Anna: Nie pytaj mnie o jego chorobę i śmierć, bo to tak, jakbyś pytała mnie o moją śmierć. Nie chcę o niej rozmawiać. Najgorzej było kilka tygodni po pogrzebie, kiedy inni wracają do życia.
Ty masz 29 lat i właśnie nauczyłaś się czegoś o śmierci. Za wcześnie.
Rok później pójdziesz z innym facetem do łóżka. Będziesz miała lat 30 i właśnie nauczysz się, że nic się nie kończy nawet po najgorszej stracie. Będziesz miała orgazm i będzie ci dobrze. Nowy On zrobi ci kawę, przytuli cię i i powie, że było cudownie.
W czwartą dekadę wchodzisz z przekonaniem, że:
– nie ma niczego na stałe
– to nie jest zła wiadomość tylko dobra
– albo tak do tego podejdziesz albo koniec z tobą, bo to ty masz się dostosować do świata, a nie świat do ciebie
Luty 2015
Anna parkuje samochód przed Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Przyjechała tu z pięcioletnim synkiem, Nikosiem, który dostał skierowania na rezonans magnetyczny z powodu silnych bóli głowy i porannych mdłości. Annie drżą ręce, gdy przekręca kluczyk od samochodu. Drugi raz jedzie z kimś na rezonans magnetyczny. Pierwszy raz – ponad osiem lat temu była na rezonansie ze swoim mężem, Marcinem.
To było już po długich tygodniach chodzenia po lekarzach, robienie nowych badań, ich bezradnego rozkładania rąk. Marcin był słaby, często bolał go brzuch, pogorszył mu się wzrok i cholernie drętwiała mu prawa ręka, miał problemy z koncentracją. No i wymiotował. Złośliwy glejak mózgu IV stopnia – taka padła diagnoza. Cztery miesiące później Marcina już nie było. Nie było też wspólnych planów. Zostało mieszkanie, do którego mieli się wspólnie przeprowadzić. I kredyt.
Anna boi się, że teraz guza mózgu będzie miał Nikoś.
PAMIĘĆ
„Hej, co słychać? Spotkasz się ze mną?”
„Nie mam ochoty się z nikim spotykać”
„Kawa też nie?”
„Kawa tym bardziej”
„To opowiedz mi o nim. Daj spokój, możesz albo siedzieć tam w ciemnościach albo coś napisać”
Gdy kogoś tracisz, życie włącza wsteczny bieg. A człowiekowi trudno zaakceptować, że nie porusza się do przodu, że jest unurzany w przeszłości, gdy tymczasem wszyscy mają jakieś cele, plany, widzą jakieś jutro. Dla ciebie jutra nie ma. Twoja nowa rzeczywistość – wypita rano kawa i rozbity talerz, który doprowadza do łez. Nie dość, że straciłaś męża to jeszcze rozbija ci się cholerny talerz. Gdzie jest sprawiedliwość? Nie ma, jest za to ciemna dziura, której nikt nie rozumie, bo ludzie w twoim wieku nie przeżywają śmierci. Jeśli przeżywają to raczej nie śmierć partnera. Nie możesz znaleźć żadnego mądrego artykułu o tym. Czytasz książki o buddyzmie i traktaty filozoficzne. To są jedyne momenty, gdy czujesz względny spokój. Poza niedowierzaniem niewiele istnieje. Dlaczego on? Dlaczego wy? Dlaczego tak? Jak można tak po prostu umrzeć? To jest niemożliwe.
Najgorsze jest to, że wszyscy twoi znajomi i przyjaciele myślą tak samo. Niektórzy pochylają się nad tobą przesadnie, badają twoje reakcje. A może po prostu masz paranoje, a oni chcą pomóc? Inni udają jakby się nic nie stało, zagadują ciszę, która pojawia się między wami, bo ciebie nie interesują rozmowy o awansie, problemach z siostrą, wyborem mieszkania, nawet starania o dziecko cię nie interesują, bo gadania przy tobie o dzieciach uważasz za dużą niestosowność. Strasznie jesteś wobec innych surowa. Cierpienie nie uszlachetnia w ogóle, nie wiesz kto to wymyślił.
Chcesz zamknąć się w mieszkaniu i od nowa przeżywać siebie. Was raczej. Przeglądasz kolejny raz dokumentację choroby. Kartka po kartce. Może można było jednak zbierać pieniądze? Może nie ten lekarz, który powiedział, że nic się nie da zrobić? Nie ta operacja? Może trzeba było cisnąć o więcej. Może to jego wina, że się poddał? A może twoja, bo za mało zrobiłaś.
Po nocach śni ci się odchodzenie. Kroplówki, morfina. To nie twój Marcin. Albo twój. Już sama nie wiesz. Uciekasz z tego pokoju, siadasz na korytarzu – co potem będziesz sobie miesiącami wypominać. Że nie uniosłaś. To trwa tygodniami, miesiącami. Jesteś wykończona. Kolekcjonujesz dobre chwile w ciągu dnia. Ktoś cię rozśmieszył, zasmakowała ci kawa, szefowa cię pochwaliła, wracałaś do domu i święciło słońce. Niestety, często za tymi radosnymi myślami pojawia się kolejna: nie ma już tego z kim dzielić.
ZŁOŚĆ
„To może jednak spotkasz się ze mną?”
„A kiedy będziesz w Warszawie?”
