Go to content

Perfumowy savoir-vivre: Czy używać ich na włosy? Czy dawać w prezencie?

fot. PeopleImages/iStock

Perfumy to osobny świat. Magia, bajka, emocje, zmysły ale także obszerna wiedza i tysiące trików. Jak używać perfum? W których miejscach ciała je testować? Czy używać ich na włosy? Jak wybrać gamę zapachową? Czy dawać w prezencie? I kiedy nie przesadzać z ilością…

Autorką tekstu jest Agnieszka Prokopowicz, dziennikarka, autorka serwisu urodowego www.bellateca.pl

Oto kilka ważnych zasad, które pozwalają doskonale poruszać się w świecie zapachów i bez których po prostu nie można się obejść:

1. Co do pracy

Istnieją perfumy wybitnie wieczorowe i cudownie delikatne na dzień. W pewnych kręgach tymi pierwszymi można pachnieć nawet w porze lunchu, ale to raczej kręgi artystowskie i nonszalanckie. W pracy biurowej nie wypada oblewać się intensywnie piżmowymi i kadzidłowymi aromatami. Uchodzi to za niegrzeczne. Wszystko, co kojarzy się ze zmysłowością i seksualnością powinno zostać w domu, do korporacji zabieramy to, co neutralne. Sprawa perfum wygląda tak samo jak ubrań. Kto biega po firmie w koronkowej obcisłej bluzce i mini ma opinię osoby, która nie wie jak się zachować. Kto intensywnie pachnie zmysłowymi perfumami – również.

Do granic jest to przesunięte w Japonii. Tam wiele osób kupuje znane perfumy tylko po to, by… stały na toaletce. W Kraju Kwitnącej Wiśni nie wypada wyraziście pachnieć. Japończycy używają zatem swoich pięknych zapachów raczej w sytuacjach intymnych, a w pracy unikają jakichkolwiek zapachów. Podobnie Amerykanie – ci z kolei uważają, że w pracy można pachnieć określoną (delikatną!) gamą zapachową – to tak zwane perfumy sportowe, neutralne i lekkie. To zapach czystości i białych kwiatów. A że większość korporacji pochodzi właśnie ze Stanów Zjednoczonych – ów perfumiarski dress code przyjął się i u nas. Jednym słowem – lepiej pachnieć za mało, niż przesadzić. Przykładem takiego zapachu może być świeża kwiatowa „Luna” marki Penhaligon`s albo lekko owocowa i słodka „Lady Million” Paco Rabanne.

2. Na randkę

Tu, jak wiadomo, działamy na zmysły. I choć oczywiście są wyjątki, które podnieca zapach mandarynki, ale jednak większość zmysłowych perfum ma inne nuty. Najpopularniejszym z nich jest piżmo, czyli wydzielina z gruczołów piżmowca – dodaje ono dzikości wszystkim zapachom. Zmysłowość to także nuty orientalne, tytoń i wanilia, wetyweria i ambra. To słynne afrodyzjaki, które perfumiarze łączą z innymi nutami i tworzą zmysłowe arcydzieła. Takich perfum nie zabieramy do biura, ale na romantyczne spotkania są idealne. Moją perfumiarską miłością z kategorii sexy jest od lat „Portrait of a Lady” Frederica Malle, gdzie róża miksuje się z cynamonem i paczuli. Zapach nie z tej ziemi!

3. Na jesień i zimę

Zima lubi ciepło, więc szukamy aromatów słodyczy, miodu, pieprzu, wanilii, paczuli, drewna. Ciepłe i otulające jak wełniany koc. Mogą być cięższe niż zapachy na lato. Taki jak „Nomade” Chloe, albo „Alien” Muglera, „Ombre Nomade” Louis Vuitton, „Intense Cafe” Montale czy „Love” marki Kilian. Te zapachy same odprowadzają nas w kierunku fotela, nakrywają miękkim pledem i rozlewają potrzebne zimą ciepło.

 

4. Wiosną

Ta pora roku to wybuchające wokół kwiaty. Jaśminy, bzy, konwalie, róże, lewkonie, magnolie, hiacynty i maciejka. Nie każdy lubi kwiatowe perfumy, a są tacy, którzy używają ich tylko wiosną. Należę do tej grupy. Przy pierwszych promieniach wiosennego słońca na mojej toaletce lądują dwa zapachy marki Frederic Malle – „Eu Passant” i „Magnolia” (w Polsce można je kupić w perfumerii Galilu), słynny „Lilac” marki Amouage (są w Quality Missala) oraz perfumy „Cabotine” marki Gres (upolowane po latach na Notino), które w sercu mają cały zestaw kwiatów: różę, jaśmin, frezję, irysa, fiołki i hiacynty.

5. Na lato

Wakacje rządzą się swoimi prawami i dłonie, spragnione relaksu i ciepła, same sięgają po zapachy cytrusowe i morskie. Perfumy marynistyczne były hitem lat 90. Kto nie kupował wtedy „Cool Water” marki Davidoff czy „Summer” i „Eternity Aqua” Calvina Kleina. Absolutnym przebojem były też perfumy „Acqua di Gio” dla mężczyzn, „Acqua di Gioia” dla kobiet Giorgia Armaniego. To kwintesencja morza i plażowych perfum.

