Była sobie dziewczynka. Mądra i zdolna. Tak zawsze o niej mówiono, więc ona wiedziała, że już zawsze taka musi być. W szkole najlepsza uczennica, w domu grzeczna i posłuszna. Takie „niewidzialne dziecko”. Nie sprawiało kłopotów, wprawiało rodziców w dumę wynikami w nauce i umiało się samo sobą zająć. Żyło sobie w świecie swojej wyobraźni, wymyślając w głowie scenariusze zabaw, rozmawiając z wymyślonymi przyjaciółmi i czytając ukochane powieści.
Tak, od dziecka czytała dużo, więcej niż jej koleżanki i koledzy. To był jej świat, do którego uciekała. A uciekać musiała, bo jej dzieciństwo wcale nie było takie różowe. Cieniem kładło się na nim uzależnienie jej matki. Samotność małej dziewczynki, której mama czasem po prostu znika, nie mówiąc, że wróci, to ból nie do opisania. Bezradność ojca sprawiła, że z małej dziewczynki musiała szybko stać się dorosłą kobietą. I jeszcze fakt, że musi swoje uczucia ukrywać przed wszystkimi lęki i emocje.
Więc rosła ta dziewczynka, doroślała i właściwie, poza tym, nie zmieniało się wiele. Nadal była grzeczna, bezproblemowa i nadal szukała podświadomie miłości, bliskości, tylko już bardziej dorosłej. Zakochiwała się bezgranicznie. Kiedy już kochała, otaczała każdego kolejnego mężczyznę swojego życia opieką i miłością, otulała szczelnie ciepłem i uczuciem, dawała mu poczucie bezpieczeństwa i pewność i świadomość, że ona o wszystko zadba, że on już o nic nie musi się bać. Bo każdy z mężczyzn jej życia, tak się dziwnie składało, się bał. Czego? Różnych rzeczy. Podejmowania życiowych decyzji, miłości, zaangażowania w związek, dziecka… Ale każdy ją kochał, na swój sposób. I każdy w końcu odszedł.
Kiedy zostawił ją mąż, „dorosła dziewczynka” przeżyła załamanie. I tym razem nie umiała zatrzymać w swoich rękach miłości, nie powstrzymała nieszczęścia. Zupełnie jak wtedy, gdy, mimo że chowała pod swoim łóżkiem butelki z wódką, mama znajdowała je i zamykała się z nimi w łazience albo wychodziła do parku pod blokiem i wracała w nocy, obca, dziwna, pachnąca tak wrogo. Dziewczynka pamięta, jak czekała na te powroty, jak mocno biło jej serce na dźwięk klucza wkładanego do zamka. Słyszała go zawsze, choć tata zamykał drzwi od jej pokoju, przekonany, że o nią dba, że pomaga jej zasnąć.
Mama po kilkunastu latach pokonała swoje demony. Żyje dobrze i kocha swoją córkę. Tylko nie rozumie, dlaczego ta dzielna, wspaniała dziewczyna nie umie zbudować sobie szczęścia, choć tak bardzo go pragnie. Przecież ona ją wspiera, kocha, mówi jej jak jest wspaniała i silna. Robi wszystko, by jej córka uwierzyła w swoją siłę. I nic.
Minęło kilka lat od rozwodu dziewczynki. Od ośmiu miesięcy znów kocha. To nie jest łatwa miłość, takich dziewczynka nie lubi. Ale tym razem jest inaczej, on też kocha, choć się boi. Ona jednak nie otacza go taką opieką jak poprzednie swoje miłości, bo on jej na to nie pozwala. Przejmuje kontrolę, zakłada jej swój ciepły sweter i tłumaczy, głaszcząc po głowie: „nigdzie nie musimy się spieszyć”.
Nie wprowadził się do niej, a jej nie pozwolił dla zmienić dla siebie całego życia. To on potrzebuje czasu, żeby najpierw przestać się bać i być dla niej prawdziwym wsparciem. Mówi, że to rozsądek. Że kocha ją bardzo, ale…
Tylko, że dziewczynka chce już teraz, w końcu, tej bezpiecznej przestrzeni. Szuka ciągle znaków, jakiejś pewności, że oni jednak będą razem, już zawsze. Że to się uda. Poszła do wróżki, jednej, drugiej. Wróżki rozłożyły karty tarota, powiedziały jej to, co wiedziała już wcześniej. Miłość trzeba pielęgnować, trzeba o nią dbać, z obu stron. Ale zadusić miłością też nie można. A przede wszystkim trzeba pokochać samą siebie, nauczyć się być szczęśliwą samotnie.
To nie czas na decyzje o związkach, dziewczynko. Najwyższa pora, byś zrobiła porządek ze swoim życiem, pokonała swoją traumę z dzieciństwa, pozbyła się swojego lęku przed dźwiękiem klucza wkładanego do zamka w drzwiach. Najwyższy czas nadrobić dzieciństwo, którego nie miałaś. A na miłość, dorosłą, dobrą przyjdzie czas. Tylko pozwól rzeczom toczyć się „poza tobą”. Naucz się, że nie możesz wszystkiego kontrolować.
Mama