– Nie wiedziałam, że czas tak szybko mija – mówi cicho Kasia obracając w palcach kolorowy, jesienny liść. Niewysoka, szczupła blondynka z zadartym noskiem jest tuż przed czterdziestką, ale wygląda poważniej. Tylko buty, kolorowe trampki wołają głośno: Ona jest jeszcze młoda! I jeszcze, te nieudolnie pomalowane krzykliwym lakierem paznokcie. Nastolatki tak je malują, pędząc na łeb, na szyję ku kobiecości.
A Kasia dopiero zaczyna być młoda i kobieca. Poznaje też wszystko to, co kobiety w jej wieku już dawno poznały: kawa z przyjaciółkami, pierwsze randki, spacery w deszczu… i samodzielne decyzje. Blisko czterdzieści lat swojego życia „trwała” jak gąsienica w kokonie, przyczepiona do jakiegoś zielonego drzewa. – Więc dlaczego Kasiu? – pytam wprost i banalnie – Dlaczego dopiero teraz?
– Wcześniej nie mogłam – mówi cicho kuląc się w sobie. Nie mogła. No bo jak tu zostawić mamę, wiecznie upominającą swoją dorosłą córkę i wypominającą jej obowiązek opiekowania się rodzicami? Jak tu się jej sprzeciwić, jak wytłumaczyć, że żyć trzeba samemu, „własnoręcznie”?
Kasia urodziła się kiedy jej rodzice byli już po 40-tce. Ma starszego brata i siostrę, z którymi utrzymuje sporadyczny kontakt. W dzieciństwie nie byli blisko, dzieliła ich spora (17 i 19 lat) różnica wieku. Na studiach rodzeństwo Kasi wyprowadziło się z domu, a potem oboje wyjechali do Niemiec, urządzając sobie życie z dala od czujnego oka mamy. Właściwie prawie się nie znają, niewiele o sobie wiedzą. Kasia przekonuje się o tym najlepiej dzięki przysyłanym co roku prezentom gwiazdkowym – takim, jakie można podarować zupełnie obcej osobie: zestawowi pachnących mydełek, paterze na owoce, czy ozdobnej poduszce, która w ogóle nie pasuje do jej mieszkania…
Jakim była dzieckiem? Bardzo nieśmiałym, spokojnym. Nie umiała inicjować kontaktów z rówieśnikami, z resztą mama mówiła jej, że te znajomości są niepotrzebne. Koleżanki przydają się, kiedy po chorobie trzeba uzupełnić lekcje, ale nie można im ufać, co to, to nie. Prędzej czy później zranią cię, oszukają i wykorzystają.
Więc Kasia nie ufała. Rosła w poczuciu, że świat jest zły, a jedyną osobą, która jej na pewno nie zawiedzie jest jej mama. Tata od zawsze stał z boku, nie wtrącając się w wychowanie Kasi. Kochał ją, chciał dla niej jak najlepiej, ale to „jak najlepiej” z pewnością rozumiała dobrze jedynie jego żona. Tak właśnie myślał.
Koleżanki Kasi dorastały, miały swoje tajemnice, pierwsze miłości, swoje małe grupki i spotkania po szkole. Ona stała z boku. Po lekcjach – prosto do domu, inaczej czekało na nią to pełne zawodu, surowe spojrzenie mamy. Kiedy dziewczyny z klasy buntowały się, kłóciły z rodzicami, opuszczały zajęcia, ona jeszcze bardziej zamykała się w sobie. Dla nich była dziwadłem. – Wiesz, że nie poszłam na żadną szkolną dyskotekę? – przypomina sobie teraz, zdziwiona nowym „odkryciem” – Ja nawet do sklepu bałam się wejść, poprosić o coś, pamiętam te nerwy i pot spływający po plecach.