„Spotkam. Ale mogę dać tylko przyjaźń, ewentualnie seks. Cholernie brakuje mi seksu”
Ona pojawia się nagle i po prostu rozwala cię od środka. Jak on mógł cię tak zostawić? Jakim prawem w ogóle się z tobą związał, dlaczego miałaś takiego cholernego pecha? To jest nawet dobry moment, bo wtedy wreszcie masz siłę na pracę, bez problemu wchodzisz po schodach i nawet zaczynasz biegać. Skoro on cię zostawił, to ty teraz o nim zapomnisz.
Nawet umawiasz się z koleżanką na kawę i pytasz jak jej starania o ciążę, przygarniasz kota. Na Facebooku pisze do ciebie dawny znajomy, kolega z liceum. Kiedyś ci się podobał, na jakiejś imprezie nawet się całowaliście. Namawia cię, żebyś przyszła na klasowe spotkanie. – Co ja im powiem? Hej, jestem smutną wdową – żartujesz. On odpisuje: – Ale musisz być taką egocentryczką? Przecież oni będą mówić o sobie, na miłość boską.
Śmiejecie się z tego pół wieczoru. Z tego mówienia o sobie podczas klasowych spotkań, strojenia się i potrzeba wypadnięcia jak najlepiej. Dopiero w łóżku przypomnisz sobie o Marcinie i o tym, że 11 miesięcy temu przeżyłaś największą stratę. Z wyrzutów sumienia zaboli cię brzuch. A gdyby on tak zapominał o tobie? Z drugiej strony już nie możesz ciągle płakać. Miną długie miesiące zanim zrozumiesz, że można mieć w sobie miejsce na dwie osoby jednocześnie, że pamięć nie wyklucza życia. Że chcesz znów się cieszyć, wyjechać na wakacje, zjeść szarlotkę i uprawiać seks. Nie umarłaś.
A On ma w sobie taką nieznośną radość życia. To trzeba przyznać, nawet M. takiej nie miał. „Idź do lekarza” „Nie pójdę do lekarza”, „Idź do lekarza”, „Nie, nic mi nie jest”.
CODZIENNOŚĆ
„Mam poczucie, że ciągle mnie porównujesz. Ciągle mówisz, a Marcin to , a Marcin to tamto. Nie dość, że mieszkamy w mieszkaniu urządzonym przez niego, bo ty nie chcesz się wyprowadzić to jeszcze on jest z nami wciąż”.
Na początku bierzesz z nowej relacji tylko to, co dobre. Jasno określasz: to tylko seks, nie ma we mnie miejsca na nic innego. On w ogóle się tym nie przejmuje. Targa na szóste piętro zakupy, bo nie znosi jeździć windą, i w ogóle trzeba o siebie dbać. Któregoś dnia stajesz po seksie w kuchni i zauważasz, że ma ciało ładniejsze od Marcina, że ładniej się śmieje i ma większy luz. Jednocześnie nie jest jak Marcin ambitny, nie jest tak uważny i taki męski. Więcej o sobie mówi co czasem cię wkurza, a czasem cieszy. Nie słodzi kawy, Marcin słodził i bardzo głośno przeżywa orgazm. Głowa ci pęka od tych porównań, nawet gdy próbujesz tego nie robić, i tak w końcu coś ci się wymsknie. Jak wtedy, gdy powiedziałaś, że nie rozumiesz, że facet nie umie naprawić kranu, bo Marcin…. Na szafkach stoją zdjęcia Marcina, i wciąż to wasze wspólne – zrobione kiedyś w Paryżu.
Nie widzisz w tym nic zdrożnego, On też ma jakąś przeszłość, zresztą ile pieniędzy w to mieszkanie władował Marcin. Bądźmy proszę sprawiedliwi. Jesteś zła na niego, że tak nie rozumie tego, że ty już nie jesteś czystą kartką, że przeżyłaś piekło.
Przyjaciółka tłumaczy: „On ci daje tyle uczucia, wciąż się przy nim śmiejesz, nawet więcej niż przy Marcinie, nie bądź taka niesprawiedliwa, on w końcu odejdzie, bo nie zniesie tej presji”.
RODZINA
Rok po poznaniu Jego kiepsko się czujesz, jest ci słabo, robisz test ciążowy, widzisz dwie kreski. Marzyłaś o dziecku. Zaraz potem myślisz: czy to z nim, czy to ten, czy na pewno. Ale już bardziej się cieszysz niż analizujesz. Bo wiesz, że w życiu nie ma co w ogóle analizować, że jest tylko „tu i teraz” i nie jest to wiedza, którą zyskałaś dzięki poradnikom jak inne twoje koleżanki.
Rodzisz syna w kwietniu, w tym samym miesiącu, w którym umarł Marcin. I choć nie wierzysz w znaki to jednak…
Nie, nie zapomniałaś o tym, z którym planowałaś życie, którego choroba zabrała. On ma stałe miejsce w sercu i pamięci. Już nie boisz się chodzić na cmentarz i nie masz dreszczy, gdy słyszysz jak ktoś woła do kogoś innego „Marcin”. Widzisz w życiu głównie dobre rzeczy.
Wasze dawne zdjęcia pochowałaś. Zostało tylko jedno, malutkie, na szafce – to wspólnie wypracowany z Nim, Jackiem, Twoim mężem kompromis.
Jesteś szczęśliwa. Gdyby ktoś dzień po śmierci Marcina powiedział Ci, że tak będzie – uznałabyś, że to okrutny żart. I bzdura.
Kochasz i jesteś kochana, można wszystko.
PS. SMS od Anny: „Badania Nikosia okej. Nie ma guza!!! Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Pojedziemy jednak na te narty”.