Lato to także cytrusy! Mandarynki, pomarańcze, pomelo, grejpfruty – wszystkie one królują w wakacyjnych perfumach. Lubię całą letnią linię Atelier des Ores czyli „Riviera Drive”, „Pomelo Riviera” i Riviera Lazuli. Cudne cytrusy znajdziecie też w zapachu „Grapefruit” marki JO MALONE. Tu zmiksowany z rozgrzanym słońcem rozmarynem, wetiwerem i miętą, z dodatkiem jaśminu. Owocowo, ziołowo i ciepło. Wiele marek robi owocowe, cytrusowe perfumy, ponieważ gdy tylko zrobi się gorąco, sięgamy po nie naturalnie.

6. Dobieranie perfum

Nic nie zadziała lepiej od testu na własnej skórze. Ani drogeryjny papierek, ani włosy, ani ubranie nie pokażą nam jak naprawdę będą na nas pachniały dane perfumy. Aby się o tym przekonać wystarczy spryskać się próbką (można zamówić przez internet) lub testerem w perfumerii w miejscach, gdzie jest wyczuwalny puls (na przegubach dłoni, lub za uszami) i pozwolić zapachowi zmieszać się z naszymi feromonami. Zapachy otwierają się i ich pełnię można poczuć w ciągu kilku godzin. Podczas jednego testowania wypróbujmy dwa, trzy zapachy. Przy czwartym i kolejnych nasz nos ( i mózg) zaczyna szaleć.

7. Czy perfumować włosy?

Włosy perfumujemy wtedy, jeśli nie mają one tendencji do przesuszania. Jeśli mają – lepiej ich dodatkowo nie podrażniać. Można dodać kropelkę ulubionych perfum do odżywki do włosów, albo do olejku, jeśli używamy go na końcówki. Przy zdrowych i dobrze nawilżonych włosach możemy użyć na nie perfum, ale lepiej dopiero po wyschnięciu. Z mokrych szybciej ulotni się cenny zapach.

8. Rytuał popołudniowy

Skoro nie wypada używać intensywnych zapachów na dzień do pracy, ale lubimy je wieczorem…. Trzeba stworzyć swój własny „rytuał przejścia”. Dla mnie to prysznic po przyjściu z pracy. Zmywam z siebie zarówno perfumy dzienne, jak i wszelkie troski. I dopiero wtedy zaczynam nowy etap dnia. Zawsze z osobnymi perfumami. Jeśli jednak nie mamy czasu na kąpiel, to pamiętajmy, że nowe perfumy nakładamy zawsze w innych miejscach, niż były te poranne.

Nie tworzymy warstw z różnych perfum, bo powstanie kakofonia. Nawet tych samych perfum nie kładziemy w to samo miejsce, chcąc je wzmocnić w ciągu dnia. Jeśli w porze lunchu zabrakło nam naszego kochanego zapachu, perfumujemy nim inne miejsca niż rano. Zapachy rozwijają się i kiedy ten z poranka pokazuje już nuty bazy, świeże krople będą dopiero budziły nutę głowy… i wszystko się pomiesza. Dobrym rozwiązaniem mogą okazać się pachnące wisiorki. Marka ViaAroma stworzyła bransoletki i zawieszki, które… pachną. Po ich otwarciu zakraplamy ulubionym olejkiem eterycznym specjalną gąbkę. Przez ażurowy wzór aromat uwalnia się na zewnątrz. W każdej chwili można taki pachnący wisiorek założyć lub zdjąć. Świetny pomysł. Powstała nawet wersja dla mężczyzn z pachnącymi spinkami do mankietów.

9. Trwałość

Oczywiście dobrej jakości perfumy są trwalsze, ale istnieją też sposoby by przedłużyć ich aromat na naszej skórze. Wystarczy zadbać, by była ona dobrze nawilżona i natłuszczona. Sebum zatrzymuje zapachowe molekuły na dłużej. Przy suchej skórze można się wspomóc olejkiem, na przykład jojoba. Nakładamy go na mokrą skórę, spłukujemy, osuszamy ręcznikiem i dopiero na tak przygotowaną skórę nakładamy perfumy. Zyskamy nawet kilka godzin zapachu!

10. Na prezent

Jeśli chcemy podarować komuś perfumy, powinniśmy poznać jego gust. Ktoś, kto lubi lekkie zapachy jaśminowe, pewnie nigdy nie użyje ciężkich perfum z kadzidłem. Może to być chybiona inwestycja. Jeśli już koniecznie chcemy dać nieznanej nam dobrze osobie perfumy – szukajmy zapachów „bezpiecznych”, raczej delikatnych. Pewnie znajdziemy je wśród perfumeryjnych hitów popularnych marek. Z kolei jeśli ta osoba ma fioła na punkcie perfum, lepiej poszukać czegoś oryginalnego w małych perfumeriach niszowych (Sense Dubai, House of Merlo, Galilu, Quality Missala), a raczej nie kupować tego, co akurat nosi pół świata. Zawsze można też kupić perfumy molekularne, które można mieszać z innymi zapachami, a które dodają im uroku lub je wzmacniają. Ostatnio spodobał mi się taki koncept w marce Juliette Has a Gun – wnuk Niny Ricci, Romano, twórca marki, poza klasycznymi zapachami, stworzył „Not a Perfume” – taki właśnie zapachowy booster. Ogromną zaletą molekularnych zapachów jest fakt, że nie powodują alergii.

Autorką tekstu jest Agnieszka Prokopowicz, dziennikarka, autorka serwisu urodowego www.bellateca.pl

Agnieszka Prokopowicz