Go to content

Piekło kobiet ma dziś trzy filary: polityków, Kościół katolicki i nas same. Drodzy politycy pamiętajcie: No woman, no kraj

Fot. iStock / Grandfailure

Piekło kobiet. Skomplikowany, ubezwłasnowolniający system, wypracowany przez lata, a nawet wieki. Sytuacja, z której musimy się w końcu wydostać, by następne pokolenia mogły już żyć bez tego brzemienia. Jesteśmy im to winne. I samym sobie też. Na czym polega ta opresja?

Piekło kobiet opiera się dziś na trzech filarach.

Pierwszym z nich jest stosunek partii rządzącej, a także polityków w ogóle, do kobiet. Na skutek orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego tłumy wyległy na ulice, manifestując brak zgody na kolejne zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej. Premier Morawiecki, przemawiając do Polek i Polaków próbuje uspokoić nastroje społeczne i mówi: „Wiele kobiet na skutek tej sytuacji czuje dezorientację”.

Jasno sugeruje, że kobiety w Polsce, a może kobiety w ogóle, nie wiedzą co czują, co myślą i łatwo się nimi steruje. Nie traktuje kobiet serio, jak większość polityków, którzy przypominają sobie o nas, o naszych potrzebach i postulatach głównie przed wyborami. Dla nich kobieta kieruje się jedynie emocjami, nie ma własnego zdania, nie ma rozumu, daje się jedynie zmanipulować sterującym całym tym zamieszaniem lewakom, którzy wykorzystują je, by obalić tradycyjne wartości, podpalić kościoły i zniszczyć Polskę.

Minister edukacji Przemysław Czarnek przedstawia swoje poglądy:  „Jak się pierwsze dziecko nie rodzi się w wieku 20-25 lat, tylko w wieku 30 lat, to ile tych dzieci można urodzić? Takie są konsekwencje tłumaczenia kobiecie, że nie musi robić tego, do czego została przez Pana Boga powołana.” A o protestujących mówi, że są satanistami. Fundamentalizm religijny, poglądy rodem ze średniowiecza i lekceważenie kobiet jako pełnoprawnych obywatelek naszego kraju przez przedstawicieli władzy, oznacza jedno: w Polsce kobieta jest ubezwłasnowolniona i ma znać swoje miejsce w szeregu. To, które wskaże jej mężczyzna. Osobiście współczuję partnerkom i żonom polityków obozu władzy.

Pamiętamy, to na wezwanie najbardziej wpływowego polityka w naszym kraju, Jarosława Kaczyńskiego, bojówki nacjonalistów, wezwane do obrony kościołów i tradycyjnych narodowych wartości biją dziś kobiety na ulicach.

Drugim filarem naszego piekła jest stosunek Kościoła katolickiego do kobiet. Ta instytucja jest wrogiem kobiet od wieków. Od wieków boi się ich i nie rozumie, próbując sprowadzić ich rolę do służenia księżom i do rodzenia dzieci. Dlaczego Kościół tak bardzo nienawidzi kobiet, choć za jeden ze swoich symboli obiera Marię z Nazaretu?

Kobiety świadome swojej wartości, a przede wszystkim mądre, wykształcone i znające swoje prawa są dla tej instytucji ogromnym zagrożeniem, bo wiedzą, że w Polsce Kościół interesuje się głównie obroną hierarchii i autorytarnej władzy, a zatem również patriarchatu. Kościół dyskryminuje kobiety, przyznając im rolę biernych strażniczek domowego ogniska: żon, matek, kucharek, sprzątaczek i opiekunek uznających męską władzę i męską potrzebę samorealizacji za nadrzędne w stosunku do własnych potrzeb. Głos Kościoła w sprawie ofiar przemocy domowej jest niesłyszalny. Kobieta ma cierpienie znosić po cichu, jako osobisty krzyż. To Kościół w końcu, wpędza kobiety w histeryczną paranoję, nie dając im rozgrzeszenia za walkę o podstawowe prawa, nazywając czarownicami i morderczyniami te, które dokonują aborcji.

Trzecim filarem piekła kobiet są same kobiety. Tak, my same, wrogie innym kobietom i samym sobie. To właśnie my, często wychowane w duchu patriarchatu, nie potrafimy zrozumieć, że należą nam się takie same prawa jak mężczyznom. Że dostęp do antykoncepcji, edukacji seksualnej, równych płac, opieki zdrowotnej, edukacji, a także kompromis aborcyjny to nie czynniki podnoszące nasz komfort życia, ale minimum, które się nam, jako obywatelkom tego kraju zwyczajnie należy. Należy nam się prawo wyboru do decydowaniu o własnym życiu, zdrowiu, bezpieczeństwie.

Piekło kobiet to brak świadomości naszych praw. Nasze wewnętrzne, niekiedy wypływające z wychowania ograniczenia, lęki i przekonania, że nam coś nie wypada. Że lepiej siedzieć cicho. Że kobieta  tak nie postępuje, nie wypowiada takiej, a nie innej opinii. Że on nie jest taki zły, skoro nie bije…

Przeczytałam wczoraj komentarze pod listem kobiety, która dokonała aborcji. Komentarze pełne jadu, wulgarnych epitetów, braku empatii i braku chęci zrozumienia. W większości były to komentarze innych kobiet, rzadko mężczyzn. Piekłem kobiet  jest ich środowisko, inne kobiety – te, które nie wspierają i nie pomagają, ale potępiają i oceniają. W imię czego? Religii? Zawiści? Nienawiści?…

Pora porzucić ograniczenia, pora mówić głośno i wyraźnie, gdzie zaczyna się wolność człowieka. I że państwo powinno tej wolności bronić za wszelką cenę, albo straci legitymację do sprawowania władzy. Pora, by także kobiety zjednoczyły się w końcu we wspólnej sprawie: w sprawie naszej przyszłości i przyszłości następnych pokoleń.

Drodzy politycy, pamiętajcie: NO WOMAN, NO KRAJ.