Święta, święta i po świętach. Tak wszyscy z reguły mówią, gdy ten magiczny czas dobiegnie końca. Człowiek jest przejedzony, może nieco zmęczony, ale zawsze choć na chwilę szczęśliwszy. Bo choinka, bo prezenty, bo dzieciaki zadowolone, bo do roboty nie trzeba iść. Beata w tym roku wcale nie czeka na święta. Najchętniej zawinęłaby się kocem i usnęła. A obudzić by się chciała grubo po sylwestrze, w sumie to wiosną, ale już po Wielkanocy. Myślała, że gdy się rozwiedzie, odzyska spokój i będzie żyła jak chce. Życie jednak ją rozczarowało. Musi organizować życie wspólnie z Robertem, choć nic prócz wspólnej córki ich już nie łączy.
Jej były mąż zapowiedział, że wyliczył, że Zosia ma spędzić wigilię z nim (akurat wypada w przypadający mu weekend z córką), ale że on potworem być nie zamierza, to po prostu wpadnie do Beaty na wieczerzę. Tym bardziej, że to pierwsze święta po rozwodzie. Dopiero po jakimś czasie uściślił, że nie będzie sam, lecz z Aneczką (dla której to stracił głowę i czując zew chuci uznał, że Beata jest za nudna, niezbyt atrakcyjna i nieco za gruba. I że już jej dawno nie kocha).
Beata mało się nie zakrztusiła, gdy przeczytała smsa, w którym to ex małżonek wyjaśniał, że zależy mu ma dobru ich córki, że ona ma czuć rodzinne święta i że z Anią musi się poznać, bo będzie jej macochą. Zosia, lat dwanaście, uznała, że obecność taty będzie fajna i że dziewczyna ojca jej nie przeszkadza. Beata postanowiła więc, że zaciśnie zęby i wytrzyma. W końcu to tylko kilka godzin. Bez przesady!
Była wyluzowana do momentu, gdy Robert nie wysłał jej maila z listą rzeczy, które jada Ania. A raczej których nie jada. To że jest alergikiem i nie może glutenu to oczywiście można zrozumieć, jednak specjalne wymogi co do jej wegańskiej diety, włącznie z podaniem sklepów, w których trzeba zakupić produkty, to już niekoniecznie. Beata najpierw się zestresowała, potem chciała te potrawy przygotować, by pokazać jaka jest świetna. Jednak mając w pracy audyt i dziecko w domu, które mimo wszystko też wymaga opieki uznała, że wysilać się nie będzie.
Zrobi wigilię taką, jaką robiła zawsze. Przygotuje też ze dwa dania bezglutenowe ekstra, ale bez przesady.
Potem wpadła w wir pracy w biurze. Zosia pomagała w sprzątaniu i gotowaniu. Udekorowała dom. Choinkę ubrały wspólnie. Razem piekły pierniki, kroiły sałatkę i świetnie się bawiły. Było im we dwójkę dobrze. Żadnych kłótni, spięć, jak to było jeszcze rok wcześniej, gdy Robert wiecznie znikał niby do pracy, a potem oczekiwał, że żona będzie nad nim skakać. A ona nie mniej zmęczona niż on, wcale nie skakała.
Teraz też nie miała zamiaru skakać nad ex małżonkiem i jego „miłością życia” – jak to napisał na Facebooku zaraz po rozwodzie z Beatą. Jej to już nie bolało. Bawiło ją to.
Teraz jedynie nieco irytował ja fakt, że jednak nie do końca wie, jak mają wyglądać te pierwsze święta po rozstaniu. Chciała, by Zosia jak najmniej dotkliwie odczuła brak ojca, stąd zgodziła się na tę przeklętą wigilię pod jej dachem.
Gdy nadszedł ten dzień i od rana uwijała się po kuchni, w jakimś momencie powiedziała sobie: stop. Nie będzie wariować. Poszła wziąć długą kąpiel, zrobiła sobie maseczkę na twarz. Umyła włosy. W tej nowej krótszej fryzurce czuła się nieźle. Generalnie odzyskiwała siebie samą krok po kroku. Nieco zeszczuplała, zaczęła chodzić na tańce, z jej oczu biła radość. Ubrała się w czarne spodnie z wysokim stanem i czerwoną bluzkę z dekoltem ładnie eksponującym jej biust. Talię podkreśliła paskiem. Założyła kolczyki, zrobiła lekki makijaż. Zosia zrobiła jej kreski eyelinerem.
Robert z Aneczką przyszli godzinę później, bo Ania nie wiedziała, w co się ubrać. Na wigilię przyszła w króciutkiej sukieneczce w panterkę. Wymalowana mocno. Zosia potem powiedziała, że kiczowato. I od progu się zaczęło:
– O!!! Nie taki duży ten dom.
– A choinka taka duża? I żywa?
– Ja prezentów to nie mam. Robercik powiedział, że to nie moja sprawa. Zresztą nie wiem, co się kupuje dzieciom i starszym paniom.
