Czego byś nie zrobiła, jak bardzo byś się nie postarała, zawsze coś nie będzie tak, jak trzeba. Przecież można było spróbować chociaż o ten jeden raz więcej. Przecież można było włożyć więcej starania. Przecież można było poruszyć niebo i ziemię. Przecież… Jeśli bliska ci osoba jest z ciebie wiecznie niezadowolona, bardzo ci współczuję. Taka konfiguracja w związku szczęścia nie wróży, niezależnie od tego jak wielkie byłoby wasze uczucie. I wcale nie ma w tym winy jedynie tego, który wszędzie wietrzy katastrofę i niedopatrzenia. My też popełniamy błędy. Nie potrafimy być „ponad to”. Nie potrafimy walczyć o miłość, bo walczymy o człowieka.
Kiedyś, dawno temu, kochałam pewnego Niezadowolonego (choć zapewne nie tak mocno, jak powinnam), a on kochał mnie. Nasza, nieperfekcyjna z mojej strony, miłość nie przetrwała do trzeciej rocznicy i zakończyła się jednym wielkim wyrzutem rozpoczynającym się od słów: Bardzo chciałem z tobą być, ale ty nie chciałaś się dla mnie postarać.
Nie zrozumiałam, choć to jedno zdanie pozwoliło mi szybciej wyplątać się z tej relacji emocjonalnie. W tamtym momencie zabolało nieznośnie i obudziło we mnie poczucie niesprawiedliwości i rozczarowania. – Jak to? – myślałam – Znosiłam to ciągłe kręcenie nosem, to ciągłe wytykanie mi moich, najdrobniejszych błędów i poprawianie, strofowanie, udowadnianie, a on mi mówi, że mi się nie chciało?!
Znosiłam, bo… Bo co? Z miłości chyba. Tak mi się wówczas wydawało. Dziś myślę, że miłość nie „znosi”. Miłość akceptuje. Co, oczywiście musi działać w obie strony.
Świetnie, ale…
Słyszysz to często. Już po tonie tego komplementu orientujesz się, że twoja chwila radości długo nie potrwa. Jest sukces, ale nie taki, jak by mógł być (większy, okupiony trudem – tylko ty do cholery wiesz, ile cię ten sukces kosztował – bardziej spektakularny. Twój partner nie umie się cieszyć z tego, że ci „wyszło”. Albo umie tylko w ten sposób, pokazując ci „drugą stronę medalu”. Więc niby fajnie, pięknie, a przynajmniej dobrze, ale… (tu następują logiczne argumenty, zarzuty i wyrzuty). Skrzydła zostają podcięte, radość umiera.
Nie wiń go za to, jak się czujesz. A czujesz się bez wątpienia źle, beznadziejnie, jesteś przytłoczona i zawiedziona, bo pozwoliłaś by jego słowa cię dotknęły. To ty nie masz w sobie wystarczająco dużo przekonania, że twoja wygrana jest wartościowa. Łapiesz się tych kilku „ale” umniejszających twój sukces i przeżywasz, rozpamiętujesz, zamykasz w nich swoje szczęście, choć rozum mówi ci, że ON wcale nie ma racji. Sprawiasz, że jego słowa mają na ciebie negatywny wpływ. Uwolnij się spod tego wpływu. Jak? Uznając, że to ON ma problem, a nie ty. Czy nie wiedziałaś tego wcześniej? Czy nie bagatelizowałaś jego negatywnego podejścia do życia i związku? Człowiek, który psuje radość innym i wszędzie doszukuje się mankamentów jest gdzieś w głębi bardzo nieszczęśliwą osobą. Masz więc wybór: możesz spróbować mu pomóc, albo skoncentrować się jedynie na sobie. I każda z tych opcji ma swoje uzasadnienie.
Dobrze, spróbujmy ale…
Znasz taką sytuację? Wiesz, że jest między wami źle, podejmujesz próbę naprawy, bo ciągle wierzysz w tę relację. Więc najpierw organizujesz wspólny wyjazd na weekend, nie zrażając się, że nie to miejsce, nie ten hotel, nie ta pogoda i nie ten czas. Jest tak sobie. To znaczy, ty oczekiwałaś, że będzie inaczej, że twoje starania przyniosą zmiany w jego nastawieniu. Ale okazuje się, że to znów za mało. A ty znów jesteś nieszczęśliwa.
Potem proponujesz terapię. Wybieracie dzień, godzinę i gabinet. On się zgadza, choć od razu ostrzega, że się do „takich rzeczy” nie nadaje. Że terapeuta przygłupi, za drogi, za słaby. Mimo to, ciągle szukasz jakiegoś sposobu. Bo wydaje ci się, że skoro on jest niezadowolony to twoim zadaniem jest go zadowolić. Dopasowujesz się, zatracasz, zmieniasz swoje plany. A on? W zasadzie tylko krytykuje wszystkie twoje starania. Twoja frustracja rośnie, ale jakimś cudem najprostsze rozwiązanie nie przychodzi ci do głowy.
Daj mu tę szansę. Odpuść. Usiądź i pozwól mu pokazać jak należy zadbać o wasz związek. Przestań go zadowalać. Ryzykujesz właściwie tylko tym, że ON nie ma żadnego planu, że nie wie, że nie potrafi, a może już nawet nie kocha. Ta świadomość jest dla związku oczyszczająca. Co możesz wygrać? Wolność bez poczucia winy: jeśli nie kocha, nie wie, nie umie, po prostu odejdź. Jeśli kochacie oboje, a ON chce coś zmienić, pomyśl o tym, że być może z jego perspektywy wszystko wygląda inaczej. Człowiekowi trudno jest samemu wyjść z negatywnych schematów, zwłaszcza jeśli swoim ciagłym staraniem by go zadowolić odbiera mu się szansę odczucia na własnej skórze, że jego postawa jest zła.
Z perspektywy czasu myślę, że w tamtym moim „niezadowolonym” związku było dużo dobrych momentów. To ja koncentrowałam się jedynie na tych złych i na słowach, które mnie raniły i oddalały od człowieka, którego kiedyś przecież pokochałam. To ja stałam się Niezadowoloną i nie zawalczyłam o miłość. Bo o człowieka walczyć może jedynie on sam.