W liceum poznała podobną dziewczynę, zaprzyjaźniły się. Koleżanka jednak nie przypadła do gustu mamie, a Kasia nie potrafiła się jej sprzeciwić. Odtrąciła tę przyjaźń. Znów była sama. To znaczy z mamą. W tym czasie mocno przeżyła śmierć taty, który zginął w wypadku samochodowym. To nią wstrząsnęło, ale nie na tyle by podjęła jakąś próbę zmian. Na pewno gdzieś, w środku zaczęła zadawać sobie pytanie, czy może jednak życie nie jest takie czarno-białe, jak to przedstawiała jej mama. Jeszcze więcej wątpliwości pojawiło się w jej głowie, gdy poszła na studia. Spotkała ludzi ciekawych świata, radosnych, otwartych. I ona też próbowała się otworzyć. Nie wyszło, coś ją blokowało. Właściwie nie coś. Rozmawiając o kserówkach z wykładu, egzaminie końcowym, czy planach na weekend zawsze miała wrażenie, że mama WIDZI. Że stoi gdzieś obok. Że zaraz powie coś, co sprawi, że Kasia będzie chciała zapaść się pod ziemię. Jak wtedy, gdy na wspólnym spacerze po Starówce spotkały kolegę z jej grupy. Powiedział „cześć”, podał rękę jej mamie i usłyszał : – No, mam nadzieję, że nie narzuca się pan mojej córce. Ona nie jest łatwa, jak wszystkie wasze koleżanki.
Miłość? Tak, przeżyła. To znaczy nie jest pewna, czy to miłość, bo podobno miłość zmienia wszystko. U niej nie zmieniła nic. Ona nawet nie trzymała się z nim za rękę. Ale ta rozmowa i spacer po plaży to najbardziej romantyczne chwile w jej dotychczasowym życiu. Siarczystego policzka i słowa „dziwka” w ustach mamy nie zapomni nigdy. Mama obserwowała ten spacer z okna domu wczasowego.
Kasia poddała się natychmiast, nie walczyła, chociaż chłopak próbował umówić się z nią na kolejne spotkanie. Trudno, by było inaczej. Mama Kasi powtarzała jej od dziecka, że mężczyzni są niebezpieczni, fałszywi, zdradliwi . Że chodzi im tylko o jedno. Z tego właśnie powodu Kasi nie wolno było założyć obcisłych jeansów, czy bluzki z dekoltem. Nosiła tylko luzne, męskie koszule i obszerne spodnie, maskujące kobiece kształty. – Mamy tylko siebie – powtarzała nieustannie mama – Pamiętaj o tym. To ci nie wystarcza?
Po studiach Kasia została na uczelni, jako pracownik naukowy. O 17-tej wracała do domu i była do dyspozycji mamy. Jadły obiad, robiły zakupy. Wieczorem wspólnie oglądały telewizję. Mama głośno komentowała serialowe życie bohaterów ulubionych filmów. Teatr? Raz na jakiś czas, owszem. Zawsze razem. Kasia zakładała wtedy na siebie swój najlepszy kostium i malowała usta balsamem. Wyobrażała sobie, że to makijaż.
Mama Kasi odeszła pół roku temu. Pierwsze kilka tygodni po jej śmierci Kasia przeżyła w szoku. Nie był to szok po stracie ukochanej osoby. Po prostu dotarło do niej nagle, że nie umie żyć. Mama zadbała o to, by każda minuta jej dnia była zaplanowana i skontrolowana. Do domu Kasia wracała najpóźniej przed dwudziestą, nawet dziesięciominutowe spóźnienie groziło awanturą. Wakacje? Zawsze razem, tam, gdzie chciała mama. Teraz nagle oto wszystko zależy od niej. Jest wolna. Ale od czego zacząć? Gdy pierwszy raz pomalowała sobie rzęsy, długo śmiała się do swojego odbicia w lustrze. Potem poszła do kina. W ciemności obserwowała twarze widzów, ich emocje. Ukradkiem spoglądała na całujące się pary. I oddychała, głęboko, tak jak to się robi w lesie, czy w parku.
Czego boi się Kasia? Chyba tego, że straconego czasu nie da się odzyskać, że nie zdąży dowiedzieć się tego wszystkiego, co wiedzieć powinna.
Dziś stawia pierwsze, chwiejne kroki w swojej samodzielności. Przełamuje nieśmiałość. Szuka terapeuty. Założyła nawet konto na Facebooku i ma coraz więcej znajomych. Przynajmniej tam, w internecie.
– To co teraz? – pytam mając na myśli najbliższy weekend. – Teraz trzeba natychmiast zacząć żyć – odpowiada mi swoim ulubionym cytatem – Okazuje się, że jest później niż myślałam…
Kasiu, trzymam kciuki. Nigdy nie jest zbyt późno, by zacząć żyć.