Na co Zośka odpaliła:
– Mamo widzisz tu gdzieś dzieci i starsze panie? Bo ja widzę tylko faceta w trakcie kryzysu wieku średniego i jakąś panią, która ma o dwa rozmiary za małą kieckę – i zawinęła się na pięcie, znikając na klatce schodowej prowadzącej na piętro domu.
– Ależ bezczelna dziewucha! – zawołała Aneczka.
– Ale która? – zapytała Beata uśmiechając się słodko.
– Gorset masz czy tak schudłaś? – Aneczce buzia się nie zamykała, a uwagi ex żony swojego Robercika chyba nie zrozumiała.
– Wycięli mi dwa żebra – Beata zaczęła się świetnie bawić.
– Co też opowiadasz Beato! – Robert się obruszył.
– Miałam dietę cud!
– Jaką?! – Aneczka zrobiła wielkie oczy.
– Rozwód! Polecam. Mówię ci, wcale nie chce ci się jeść.
Dziewczyna nie zripostowała. Robert rozglądał się po salonie i spoglądał na Beatę, która na pewno wyglądała lepiej niż kiedykolwiek.
– A co ugotowałaś? – zapytał. – Mam nadzieję, że dla Ani kupiłaś te produkty.
– Nie kupiłam – odparła Beata lekko.
– Ale dlaczego?
– Bo ten sklep jest na drugim końcu miasta, nie miałam czasu. Poza tym jest piekielnie drogi, a ja o ile dobrze pamiętasz, mam teraz na głowie dom, siebie i Zosię.
– Przecież płacę alimenty!
– Tak, ale na Zosię. Na moje sprawy zarabiam sama, jak zawsze zresztą.
– No wiesz co, to nie miejsce i czas, by o tym mówić!
– To nie pytaj. Zrobiłam barszczyk, mam bezglutenowe uszka, sałatkę, rybę w galarecie i karpia. Jedno ciasto bezglutenowe, reszta jest typowo świąteczna.
– To co ja będę jadła?! – Aneczka niemal się nie rozpłakała.
– Lepiej nic, żeby sukienka ci nie poszła w szwach – Beata nie wytrzymała. Robert nie zapytał nawet o Zosię, o jej zawody w siatkówkę, ale dla swojej dziewczyny walczył o strawę jak lew.
– No wiesz! Myślałem, że zachowasz klasę.
– Ale o co ci chodzi? – zripostowała Beata, używając słów Roberta, którymi to załatwiał wszelkie problemy w domu.
Zosia zeszła, słysząc podniesione głosy. Zażyczyła sobie dzielenia opłatkiem, na co Aneczka odrzekła, że jest niewierząca. Składanie życzeń byłych małżonków było drętwe i jakieś takie na siłę.
Sama wieczerza jedzona w milczeniu. Zosia rozmawiała z tatą. Beata milczała, a Aneczka wybrzydzała. Gdy tylko Robert zatopił się w rozmowie z córką, ta się nudziła lub próbowała się wtrącać. Beata nie zabawiała jej rozmową, jak to miała w zwyczaju, gdyż nie czuła żadnej potrzeby rozmowy z tym dziewczęciem. Już Zosia wydawała się jej dojrzalsza. Gdy nadszedł czas rozpakowywania prezentów, znów zrobiło się niezręcznie, bo Zosia zadbała o drobne upominki dla taty i jego partnerki, o Beacie zaś i Zosi w ten sposób nikt nie pomyślał. Owszem nastolatka dostała to, co wcześniej rodzice ustalili, ale gdyby nie Zosia, dla Beaty pod choinką nie byłoby nic. Dla Aneczki natomiast było. Co prawda zrobiła usta w podkówkę, bo flakonik perfum był za mały. No cóż poradzić? Beaty, o dziwo, w ogóle to nie dotknęło. Odczuła ulgę.
Patrzyła na męża z lekkim politowaniem, na jego dziewczynę z o wiele większym.
Spojrzała na salon, który przemeblowała według własnego gustu. Na córkę, która była taka rozsądna i świetnie odnalazła się w tej chorej sytuacji. Zresztą na głos powiedziała, że w nosie ma ustalenia sądu i że święta będzie spędzać z mamą. – A wy możecie sobie gdzie wyjechać – rzekła do taty i Aneczki. Robert zbladł. Aneczka klasnęła z radości w dłonie. – Tatku, przed lub po świętach najwyżej mnie też gdzieś zabierzesz. Ale tylko we dwoje! – zaznaczyła. – Ja też chcę mieć tatę dla siebie – powiedziała pewnie do ojca dziewczyny. Ta już nadymała usta, by coś odpowiedzieć, ale gdy Robert przytulił córkę, dała sobie spokój.
Wigilia skończyła się szybko. Nikt nie miał ochoty na celebracje. Gdy były mąż ze swoją miłością opuścił dom Beaty, matka i córka uznały że wskakują w piżamy i zrobią sobie seans filmowy. I że będą robiły, co chcą. Niech Robert zadowala Aneczkę, z którą Zosi póki co nie było po drodze.
– Trudno. To już taty problem – skomentowała. I wzięła do ręki pilot, by wyszukać z mamą film, który obie chętnie obejrzą, mając na sobie piżamy z reniferem i bałwankiem.