, bez wprowadzania do porządku obrad sejmu, rząd wycofał sprzedać antykoncepcji awaryjnej, czyli tak zwanej „pigułki po” bez recepty. Dlaczego? Wie o tym tylko Ministerstwo Zdrowia, które na swojej stronie podaje lakoniczną wypowiedź:
Tabletki ellaOne powrócą do grupy leków, których wydawanie będzie się wiązało ze ściślejszą kontrolą lekarską. Uzasadniają to względy medyczne. Wydawanie leku na receptę to procedura, która ma na celu zapewnienie pacjentom maksymalnego bezpieczeństwa farmakoterapii. Tymczasem obecnie już bardzo młode osoby (nawet po 15. roku życia) mogą bez kontroli lekarskiej kupić i stosować ten środek. (źródło: Ministerstwo Zdrowia)
Czy Ministerstwo posiada jakiekolwiek dane dotyczące sprzedaży i wieku kupujących pigułki elleOne, które przypomnijmy: powodują HAMOWANIE LUB OPÓŹNIANIE owulacji i NIE POWODUJĄ przerwania istniejącej ciąży. Tego nikt nie wie? Przypomnijmy – od 2015 roku „pigułkę po” osoby powyżej 15. roku życia mogły kupić bez recepty. W 2009 roku Unia Europejska dopuściła pigułki ellaOne do obrotu w UE.